wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

22°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 16:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Manduba. Śladami rozbójnika z wrocławskiej legendy
Kliknij, aby powiększyć
Kolaż dwóch zdjęć. W tle Popowice w połowie XVIII wieku na rycinie Wehrnera. Zabudowania z prawej strony mogą być zaginionym pałacem biskupa von Neuburga, w którego ruinach siedzibę miał legendarny rozbójnik Manduba. W kółku rysunek rozbójnika na tle pałacu.  Wernher (domena publiczna) / Joanna Iwasieczko
Kolaż dwóch zdjęć. W tle Popowice w połowie XVIII wieku na rycinie Wehrnera. Zabudowania z prawej strony mogą być zaginionym pałacem biskupa von Neuburga, w którego ruinach siedzibę miał legendarny rozbójnik Manduba. W kółku rysunek rozbójnika na tle pałacu.

Była połowa XVIII wieku. Niespokojne lata wojen o Śląsk. Nie wiemy jak się naprawdę nazywał. W opowieściach, które przetrwały do naszych czasów, występuje jako Manduba albo Mandube. Miał terroryzować okolice Wrocławia na czele 150-osobowej bandy. Ale i pomagać biednym. Kim był legendarny Manduba? Co o nim wiemy?

Reklama

Manduba doczekał się nawet wpisu w Wikipedii. Wspomina o nim Norman Davies w „Mikrokosmosie”, nazywając go „śląskim Robin Hoodem”. Opowieść o pochodzącym z Rakowca rozbójniku, przytaczają i Zygmunt Antkowiak (w opisie Rakowca – „Stare i nowe osiedla Wrocławia”) i zmarły niedawno prof. Krzysztof Kwaśniewski – autor zbioru „Legendy i podania wrocławskie i dolnośląskie”.

Zaczęto snuć o nim opowieści gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku

Pochodzący z Rakowca (niem. Morgenau) Manduba miał być z zawodu rzeźnikiem. Na siedzibę wybrał sobie zniszczony w trakcie wojny siedmioletniej (1756-1763) dwór biskupa Franza-Ludwiga von Pfalz-Neuburga w podwrocławskich Popowicach. Napadał i grabił bogatych.

Żołnierze miejskiego garnizonu ścigali go wyjątkowo nieudolnie. Był ponoć postrachem wrocławskich mieszczan, oszczędzającym tylko swoich dawnych towarzyszy z cechu rzeźników. Zginął podobno na grobli między Dąbiem a wybudowanym później wapiennikiem (wapiennik stał na terenie dzisiejszego zoo), a zabić mieli go jego podwładni.

Tam również został pochowany. W miejscu odległym, by – jak powiadano – na miejsce to nie pielgrzymowali ci, którzy uważali go za bohatera.

<p>Czerwona Karczma przy obecnej ulicy Krakowskiej. Według podań była jednym z miejsc, w kt&oacute;rych działała banda Manduby.&nbsp;</p> źródło: fotopolska.eu
Czerwona Karczma przy obecnej ulicy Krakowskiej. Według podań była jednym z miejsc, w których działała banda Manduby. 

– Jedną z najstarszych znalezionych przeze mnie wzmianek o rozbójniku Mandube jest ta z 1795 roku: "w Popowicach w starym zamku, który obecnie jest niezamieszkały, miał swoje schronienie słynny niegdyś rozbójnik i złodziej Mandube" (Friedrich Albert Zimmermann, "Beyträge zur Beschreibung von Schlesien") oraz pochodząca z 1797 roku: "za czasów cesarza wielkie bandy złodziei i morderców czyniły kraj i drogi niebezpiecznymi. Nieraz żądali pieniędzy za przejście, tak jak mój dziadek został o to poproszony przez niesławnego Mandube. Takie gangi rabowały, torturowały i zabijały naszych nieszczęsnych przodków. Ścieżki i gościńce były niebezpieczne, a koła i szubienice każdego miasta i każdego zamku były pełne trupów straconych złoczyńców" ("Schlesische Provinzialblätter"). Później do legendy dodawane są kolejne szczegóły – mówi Piotr Lis, autor książki o nieistniejących kamienicach, badacz lokalnej historii

Takie jak choćby wątek osobisty. Szczegółowo rozpisuje się o nim prof. Kwaśniewski. Manduba miał być żonaty. Jego żona początkowo nie wiedziała nic o przestępczej działalności męża. Kiedy zdała sobie z niej sprawę, była już w ciąży. Wkrótce urodziła córkę, której nadali imię Maria. Miała wówczas powiedzieć, że odbierze sobie życie jeśli jej mąż okaże się mordercą.

Od tej pory zawsze nosiła przy sobie sztylet. Słowa niestety dotrzymała. Jej brat próbował na czele zbrojnego oddziału odbić ją z rąk Manduby. Przypłacił to życiem. Herszt bandytów położył swojego szwagra trupem. Zrozpaczona kobieta popełniła samobójstwo. Czternastoletnia wówczas Maria, zgodnie z obietnicą złożoną matce, uciekła z domu. Na cześć lubianej powszechnie i doświadczonej przez los dziewczyny Rakowiec zaczęto nazywać Marianowem (niem. Marienau). Taką przynajmniej wersję legendy opowiada nam Krzysztof Kwaśniewski.

Manduba przed dawnym pałacem biskupa, rysunek ilustracyjny Joanna Iwasieczko
Manduba przed dawnym pałacem biskupa, rysunek ilustracyjny

Mogło być jednak zupełnie inaczej…

O żonie Manduby wspomina także wydane w 1809 roku czasopismo Der Breslauische Erzähler:

–  Zgodnie z opisem starca, Mandube był podobno średniego wzrostu i zachowywał się niezwykle skromnie. Podobno miał czarne, olśniewające oczy, skrywające przebiegłość i złośliwość. Był również żonaty. Nie mieszkał jednak ze swoją Katlin, a ona z pewnością nie brała udziału w jego złodziejskim fachu. Mówi się, że mieszkała na Zatumiu (rejon obecnych ulic Szczytnickiej i Wyszyńskiego – przyp. red.), a po tym, jak mężczyzna został zadźgany na śmierć przez swoich towarzyszy w związku z podziałem pieniędzy pod dębem, który stał na grobli między Dąbiem a obecnie tam zbudowanym wapiennikiem (…) i tam pochowany, mówi się, że pojawiała się w tym miejscu przez długi czas na początku dnia i modliła się.

Zbój, który miał mocne „plecy”

W chwili jego śmierci Maria miała czternaście lat. To frapująca wskazówka. Oznaczałaby, że kilkanaście lat stał na czele gangu, działającego w mieście o które walczyły właśnie armie dwóch mocarstw. I nikt go przez ten czas nie złapał. Coś tutaj w oczywisty sposób nie gra. Jeśli opowieść ta jest choć w części prawdziwa, to Manduba musiał mieć sojuszników. I to raczej wpływowych. Kogoś, komu jego wyczyny były na rękę. Kogoś, kto sprawiał, że wojsko szukało go raczej tak, żeby nie znaleźć.

Grudzień 1757 - ewakuacja wojsk austriackich z Wrocławia po ich przegranej bitwie pod Lutynią. Historycznym tłem legendy o Mandubie są wojny o Śląsk między Prusami a Austrią. rycina ze zbiorów Archiwum Państwowego we Wrocławiu / domena publiczna
Grudzień 1757 - ewakuacja wojsk austriackich z Wrocławia po ich przegranej bitwie pod Lutynią. Historycznym tłem legendy o Mandubie są wojny o Śląsk między Prusami a Austrią.

–  Rada miejska Wrocławia w tym czasie wysyłała żołnierzy przeciwko Mandube i jego bandzie, tak że krwawe potyczki podobno miały miejsce między obiema stronami. W tym czasie żołnierze ci byli zbyt mało zręczni i odważni, aby móc zrobić cokolwiek ważnego przeciwko przebiegłemu rabusiowi, chociaż rada bardzo ich chwaliła (…) – czytamy w "Der Breslauische Erzähler" z 1809 roku.

W podobnym tonie utrzymana jest relacja pochodząca z 1821 roku ("Der Hausfreund: Eine Wochenschrift zur Erheiterung"):

– Mandube i jego liczna banda bezkarnie dopuszczali się rozbojów i aktów przemocy, gdyż – jak mówią – pogodził się z patrycjuszami ówczesnej rady miejskiej. Rodziny patrycjuszowskie z radością opowiadają, że Mandube często eskortował ich do bramy, gdy wracali późno do domu z wycieczki, a następnie przyjacielsko się kłaniał. Po wielu rabunkach Mandube został zamordowany przez innych rabusiów – czytamy.

Kim naprawdę był Manduba? Nie wiemy. Ale z pewnością kimś więcej niż pospolitym zbójem.

Pałac biskupa von Neuburga na Popowicach

Podążając śladem Manduby, nie sposób zapomnieć o jego głównej kryjówce. Miał nią być pałac, zamek lub dwór wzniesiony na Popowicach przez wrocławskiego biskupa. Budynek to coś namacalnego. Może uda się znaleźć coś o nim, albo o jego wcześniejszym lokatorze. Biskup to wszak postać historyczna. Czyją posiadłość zajął Manduba?

Sprawdzam zatem biskupa. I muszę powiedzieć, że robi się coraz ciekawiej. Biskup von Neuburg przez 35 lat (1684-1719) był cesarskim namiestnikiem całego Śląska.

Tak wygląda Kaplica Elektorska we wrocławskiej katedrze, wybudowana przez biskupa von Neuburga dla niego samego

Urząd nazywał się Oberamt (Urząd Zwierzchni). Do jego kompetencji należały m.in. nadzór nad werbunkiem żołnierzy, nadzór nad sądownictwem, zapewnienie porządku i bezpieczeństwa, czy dbanie o poszanowanie praw monarchy jako władcy Śląska. Jak gdyby tego było mało, von Neuburg był (jak każdy wrocławski biskup w tych czasach) władcą Księstwa Nyskiego i licznych dominiów pod Wrocławiem. Ale nie tylko.

Był także szwagrem cesarza Leopolda I i szwagrem królewicza Jakuba Sobieskiego (księcia oławskiego). Arcykanclerzem Rzeszy Niemieckiej, elektorem mającym prawo wyboru cesarza i… wielkim mistrzem Zakonu Krzyżackiego. Nie było na Śląsku potężniejszego człowieka.   

Zastanawiam się, w jakiej roli Manduba pojawił się w jego pałacu. Zdobywcy?.. Squattersa? A może zupełnie na odwrót - ostatniego strażnika?

Aż dziwne, że o pałacu takiego człowieka tak niewiele wiadomo. O pomoc zwracam się do Piotra Lisa, autora książki o nieistniejących kamienicach.

– Stare mapy wskazują, że otoczony fosą pałac na Popowicach znajdował się na terenie późniejszego portu. W "Der Breslauische Erzähler" pojawia się wzmianka, że został uszkodzony w połowie XVIII wieku. Z mapy z 1821 roku wynika dodatkowo, że ulokowano w nim kawiarnię. Generalnie z pałacem sprawa jest skomplikowana, bo brakuje pewnych informacji. Wydaje się, że pałac istniał jeszcze w XX wieku – mówi Piotr Lis.

Zachowała się nawet przedstawiająca go rycina z początku XIX wieku.

<p>Miedzioryt przedstawiający dw&oacute;r w Popowicach (to przypuszczalnie budynek z lewej strony) w połowie XVIII wieku.&nbsp;</p> F.G. Endler / domena publiczna
Miedzioryt przedstawiający dwór w Popowicach (to przypuszczalnie budynek z lewej strony) w połowie XVIII wieku. 

To najprawdopodobniej budynek z podcieniami, widoczny z lewej strony. Czy to tu była siedziba Manduby?

Jeszcze inny trop prowadzi na Górkę Szczepińską

W jednym ze zbiorów wrocławskich legend trafiam na taką wzmiankę:

<p>Fragment książki Breslauer Sagen z 1929 roku, opowiadający o "zamku rozb&oacute;jnik&oacute;w" na wzniesieniu nieopodal Popowic.</p> Breslauer Sagen, prof. Richard Kühnau, Breslau 1929
Fragment książki Breslauer Sagen z 1929 roku, opowiadający o "zamku rozbójników" na wzniesieniu nieopodal Popowic.

– W pobliżu Popowic, niedaleko Odry, znajduje się wzniesienie, tak zwany zamek. Ale to nie ono, tylko położony około 150 kroków na południowy wschód od niego dom, miejscowi nazywają „starym zamkiem rabusiów”. Stoi on blisko nasypu (wału? tamy? grobli? – przyp. red.) i najwyraźniej miał kiedyś lepsze położenie; obecnie jest to dom robotniczy. Podobno prowadziło do niego podziemne przejście, które jednak popadło w ruinę, a wejście do piwnicy zostało zamurowane. Ludzie mówią, że szef zbójników mieszkał w zamku na wzniesieniu, ale jego towarzysze mieszkali w „starym zamku zbójników” – pisał w 1929 roku prof. Richard Kühnau.

W pobliżu Popowic znajduje się tylko jedno wyraźne wzniesienie. Górka Szczepińska. Jadę tam. Wchodzę na szczyt, liczę kroki na południowy wschód.

Galeria zdjęć

Po mniej więcej 150 znajduję się przy trzech starych dębach, na ścieżce pomiędzy ogrodami działkowymi. Ogródki po północnej stronie położone są wyżej. Teoretycznie mogłaby to być dawniej jakaś szeroka grobla czy rodzaj nasypu. Czy to było tu? -  Die Leute sagen… Ludzie powiadają…

Jeśli wzniesienie było tu już dawniej, to i tak powiększono je zdaje się gruzem już w XX wieku. Tak Manduby nie znajdę. Pora zajrzeć ponownie w archiwalne zapiski.

Działał głównie na przedmieściach i w podwrocławskich wioskach

– Mandube mieszkał w starym zamku w Popowicach, ale przebywał także ze swoimi towarzyszami w sąsiedniej tak zwanej Odrzańskiej Gospodzie. Mandube i jego towarzysze mieszkali również w Rothkretscham (Czerwonej Karczmie przy obecnej ul. Krakowskiej – przyp. red.), a nawet na przedmieściu przed Bramą Oławską – czytamy w "Der Breslauische Erzähler".

W tym samym tygodniku znajduje się także ciekawa wzmianka o gospodzie na Dąbiu:

– Mandube podobno uważał się za najbezpieczniejszego w gospodzie na Dąbiu. W tamtych czasach obszar ten był bardziej otoczony lasami i krzewami, a starszy człowiek opowiadał mi kilka lat temu, że jego dziadek który był właścicielem wspomnianej gospody, pamiętał z wczesnej młodości, jak Mandube i jego towarzysze od czasu do czasu wydawali bankiet w gospodzie na Dąbiu. Zatrzymywali podróżujących przez most Przepustkowy (dziś Zwierzyniecki – przyp. red.), przyprowadzali ich do gospody na Dąbiu, zabawiali ich jedzeniem i piciem przez cały wieczór i nie wypuszczali, dopóki bankiet się nie skończył.

<p>Zabytkowy dom przy ulicy Zielonego Dębu na Dąbiu. Na uliczce tej mieściła się w XVIII wieku jedna z dw&oacute;ch karczm działających na Dąbiu.</p> Maciej Wołodko
Zabytkowy dom przy ulicy Zielonego Dębu na Dąbiu. Na uliczce tej mieściła się w XVIII wieku jedna z dwóch karczm działających na Dąbiu.

Manduba czy Man Duba?

Także pseudonim wrocławskiego rozbójnika pozostaje niejasny. Nazwisko o takim brzmieniu ma pochodzenie afrykańskie. W języku arabskim Manduub to słowo oznaczające delegata, reprezentanta. Jest także gatunek suma z Południowej Ameryki, który nazywa się Manduba. Tego typu rewelacje z wyszukiwarki internetowej nie na wiele nam się chyba przydadzą.

Kusi oczywiście rozwiązanie najprostsze – wstawić w to słowo spację. Man Duba / Man Dube to mężczyzna Duba / Dube. Ktoś mógł to tak zapisać. Ktoś inny nie dopatrzeć się odstępu między wyrazami.

Czy mógł być Polakiem i nazywać się Duba? Mógł. W połowie XVIII wieku większość podwrocławskich wsi mówiła jeszcze po polsku (a w zasadzie w wasserpolnisch). Choć niekoniecznie Rakowiec. Wieś Morgenau założona została dopiero w 1677 roku przez radę miejską Wrocławia. Jej mieszkańcy mogli mówić już po niemiecku.

Równie dobrze Mandube mogło być gangsterskim przydomkiem – czymś jak Pershing, Masa. Krzysztof Jarzyna ze Szczecina.  

Zginął i został pochowany tam, gdzie czuł się bezpiecznie

Gdzieś między Dąbiem a miejscem, w którym wzniesiono później wapiennik. Na grobli albo wale. W dzisiejszej topografii oznaczałoby to zapewne odcinek wału mniej więcej od mostu Olimpijskiego do kładki Zwierzynieckiej.

Czy został kiedykolwiek upamiętniony?

Raczej nie. Chociaż…

Kilkaset metrów dalej na wschód, stoi na łące stary, drewniany krzyż. Ktoś go postawił na granicy Dąbia i Biskupina. Dawno temu.

stary krzyż nad Odrą Tomasz Hołod
stary krzyż nad Odrą

Manduba był za młodu rzeźnikiem i pochodził z Rakowca. Musiał należeć do cechu rzeźniczego. Zapewne do Nowej Ławy Rzeźnickiej (Fleischermitter Neue Bänke), bo ten właśnie cech związany był (od głębokiego średniowiecza) z Nowym Miastem i wrocławskimi przedmieściami – także tym Oławskim. Biskupin był natomiast jednym z dominiów wrocławskich biskupów (także wspominanego biskupa von Neuburga). W 1833 roku za kwotę 12 020 talarów teren ten kupiła… Nowa Ława Rzeźnicka.

Skojarzenie jest może nieco nazbyt brawurowe. Ale... Ciekawy zbieg okoliczności.

Pamiętajcie, że to tylko legenda

Historia taka jak ta, może mieć drugie, a nawet trzecie dno. To niemal gotowy motyw na powieść spod znaku płaszcza i szpady. Albo na serial Netflixa. Z politycznymi intrygami, wartką akcją i nieoczywistym wątkiem miłosnym. Bo czy żyjąca w separacji z Madubą Katje, przychodziłaby na jego grób, gdyby nie łączyło ich jednak uczucie?

Ale nie wszystko co zapisano o Mandubie, wydarzyło się naprawdę.

– Możliwe, że legendy zlały się z rzeczywistością i dzisiaj trudno oddzielić, co było faktem, a co baśnią w informacjach o Mandubie. Trudno go umiejscowić w topografii podwrocławskiej, trudno umiejscowić go czasowo, nie mówiąc już o jego nazwisku/przezwisku – ani to polskie, ani niemieckie, być może zniekształcone nazwisko Mann, a może Mende. A już w XIX wieku zapewne przy kolejnych opisach dodawano kolejne często fantastyczne dodatki. Ot, urok baśni – dodaje Piotr Lis.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama