wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

12°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 03:05

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Przydatne informacje
  4. Celebryci we Wrocławiu
  5. Błękitna Martyna

Najnowsza Pani płyta to hołd dla Joni Mitchell, wyjątkowej artystki, świętującej właśnie siedemdziesiąte urodziny. Ale mam wrażenie, że to jednocześnie, mimochodem, dowód na Pani potrzebę działania, kreatywność i wiarę, że ma Pani jeszcze wiele zadań w sferze muzyki, niekoniecznie ograniczających się tylko do propagowania znaczących twórców...

 – Nie mam poczucia jakiejś poważnej misji. Zrobiłam tę płytę z ogromną przyjemnością i z nadzieją, że uda mi się zachęcić ludzi do posłuchania utworów Joni, artystki wspaniałej, wrażliwej, dowcipnej, utalentowanej, nad której dorobkiem warto się pochylić. A przy okazji warto też wracać do muzyki lat 60.-70., czasu, w którym powstało mnóstwo fascynujących, ważnych utworów. Cieszę się więc, że płyta już spotkała się z życzliwym odbiorem i zainteresowaniem. Mam nadzieję, że zrobi dobre wrażenie i przyniesie radość osobom, które lubią słuchać moich płyt. Jeśli przy okazji grono odbiorców się powiększy, to będzie naprawdę wspaniale!

 Album „Burzliwy błękit Joanny” zawiera polskie wersje wybranych utworów Joni. To wybór podyktowany sercem? Śpiewa Pani to, co jest w zgodzie z Pani duszą?

 – Nie chodziło mi o autokreację na motywie czyjejś twórczości. Nie mam potrzeby ścigania się, mierzenia z wielkimi wykonaniami. Nie jest łatwo śpiewać piosenki Joni Mitchell, szczególnie jej repertuar jazzowy jest wyjątkowo trudny wykonawczo. A ja nie chciałam za wszelką cenę pokazywać, że coś potrafię. Urzekał mnie zawsze wymiar znaczeniowy tego repertuaru, zawartość tekstowa. Uznałam, że nadszedł czas, by przybliżyć polskiej publiczności to, o czym mówią te piosenki.

 A opowiadają o sprawach, które poruszać mogą zawsze: o trudnych relacjach międzyludzkich, oczywiście o miłości, o przemijaniu, o powtarzalności ludzkich spraw, o niebezpieczeństwach współczesnego świata, a także o kobiecości. To przesłanie mądrej, wyzwolonej, pewnej swojej wartości dojrzałej kobiety. Czy tak Pani się czuje i afirmuje to śpiewaniem?

– W pewnym sensie tak. Zawsze dokonywałam pewnych wyborów świadomie, nawet wtedy gdy byłam młodszą osobą. I zawsze było dla mnie istotne, co śpiewam. I nie uciekałam od trudnych tematów piosenek. Może kiedyś nagram płytę z prostymi, wesołymi piosenkami, że słońce świeci, że jest pięknie. Tymczasem jeszcze nie chcę przestać zajmować się mniej miałkimi, a nawet boleśniejszymi wątkami. Zwłaszcza teraz, gdy żyjemy w momencie trudnym dla wielu osób, czasie niepokoju. Nie można usypiać ludzkich lęków, tylko trzeba się z nimi mierzyć, nawet i w piosenkach. Choć naturalnie trzeba jednocześnie cieszyć się życiem, pozytywnie postrzegać świat i ludzi. I warto stawiać opór złym rzeczom dla dobra ogółu. Ale ja nie lubię narzekać, nie chcę tego robić.

Ale ja znajduję narzekanie w tych utworach! Ale nie postrzegam tego jako marudzenie. Bo proszę: zalewa nas beton i asfalt, rośnie kamienny krąg... To dlatego uciekła Pani z Wrocławia, dla którego wcześniej opuściła Pani Warszawę, dla której opuściła Pani Kraków?

– Ucieczka z miasta i osiedlenie się na wsi [Martyna Jakubowicz mieszka teraz w jednej z niewielkich górskich miejscowości Dolnego Śląska - B.Ch.] to nie była jakaś fantasmagoria. Byłam bardzo zestresowana i takie dostałam zalecenia lekarskie. Musiałam zmienić całkowicie tryb życia, dostosowałam się do wskazówek lekarzy. A jednocześnie powracałam w ten sposób do świata mojego dzieciństwa, do bliskości z naturą. I wiem, że to jest fantastyczne móc znajdować z nią kontakt, zachwycać się spektakularnymi przemianami przyrody, a jednocześnie jej powtarzalnością.

 Czy Wrocław zraził Panią do siebie? Chyba nie aż tak bardzo, skoro chce Pani jednak zaśpiewać dla wrocławskiej publiczności...

 – Myślę, że każdy punkt na mapie, każde miejsce, gdzie się człowiek pojawi, ma swoje wady i zalety. Ja wszędzie, gdzie decydowałam się zamieszkać, we Wrocławiu także, spotkałam ludzi fantastycznych i też takich, którzy nie wprawili mnie w „dobrostan” (śmiech). Ale to chyba niezależne od miejsca, od miasta. Do Wrocławia przyjechałam w poszukiwaniu tego, co teraz odnalazłam w górach. W tamtym czasie to było urokliwe miasto, pokochałam je za ten magiczny wybrukowany kocimi łbami Rynek. Ale potem dopadło mnie tu to, przed czym uciekałam ze stolicy – beton, wieżowce, banki, świat Midasa. Jasne, nie mogę oczekiwać, że czas zatrzyma się w miejscu i nie będzie postępu. Ale rozumiejąc to wszystko, cieszę się, że przebywam teraz w otoczeniu, w którym architektem jest natura. Mogę widzieć tu prawdziwe piękno. Lubię miejsca, które mają element zastygniętej, zachowanej przeszłości. Jestem trochę cywilizacyjnie „nieprzysiadalna”, nie fascynują mnie ogromne wieżowce, cyfryzacja, komputery. Jestem taka dziewiętnastowieczna (śmiech)...

 A jednak „w domach z betonu nie ma wolnej miłości”! Nie znielubiła Pani jeszcze tej piosenki?

– Ja mam w swojej twórczości wiele innych znanych fanom utworów!

Wiem, wiem! Ale przecież dla przeciętnego odbiorcy Martyna Jakubowicz kojarzy się właśnie z tą, zresztą fantastyczną piosenką...

– Ona trafiła w swój czas! Czasem tak się zdarza, tego nie da się zaplanować. Ale trzeba pamiętać, że w stanie wojennym to właśnie „W domach z betonu” święciło triumfy na listach przebojów. Może odzwierciedlało tamte lęki, trącało komunę. I tak się ta piosenka zapamiętała. Moi fani – a są to ludzie od licealistów, którzy nie mogą pamiętać tego utworu z radia, po pokolenie ludzi po czterdziestce – przychodzą na koncerty i domagają się głośno właśnie tego wykonania. I ja ją śpiewam. Absolutnie nie mam do niej złego nastawienia. Staram się ją zaoferować na bis, bo nie chcę, by zdominowała koncert, sprawiła, że potem już nic więcej nie przyciągnie uwagi widza. To chyba dobra strategia, obserwuję ją u wielu światowych gwiazd. Trzeba iść do przodu, nie można się zatrzymywać. Ja już robię coś innego. Ciągle są nowe czasy, nowe piosenki!

Teraz jest „Burzliwy błękit Joanny”. Życzę mu powodzenia!

– To wymaga jeszcze ogromnej pracy, by dotarła tam, gdzie może dotrzeć. Tak dziś to działa, nie wystarczy nagrać albumu i na tym zakończyć dzieło.

 Rozmawiała: Barbara Chabior

„Burzliwy błękit Joanny” – album zawierający polskie wersje piosenek kanadyjskiej piosenkarki Joni Mitchell, poruszającej się w eklektycznej stylistyce jazzu, rocka, muzyki folk i pop. Autorem polskojęzycznych tekstów jest Andrzej Jakubowicz. Produkcji płyty podjął się Marcin Pospieszalski, w sesji nagraniowej udział wzięli: Marcin Pospieszalski, Mateusz Pospieszalski, Romek Puchowski, Jan Smoczyński, Dariusz Bafeltowski, Przemysław Pacan, Katarzyna Kamer. Płytę wydał Uniwersal Music Polska, premiera 7 listopada 2013.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama

Powrót na portal wroclaw.pl