Na stu mieszkańców Wrocławia do urn 16 listopada poszło zaledwie 36. Inne miasta, gdzie mieszkańcy wybierają prezydentów, miały frekwencję wyborczą wyższą. Jedną z najwyższych w naszym kraju miał Sopot, gdzie głosować poszła ponad połowa mieszkańców (51,27 proc.). O zaledwie pięć procent mniej mieszkańców zagłosowało w Gdyni (45,26 proc.).
Wśród miast wojewódzkich warto wspomnieć Warszawę oraz Rzeszów z frekwencją powyżej 47 proc. (47,45) i Rzeszów (47,24).
Frekwencję powyżej 40 proc. mają także m.in. Gdynia (45,26), Częstochowa (41,39), Przemyśl (45,28), Gorzów Wielkopolski (44,23), Włocławek (41,25), Kraków (41,93), Białystok (41,56), Gniezno (43,33) a nawet Kalisz (41,3) i Suwałki (40,56).
Podobna frekwencja do wrocławskiej – ale ciągle wyższa – jest m.in. w Opolu (38,73), Poznaniu (38,76) czy w Gliwicach (37,25).
Okazuje się, że jest niewiele miast na prawach powiatu, gdzie frekwencja okazała się być niższa niż we Wrocławiu. Zaledwie 35 proc. mieszkańców poszło wybierać prezydenta Inowrocławia i tylko co trzeci wybierał prezydenta Bytomia.