wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

9°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 18:00

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Wokół Wrocławia
  4. 20 lat bez towarzyszy

Wrocław dawno już zapomniał, że był miejscem stacjonowania żołnierzy Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej (potem Federacji Rosyjskiej). Było ich u nas nie tak wielu, jak np. w Legnicy. Zajmowali nie całe kwartały miasta, lecz wydzielone jednostki na Oporowie, Strachocinie, Kozanowie i Ołtaszynie. W tych miejscach toczy się już nowe życie, a po pobycie „obrońców” nie zostało śladu.

Mało kto pamięta jeszcze, że jednostka policji na ul. Połbina, szpital przy Koszarowej, spory rejon ulic na Ołtaszynie, gdzie dziś są budynki mieszkalne, szkoły i hotele, miały dwie dekady temu zupełnie innych gospodarzy i zasiedlali je żołnierze obcych wojsk.

Nie wszędzie w Polsce potoczyło się to tak szczęśliwie – zagospodarowanie terenów przekazanych przez PGWFR nadal stanowi problem, straszą opustoszałe bazy, jak ta w lesie w podlubińskiej Raszówce.

Wrocław bardzo szybko mógł zapomnieć o tym historycznym epizodzie. Bez większych problemów urządziliśmy swój wrocławski świat na nowo, niemal wypierając ze świadomości pobyt obcych. I to nie tylko dlatego, że Rosjanie opuścili nas wcześniej. Ostatnie eszelony wjechały, po uroczystych pożegnaniach, 17 września 1993 r., zresztą w nie do końca sympatycznych okolicznościach. Rosyjscy dowódcy obrazili się bowiem, gdy w oficjalnych przemowach przypomniano, że zamyka się koło historii rozpoczętej w roku 1939. Wrocław był „czysty” wtedy już od kilku miesięcy. Żołnierze i dowódcy 20. korpusu powietrznego, batalionu łączności radiowej, batalionu samochodowego, batalionu obrony przeciwchemicznej, intendentury, jednostki GRU, pracownicy szpitala, warsztatów remontowych czy szkół dla radzieckich dzieci opuścili miasto do 16 czerwca 1993 r.

Przyszli, zostali

W lutym1945 r. oddziały 1. Frontu Ukraińskiego 6. Armii nacierają od północnego zachodu, od południowego wschodu nadciąga 5. Armia Gwardii. Spotykają się w okolicach Domasławia. Wojska niemieckie niepodlegające dowództwu Twierdzy Wrocław wycofują się w rejon Sudetów, obrońcy Festung Breslau budują linię obrony w okolicach Wysokiej. Przyszła odwilż. Czołgi, wozy pancerne i artyleria grzęzły w rozmokłym śniegu i błocie. Rosyjscy wojacy walczą jak lwy, piją jak smoki i giną jak muchy. Front zatrzymuje się w południowej części miasta na wysokości Ołtaszyna, Biestrzykowa, Partynic. Niemcy wycofują się w wewnętrzny pierścień obrony Twierdzy, a Sowieci nękają ich bombardowaniami. Prym w tej materii wiedzie 6. korpus lotnictwa bombowego, dowodzony przez dzisiejszego patrona ulicy na Kozanowie – generała Iwana Połbina. Gdy czerwonoarmistom udaje się zdobyć niemieckie koszary na Ołtaszynie, w sposób naturalny tworzą tam bazę do zdeponowania wszystkich niesprawnych maszyn, które do tej pory ciągnęli za sobą. Zaczynają zbierać siły i zapasy, naprawiają sprzęt, szykując się do ostatecznego szturmu. Podobnie jest w Wysokiej. Rosjanie uruchamiają nawet własne piekarnie w poniemieckich zakładzikach i za wszelką cenę organizują żywność.

Zapewne pierwsze najkrwawsze walki w mieście toczyły się o rozgłośnię radiową. To tam, według świadków, leżała największa masa ciał żołnierzy z obydwu stron i tam powstał cmentarz radziecki, który, zgodnie z konwencją genewską, ma istnieć w naszym mieście po kres dziejów – grobów nie można zlikwidować po upływie jakiejś czasowej cezury.

Po wyzwoleniu radziecki front podzielił się na poszczególne grupy, które rozpoczęły swoją nową misję – utrwalania pokoju – na zdobytych terenach. To też nie były łatwe czasy. Jak wspominał jeden z pierwszych przybyłych wrocławian, członek Straży Akademickiej, bywało, że pływających w formalinie preparatów w Instytucie Przyrodniczym trzeba było zaciekle bronić przed spragnionymi alkoholu Sowietami.

Rosyjskie towarzystwo w nowym Wrocławiu i w innych polskich miastach zaakceptowała konferencja w Poczdamie. Legnicę na miejsce stacjonowania dowództwa Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej wybrał osobiście marszałek Konstanty Rokossowski, była najmniej zniszczonym miastem spośród rozważanych sztab. Za to Legnica odpłaciła mu pomnikiem wyjątkowo ohydnym, zwanym przez mieszkańców „jajowcem” (postać ujęta została od głowy do mniej więcej rejonów rozporka).

Czołobitne, oficjalne dowody miłości do okupanta to była jedna strona tego medalu. Druga, nieoficjalna, wiązała się z przerażeniem, poczuciem niepewności, wieloma stratami, zarówno mienia, jak i nietykalności cielesnej. Bo ruskich sałdatów trudno było trzymać w karbach – kradli, gwałcili, mordowali bezkarnie jeszcze w czasach pokoju. Tak się rozpoczęła trudna, sztucznie propagandowo „ocieplana” koegzystencja, która trwać miała 54 lata.

Niewidzialni

Również w przeciwieństwie do Legnicy, gdzie rosyjscy żołnierze byli liczni, widoczni na ulicach i mocno wrośnięci w społeczną tkankę miasta, Wrocław w zasadzie nie odczuwał tej obecności. Nawet jeśli jakiś oficer z rodziną wypuścił się na zakupy do miasta, serdecznie żałował podróży zatłoczonymi środkami komunikacji miejskiej, ponieważ pasażerowie nie obawiali się niczego i dezaprobaty nie ukrywali. Najgorzej było trafić na uczniaków w porze powrotu ze szkoły – niektórzy nie mieli skrupułów. Dzieci nie chodziły po ulicach i nie bawiły się z polską dzieciarnią, tylko w zamkniętych autobusach transportowano je na ul. Koszarową, gdzie były radzieckie placówki oświatowe, a teraz – jak czasem historia się sama układa – uczą się wrocławscy studenci.

W czasach pobytu okupacyjnej armii drogi Polaków i Rosjan raczej się nie krzyżowały. Co innego podczas wojskowych lub państwowych świąt i uroczystości. Od czasu do czasu ktoś wpadał też na szaleńcze pomysły zachęcania szkół lub drużyn harcerskich do organizowania wspólnych z radzieckimi żołnierzami capstrzyków lub wieczornic, na przykład z okazji rocznicy Wielkiej Rewolucji Październikowej. Takie relacje miały oczywiście dyplomatyczną atmosferę.

Bywały również kontakty służbowe pomiędzy wojskowymi. – W postawach niektórych rosyjskich dowódców było wiele buty i poczucia wyższości. Jednak najczęściej te spotkania pomiędzy wojskowymi obu państw miały ludzki, serdeczny wymiar. Przecież to byli tacy sami ludzie jak my – opowiada Ryszard Mulek, dziennikarz z dużym stażem pracy w wojskowych czasopismach. – Współpracowaliśmy czasem z dziennikarzami z radzieckiego tytułu „Znamja Pabiedy”. Przed niektórymi ostrzegali sami ich koledzy: „uważajcie na niego, on jest z KGB”.

„Wrocławscy” Rosjanie nie stanowili dla miasta większego problemu, jeśli nie liczyć tych, z którymi borykała się każda gmina w Polsce, która miała ich pecha gościć – niepłacone rachunki, zwłaszcza na ostatnim etapie pobytu.

Machniom

Była też naturalnie nieoficjalna, nielegalna płaszczyzna kontaktów. Czasem jakiś wojak oddalił się od jednostki i w zacisznych okolicach (na małych podmiejskich osiedlach, na ogródkach działkowych) szukał kupców na benzynę lub inne dobra lub z takim transportem pod osłoną nocy przyjeżdżały ruskie samochody. Jednak ten drobny handel, który ratował wrocławian szczególnie w czasach ekonomicznego mroku kryzysu lat 80. trudno uznać za masowy. Nie wszystkim było dane spróbować smaku papierosów biełomorkanał, o pustym tekturowym filtrze, dającym się skręcać w malowniczy zygzak (patrz: wilk z „Wilka i zająca”).

Z tutejszych jednostek nie dało się pozyskać wielu atrakcyjnych materiałów, jak z poligonów i baz rakietowych. Nie było więc handlu zbiornikami paliwowymi, drzewem z polskich lasów, materiałami promieniotwórczymi oraz rozszczepialnymi, radioaktywnym cezem, wzbogaconym uranem. Ani innymi niebezpiecznymi towarami. A, choć brzmi to dziś nieprawdopodobnie, przed takimi problemami stanął polski rząd w obliczu ostatniego etapu pobytu Rosjan.

Dziś, po 20 latach po pamiętnym 17 września, można jedynie cieszyć się, że tamta karta historii odeszła w niepamięć. Ale można również, legnickim wzorem, uznać to za okazję do świętowania, a nawet wspólnego spotkania sąsiadów po latach.

Barbara Chabior

Na zdjęciach: Festung Breslau, maj 1945 r. (fot. wikimedia commons)

 Nasi okupanci

Stacjonujące we Wrocławiu wojska Północnej Grupy, według oficjalnych spisów, składało się z takich oto formacji: * 587. batalion łączności liniowej, batalion łączności, * batalion łączności r/liniowej, * 164. samodzielny batalion obrony przeciwchemicznej, * 246. samodzielny batalion samochodowy, * 2234. Składnica Intendencka, * warsztaty remontowe techniki pancernej i samochodowej, * skład artyleryjski, * posterunek inspekcyjny komunikacji wojskowej PGW, * szpital wojskowy

Rachunek krzywd

Przez pierwsze lata pobytu na polskich ziemiach Rosjanie czuli się poza prawem. Szczególnie na Ziemiach Odzyskanych, które przecież sami wywalczyli i ochraniali teraz ich nowych mieszkańców przed zagrożeniem z Zachodu relacje były trudne. Wiele zbrodni i przestępstw uchodziło okupantom na sucho. Dopiero po pierwszej połowie lat 50. rozpoczęły się jakiekolwiek rozmowy pomiędzy rządami dwóch państw na temat usankcjonowania i określenia zasad korzystania wojska radzieckiego z polskich terytoriów. W 1956 r. została powołana polsko-radziecka Komisja Mieszana, która miała się zająć roszczeniami obywateli którzy ponieśli uszczerbek w mieniu i na zdrowiu na skutek pobytu wojsk radzieckich w Polsce. Do 1993 r. rozpatrzono prawie 7 tys. spraw, w tym 550 z tytułu śmierci 615 obywateli polskich – 249 żołnierze zastrzelili z broni palnej, w tym 69 na tle rabunkowym, 250 zginęło w spowodowanych przez żołnierzy wypadkach komunikacyjnych. Wśród tych ludzkich tragedii był nawet śmiertelny wypadek lotniczy (nad Lubinem) oraz pomyłkowe zbombardowanie wsi (Wilkszyn).

bc

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl