wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

25°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 17:40

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. W rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej rozmawiamy z historykiem o pierwszych tygodniach września 1939 we Wrocławiu

Mąż był na froncie, żona pracowała, a małymi dziećmi, sprzątaniem i gotowaniem zajmowała się przymusowa służąca z Polski. Na zakupy chodziło się z kartkami, po drodze mijając oficerów. W niebezpieczeństwie żyli właściwie tylko Żydzi, których w miastach nazywano nurkami. O Breslau z czasów początku drugiej wojny światowej opowiada Jerzy Maroń, historyk z Instytutu Historii Uniwersytetu Wrocławskiego.

Reklama

Co działo się w Breslau w dniu rozpoczęcia drugiej wojny światowej?

1 września był dniem realizacji Planu Białego agresji na Polskę, przygotowanego przez Wehrmacht i opartego na gwarancji brytyjskiej, dzięki której wojna zaczęła się później, niż planowano. Dobrze, że nie wybuchła pod koniec sierpnia, bo Niemcy uderzyliby w momencie mobilizacji, kiedy armia polska była w rozkroku. Efekty byłyby piorunujące.

Jak w mieście organizowało się wojsko niemieckie?

Wrocław był miejscem stacjonowania dowództwa 8. okręgu wojskowego, które zostało utworzone po objęciu władzy przez hitlerowców. Budynek tego sztabu do dziś istnieje przy ul. Sztabowej. A także miejscem stacjonowania wielu innych jednostek dowództwa, niezbędnych przy przygotowywaniu działań wojennych. Stosunkowo niewiele było jednostek liniowych, za wyjątkiem 30. dywizji i jednego punktu piechoty na Karłowicach, gdzie teraz jest akademia wojsk lądowych.

Czyli Wrocław stał się przede wszystkim siedzibą oficerów?

Tak, stacjonowały tu sztaby i jednostki wsparcia, a więc szefostwa saperów, łączności. Saperzy przygotowywali, wespół ze strażą graniczną, która została zmobilizowana, podstawy wyjściowe do głównego uderzenia w centrum Polski. Rozlokowana na Dolnym Śląsku armia miała uderzać w kierunku na Warszawę. Operowali na dziale wodnym między dorzeczem Odry a dorzeczem Wisły.

Jaką rolę pełnił wspomniany 8. okręg wojskowy?

Od 1 września zaczął działać jako dowództwo, którego głównymi zadaniami było wsparcie kwatermistrzowskie, logistyczne, szkolenie rezerw i dokończenie mobilizacji aż pięciu dywizji rezerwowych. One ostatecznie nie zdążyły wziąć udziału w kampanii polskiej we wrześniu, ale stały się potem pełnoprawnymi dywizjami Wehrmachtu. Z trzech dywizji czynnych o niepełnych stanach wystawiono osiem dywizji piechoty. Przed mobilizacją częściową w 1938 roku śląskiemu okręgowi wojskowemu podlegały nieco ponad 52 tysiące żołnierzy. Po mobilizacji masowej, która objęła przede wszystkim mieszkańców z terenów rejencji wrocławskiej, opolskiej i legnickiej, 8. okręgowi podlegało ponad 280 tysięcy żołnierzy.

Polacy wiedzieli o tych działaniach?

Mobilizacja na terenie 8. okręgu i sytuacja wojskowa we Wrocławiu była doskonale znana wywiadowi polskiemu.

Jak to możliwe?

Były dwa niezależne od siebie źródła informacji. Na początku 39 roku powołano specjalną utajnioną komórkę o nazwie Wicher, której zadaniem była ocena meldunków i nanoszenie bieżącej sytuacji rozlokowania sił niemieckich. Pracowała 24 godziny na dobę. Mówiąc krótko, był to radiowywiad. Dzięki niemu Polacy znali rozlokowanie 90 procent jednostek niemieckich, mimo że Niemcy w momencie wprowadzenia najwyższego stanu gotowości bojowej dołożyli następne wirniki do Enigmy i były problemy ze złamaniem tego szyfru. Oficerowie niemieccy nie wiedzieli, że Polacy mają informacje z nasłuchu. Zresztą Niemcy nie zorientowali się, że maszynowe szyfry Enigmy były łamane do początku 39 roku.

Drugie źródło to obserwacja zewnętrzna. We Wrocławiu działała placówka wywiadu ulokowana przy konsulacie polskim w budynku przy ul. Kruczej. Jej szefem był major o pseudonimie Adrian, który jako znakomity oficer wywiadu miał doskonałe kontakty, głównie z kręgami tak zwanej opozycji niemieckiej. Świetnie orientował się w sytuacji politycznej. Adrianowi podlegał porucznik Długołęcki, oficer liniowy, skierowany do Wrocławia w roku 39. Właściwie to sam się zgłosił, bo miał tu rodzinę. Gdy przyjechał, był kompletnie nieznany, bo wcześniej został fikcyjnie przeniesiony do rezerw i występował jako pracownik konsulatu. W wywiadzie działał w miesiącach letnich, tuż przed wybuchem wojny. Na podstawie obserwacji płynności przemieszczania się żołnierzy doskonale rozpracowywał, które jednostki zniknęły, a które pojawiły się we Wrocławiu. Raport udało mu się przewieźć do Berlina, pomimo że Abwehra śledziła pracowników konsulatu, doskonale zdając sobie sprawę, że to są oficerowie pod przykryciem. Jego relacja jest do dziś niesłychanie ciekawa dla wrocławian, wręcz sensacyjna, bo Długołęcki mimowolnie dowodził w niej, jak doskonale oficer wywiadu musiał znać topografię miasta. W jego raporcie są ciekawostki. Dowiadujemy się na przykład, że fantastycznym miejscem do zgubienia ogona był Powszechny Dom Towarowy [dzisiejsza Renoma - przyp. red.]. Cztery wejścia i tłum ludzi.

Mówił profesor o wielkiej mobilizacji. Zaciągnięcie tylu żołnierzy do wojska musiało mieć wpływ na życie w mieście.

Potrzeby frontu były tak duże, że panowie wręcz zniknęli z ulic. Najpierw mobilizowani byli mężczyźni, którzy nie pracowali w strategicznych dla wojny gałęziach gospodarki na przykład w przemyśle. Zostawiano także pracowników wykonujących najcięższe prace fizyczne, jak górników, ale z czasem sięgano także po nich. Zaciąganych do armii mężczyzn zastępowali robotnicy cudzoziemscy z całej Europy, najczęściej przymusowi. Wśród nich jeńcowi wojenni, osoby z obozów i kacetów. Wypuszczano ich z niewoli i zmuszano do pracy. Niektórzy zgłaszali się ochotniczo, jak na przykład Francuzi z okupowanego kraju. Ale na początku po mobilizacji we Wrocławiu mężczyźni zniknęli z życia cywilnego. Zostały kobiety i dzieci. Bez mężów ich życie się zmieniło, zwłaszcza tych, które wcześniej były na utrzymaniu i zajmowały się domem.

Poszły do pracy i jednocześnie wychowywały dzieci?

Tak, musiały zastąpić mężczyzn. Kobiety bez wykształcenia wykonywały najprostsze prace związane z opieką czy sprzątaniem. Proszę jednak pamiętać, że poziom wykształcenia społeczeństwa niemieckiego był wysoki. Również kobiety miały wyższe studia, więc były dopuszczane do ambitniejszych zawodów.

Zatem wojna utrudniła im życie, mimo że we Wrocławiu było spokojnie i bez bezpośredniego zagrożenia.

Było trudniej, ale proszę pamiętać, że społeczeństwa, które brały udział w pierwszej wojnie, były zahartowane. Poza tym z upływem miesięcy robiło się lżej. W Niemczech, w tym we Wrocławiu, pojawiły się bowiem przymusowe robotnice z Polski. Dzięki ich obecności rodziny zaczynały żyć inaczej. Mąż był na froncie, żona pracowała, ale małymi dziećmi zajmowała się darmowa służąca, która niańczyła, sprzątała i gotowała.

Poza tym pamiętajmy, że polityka społeczna Trzeciej Rzeszy była nastawiona na przyrost demograficzny, więc system opieki nad kobietami w ciąży, nad dziećmi, które nie chodziły do szkoły, i system szkolny był rozbudowany i efektywny.

Skoro mowa o systemach, to warto jeszcze wspomnieć kartki…

Tak. Wojsko musi jeść, a było ogromne, więc w 39 roku wprowadzono reglamentację żywności dla ludności cywilnej. W miastach było to najbardziej odczuwalne. Karki były bezwzględne, ograniczały dostęp do podstawowych artykułów niezbędnych do życia na co dzień, takich jak żywność czy środki higieny czy opałowe. Znane są historie o sprzedaży czerstwego chleba, bo takiego je się mniej niż świeżego. Albo brukiew zamiast ziemniaków… Kartki były także na kawę i herbatę, czyli na artykuły tak jakby luksusowe. Zaczęły obejmować coraz szerszy asortyment.

Jedzenie i inne produkty musiały wystarczyć także dla tych, którym kartki nie przysługiwały, czyli dla prześladowanych Żydów.

Ukrywających się w dużych miastach Żydów, żyjących w rodzinach mieszanych, nazywano nurkami. Łatwiej było im przetrwać wśród dużego społeczeństwa. Wielu ocalało, bo byli zasymilowani nie tylko językiem niemieckim, ale także kulturą. W Niemczech nie odczuwali bariery kultury życia codziennego. W przeciwieństwie do Żydów żyjących w Polsce. Z tych niewielu znało język. Ale przede wszystkim dekonspiracja następowała w momencie zwykłego spotkania towarzyskiego. Zwyczaje Żydów w Polsce i Niemczech to były inne światy. Inna rzecz jest taka, że Niemcy mieli w głowach karykaturalny obraz Żyda: pejsy, haczykowaty nos. Jeżeli ktoś nie miał tych cech, mógł uniknąć problemów. A w Polsce? Oko szmalcownika rozpoznało każdego.

A propos ukrywania, to we Wrocławiu zachowały się budowle do tego służące.

W 39 roku nikt nie obawiał się zagrożenia ze strony lotnictwa polskiego. Słusznie oceniono, że strona polska nie ma możliwości bombardowań na znaczącą skalę. Dopiero wybuch wojny sowiecko-niemieckiej przyniósł zmiany w wyglądzie miasta. Mimo że nalotów nie było, zaczęto budować przeciwlotnicze schrony naziemne i podziemne. Naziemne widzimy na placu Strzegomskim, czyli budynek dzisiejszego muzeum współczesnego, przy ulicy Słowiańskiej, Grabiszyńskiej czy Reja. Podziemne to z kolei parking przed dworcem głównym, łazienki przy kościele Marii i Magdaleny przy Szewskiej czy toalety na placu Solnym. Ale to późniejsze lata. We Wrocławiu zrobiło się gorąco dopiero pod koniec wojny.

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl