Dużo się mówi o „lex deweloper”. Nazwa sugeruje jakieś preferencje dla deweloperów…
Jacek Barski: – Nazwę „lex deweloper” wykreowały media i moim zdaniem jest trochę krzywdząca dla deweloperów. Sama ustawa została wymyślona i opracowana na potrzeby rządowego programu „Mieszkania Plus”. Chodziło o szybkie budowanie mieszkań na wynajem w ramach rządowego programu. Te rozwiązania podchwycili przedsiębiorcy i trudno się im dziwić, że skoro mają narzędzie prawne, to chcą z niego korzystać. Dla mnie najwłaściwsza nazwa – to specustawa mieszkaniowa, bo nie patrząc na nic, tnie wszystko po swojemu.
Miasto chce wspólnie z Radą Miejską wypracować stanowisko w sprawie specustawy mieszkaniowej i przekonać radnych, by nie zgadzali się na inwestycje mieszkaniowe w trybie specustawy. Dlaczego?
– Boimy się chaosu przestrzennego i zniszczenia we Wrocławiu terenów przeznaczonych m.in. na zieleń lub edukację.
Specustawa mieszkaniowa „O ułatwieniach w przygotowaniu i realizacji inwestycji mieszkaniowych oraz inwestycji towarzyszących” ma obowiązywać przez 10 lat. Zdaniem autorów ustawy – nowe przepisy mają ułatwić i przyspieszyć budowanie mieszkań. Więcej może oznaczać taniej za metr i do ludzi to trafia.
– Dlatego miasto bardzo chce budować razem z rządową agencją tanie mieszkania na wynajem. Takich lokali we Wrocławiu brakuje. Będą one budowane na Kuźnikach (ul. Hermanowska – 651 mieszkań), Popowicach (ul. Białowieska – 355 mieszkań) i na Przedmieściu Świdnickim (ul. Kolejowa – 469 mieszkań).
Problem w tym, że zgodnie z nowymi przepisami specustawy będzie można budować mieszkania i inwestycje towarzyszące niezależnie od istnienia lub ustaleń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Obawy budzi fakt, że uchwalone przez gminę plany nie będą miały znaczenia przy budowie mieszkań.
Co to oznacza w praktyce?
– Mieszkania w hałasie, o natężeniu szkodliwym dla zdrowia, tuż przy torach, wbrew planowi miejscowemu, który dopuszczał tam tylko zabudowę usługową. To nie jest teoria. Pierwszy wniosek w ramach specustawy w Polsce został złożony właśnie we Wrocławiu, we wrześniu 2018 r., i dotyczył terenu przy ul. Czochralskiego. Wniosek dewelopera nie przeszedł z powodów formalnych, ale po ich uzupełnieniu może być ponownie złożony. Inny przykład to Kępa Mieszczańska czy Ołtaszyn, gdzie na terenach powojskowych miasto planuje park i szkołę, a w ramach specustawy można tam wybudować bloki mieszkalne.
Mówiąc krótko – specustawa pozwala na terenach pokolejowych, poprzemysłowych, powojskowych i po usługach pocztowych budować mieszkania bez zgodności z naszym studium uwarunkowań. We Wrocławiu ten obszar to około 500 ha. Mówimy o olbrzymich terenach w okolicach Dworca Świebodzkiego, ul. Krakowskiej, Hubskiej, Obornickiej, a także na Sołtysowicach i na Leśnicy. Zgodnie ze specustawą mogłyby tam powstać mieszkania na wynajem.
Czy w ramach specustawy mieszkańcy będą mieli wpływ na to, co zostanie wybudowane w ich sąsiedztwie?
– Nie, żadnego. Wnioski dotyczące lokalizacji inwestycji mieszkaniowych będą tylko musiały być umieszczone w Biuletynie Informacji Publicznej (BIP). Nie ma żadnych konsultacji i spotkań z mieszkańcami. Wrocławian nikt nie będzie pytał o zdanie.
Myślę, że u nas to nie przejdzie. Partycypacja i konsultacje społeczne to już nie hasła, a rzeczywistość. Gdy w 2018 r. przygotowywano obowiązujące Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego, czyli plan na to, jaki Wrocław będzie za 30 lat – gdzie mogą powstać nowe osiedla, tereny zielone, drogi czy inwestycje gospodarcze – to przez 200 dni miasto zorganizowało ponad 100 spotkań, warsztatów i konsultacji. Wpłynęło 1998 wniosków. Specustawa to wszystko wyrzuca do kosza.
A jak jest w innych miastach? Jakoś nie słychać o wspólnych stanowiskach w sprawie specustawy mieszkaniowej w innych samorządach?
– Inne miasta, przestraszone wizją specustawy, uznały, że wolą wybrać mniejsze zło i uchwalają standardy urbanistyczne. Tylko te standardy w ramach specustawy nie załatwiają problemu, np. mieszkam w pobliżu terenów kolejowych, na którym mógłby być teren zielony, a teraz powstaną tam bloki, to co mi to daje, że będą one miały 14 czy 7 pięter. Mieszkańcy nadal nie będą mieć wpływu na to, co będzie budowane. Taka sytuacja prowadzi do tego, że rada miasta z jednej strony uchwala studium i plany miejscowe, które są prawem miejscowym, a z drugiej strony uchwala inny akt prawa miejscowego, który dotyczy tych samych kwestii, ale mówi inaczej. To prowadzi do kompletnego bałaganu, bo standardy urbanistyczne obowiązywałyby w całym mieście.
Dlaczego ma być uchwała całej Rady Miejskiej?
– Ustawa określa, że rada jest zobowiązana do wydania, w ramach specustawy, uchwały o ustaleniu lokalizacji inwestycji lub odmowie w terminie 60 dni od dnia złożenia przez inwestora wniosku. Nam zależy, by wszyscy radni wiedzieli, w co wchodzą i jakie są konsekwencje stosowania specustawy mieszkaniowej. Dotyczy ona wszystkich mieszkańców, bo decydujemy o sprawie sąsiedztwa każdego z nas.
Miasto ma już określoną politykę przestrzenną i standardy urbanistyczne i nie potrzebuje nowych. W naszych planach mówimy o wysokości zabudowy, intensywności, liczbie miejsc parkingowych na osiedlu itp. Inny charakter mają dawne wsie np. Pracze Odrzańskie czy Klecina, a inny małe miasteczka, jak Psie Pole czy Brochów. My chcemy zachować indywidulany charakter tych części miasta, a specustawa tego nie gwarantuje, robi się wolna amerykanka. Specustawa nie jest potrzebna we Wrocławiu. Rezerwy terenów pod mieszkalnictwo mamy na kolejne 30 lat.
Czytaj także: Specustawa mieszkaniowa „lex deweloper” może prowadzić do chaosu przestrzennego