Do napisania o wrocławskich kolejkach zainspirował mnie fan page na jednym z portali społecznościowych, który wyśmiewa kolejkę do Polish Lodów, czyli lodziarni na pl. Bema. Latem tłum ludzi stał tam od rana do wieczora – nie ukrywam, że stałam również. Okazuje się, że we Wrocławiu jest więcej miejsc i produktów, po które trzeba postać.
Stoję, bo chcę!
Skoro zainspirowały mnie Polish Lody, to od nich zacznę. Swoją drogą to chyba najbardziej obfotografowana kolejka we Wrocławiu. Rzeczywiście, wąż ludzi ciągnący się od pl. św. Marcina do małego okienka w kamienicy przy pl. Bema, robi wrażenie. Żeby otrzymać porcję ulubionych lodów (zakładam, że ulubionych, bo w przeciwnym wypadku, po co stać), trzeba zarezerwować sobie nawet kilkadziesiąt minut.
Kolejka do Polish Lody na pl. Bema, ma już swoich "hejterów", który wyśmiewają ją w internecie. fot ulaj
Co ciekawe to nie jedyna kolejka, która regularnie ustawia się na pl. Bema. Druga, a w zasadzie pierwsza, bo ta ustawia się tu odkąd pamiętam, to kolejka do Piekarni na Bema, którą prowadzi Stefan Ząb. W tym przypadku nie ma znaczenia pora roku – czy słońce, czy deszcz konsumenci stoją i cierpliwie czekają na swoją kolej. Okazuje się również, że przy piekarniach nie jest trudno trafić na kolejkę. - Osobiście niemal codziennie mijam tłum osób stojących przed piekarnią – mówi zapytany przez nas Alek.
Kolejka do Piekarni na Bema. fot. Paweł Wojdylak
Pozostając przy kolejkach „po jedzenie” trzeba również wspomnieć o tych, które ustawiają się codziennie do barów mlecznych. - Ja znam najlepiej kolejkę, która przed 13.00 ustawia się pod barem mlecznym Mewa – mówi Krzysztof, mieszkaniec Wrocławia. - Dlaczego o 13.00? Bo wtedy zaczynają wydawać pierogi ruskie – dodaje z uśmiechem. Kolejki do barów mlecznych oznaczają zazwyczaj, że do miasta wrócili studenci. Widać to bardzo dobrze w porze obiadowej pod Misiem przy ul. Kuźniczej czy w barze Słonecznym, obok Uniwersytetu Ekonomicznego.
Kolejki do wrocławskich barów mlecznych to również codzienny widok. Tu kolejka do Misia. fot. Janusz Krzeszowski
Gdy zapytałam wrocławian o kolejki, niemal co drugi mówił: tani ciuch na pl. Legionów! Ciuchy, to chyba drugi po pieczywie towar, za którym wrocławianie „lubią” sobie postać. Zanim wybije godzina „zero” i drzwi do sklepu zostaną otwarte, przez kilkadziesiąt minut grupa ludzi oblega wejście. - To samo jest na Kościuszki obok „trzonolinowca” - mówi Ania, mieszkająca w pobliżu. - Tu kolejka jest w każdy poniedziałek. Podejrzewam, że to przez dostawę nowego towaru – podsumowuje.
Kolejka pod lumpeksem na pl. Legionów. fot. Adam
Spektakularne kolejki można również podziwiać podczas różnych akcji na wrocławskim Rynku, a dokładniej - placu Solnym. Przed świętami na przykład dłuuuga kolejka ustawia się tu po choinki, które rozdaje wrocławianom jedna z ogólnopolskich rozgłośni radiowych. Innym razem wrocławianie stoją w akcji „Wymień odpady na kulturalne wypady”. Wówczas w długiej kolejce stoją osoby z butelkami, słoikami, makulaturą i innymi nadającymi się do recyklingu odpadami, chcąc wymienić je na bilet do kina, czy teatru.
Kolejka po choinki rozdawane przez radio RMF FM. fot. Janusz Krzeszowski
- Obecnie nie są to już kolejki, które znają nasi rodzice, czy dziadkowie. W takich ogonkach stało się, żeby zdobyć cokolwiek, bo wyboru jako-takiego nie było. Teraz chcemy coś lepszego, niż mają inni – mówi dr Tomasz Grzyb, psycholog społeczny w Wydziale Zamiejscowym SWPS we Wrocławiu. - To, że gdzieś ustawia się kolejka, to sygnał dla nas, że w tym miejscu towar jest lepszy. W tym przypadku działa tzw. społeczny dowód słuszności, bo w tłumnej kolejce po jakiś produkt człowiek umacnia swoje przekonanie, że wybrał dobrze. Stoimy więc i czekamy, a gdy daną rzecz uda nam się w końcu zakupić, jest ona dla nas swego rodzaju nagrodą. Tu jednak trzeba uważać, bo tę zasadę często wykorzystują specjaliści od marketingu, którzy przy okazji promocji jakiegoś produktu zatrudniają takich kolejkowych „staczy” - dodaje. Jeszcze innym powodem, dla którego stoimy, choć nie musimy, jest chęć nawiązania kontaktu z innymi osobami. - Obecnie kontakty z innymi ludźmi ograniczyliśmy do minimum. Żeby zrobić zakupy, możemy pojechać do supermarketu, z koszykiem pochodzić między regałami, zapłacić w kasie samoobsługowej i wrócić do domu. Przez ten czas nie odzywamy się do nikogo. Niektórzy więc wolą pójść i stanąć w kolejce, żeby chociażby ponarzekać, wymienić doświadczenia, etc. Oczywiście, gdyby ludzie musieli to robić, cały „czar” by prysł.
I właśnie dowód na to mamy w przypadku drugiej grupy kolejek, czyli tych, w których stoimy, choć nie chcemy.
Stoję, bo muszę...
Niestety tych kolejek również we Wrocławiu nie brakuje. Które z nich wrocławianie wymieniają najczęściej? Te do okienka na poczcie! I tu nie ma zasady, czy jest to poczta osiedlowa, czy ta na Rynku, postać trzeba w każdej i prawie zawsze. O tych kolejkach powstawały nawet piosenki. Jedną z nich nagrał wrocławski muzyk i performer L.U.C.
Nie można również nie wspomnieć o kolejce, która zawsze o tej samej porze roku, ustawia się pod Punktem Obsługi Klienta Urban Card na pl. Legionów. Początek września i października, to czas, kiedy jest to chyba najbardziej oblegane miejsce we Wrocławiu. No i oczywiście kolejka pod Powiatowym Urzędem Pracy we Wrocławiu. Byli i obecnie studenci wskazują również na kolejkę na Politechnice Wrocławskiej i nie chodzi tu o Polinkę. - Zapisy na studia, a dokładniej na zajęcia – mówi bez namysłu Wojtek, absolwent uczelni. - Bywa tak, że ludzie robią sobie grilla przez noc oczekiwania na otwarcie listy zapisów – dodaje. Jak widać nawet w kolejkach, w których postać trzeba, można znaleźć jakieś pozytywne strony.
Ula Jagielnicka