Dzięki funduszom z Unii Europejskiej na wrocławskim Ołbinie w ramach projektu Grow Green powstały nowe parki kieszonkowe na podwórkach, a ul. Daszyńskiego zamieniła się w zieloną ulicę. Architekt Bartłomiej Święs z pracowni Tecla jest jednym ze współautorów projektu zmian.
Ekologia. Rozmowa z Bartoszem Święsem, architektem, projektantem parków
Mateusz Kokoszkiewicz: W kontekście projektu Grow Green pojawia się pojęcie „nature-based solutions", czyli rozwiązań opartych na przyrodzie. Na czym polegają takie pomysły?
Bartłomiej Święs: - Chodzi o stworzenie odpornego systemu zieleni w trudnym systemie miejskim, gdzie jest gorąco, są zanieczyszczenia spaliny, beton. Tak, by nasadzenia drzew czy krzewów radziły sobie same, bez obsługi, a także by stworzyć warunki dla owadów czy innych zwierząt.
Takie założenie nie wygląda jak barokowy ogród, który jest przycięty i pielęgnowany - ale bardziej w naturalny sposób. Do tego potrzebny był szeroki zespół architektów, dendrologów i przyrodników.
Czym to się różni od parków, które znamy, z trawą i polanami?
- Ciekawe rozwiązania wprowadziliśmy np. na podwórku przy ul. Lompy. Jego motywem przewodnim jest ziemia, obecne są ciepłe barwy gliny, w tym zbudowana z cegły rozbiórkowej wiata śmietnikowa. Wprowadzony został też ogród dla mieszkańców, coś na kształt niewielkiego ogródka działkowego. Dla niektórych osób wyprawa do ogrodu działkowego to też spore wyzwanie. Pojawiła się pompa ręczna, by zapewnić wodę do podlewania roślin blisko domów.
Podwórze Grow Green wewnątrz kwartału zabudowy pomiędzy ulicami Daszyńskiego, Lompy, Orzeszkowej i Jaracza
Drugie podwórze, przy ul. Walecznych, to miejsce, w którym również wspólnie z architektem krajobrazu Łukaszem Dworniczakiem stworzyliśmy remont bez kanalizacji i instalacji elektrycznej. Skupiliśmy się na tym, by wykorzystać to, co jest tam naturalnie, lekko tylko zmieniając ukształtowanie terenu tak, by woda nie spływała na kamienice i nie powodowała zawilgoceń.
Wcześniej nie było żadnych utwardzeń, niby wszystko było przepuszczalne, ale jednak to było jedno wielkie klepisko, a woda płynęła na budynki. Sprawiliśmy jednocześnie, by woda została na miejscu, nie leciała do kanalizacji.
W jaki sposób da się to zrobić?
- Ukształtowaliśmy teren tak, by wprowadzić wodę w obszar muldy chłonnej, czyli zagłębienia, obsadzonego roślinami, które lubią wilgoć. Woda upiększa to miejsce, zasila rośliny, a one ją zatrzymują na miejscu.
Również prowadząca przez podwórko uliczka jest przepuszczalna dla wody, choć przejeżdżają tam samochody. Dlatego stworzona jest z kostki farmerskiej z zieloną fugą.
Na czym to polega?
- To kostka betonowa, która ma przerwę na zieleń. Istotna jest też podbudowa. W dawnych czasach nie budowano bruku na podbudowach cementowych, bardziej na żwirach i piaskach.
Współczesne chodniki powstają na podbudowach cementowych, średnio przepuszczalnych dla wody. Wykonawcy wolą ten sposób, bo jest pewny i stabilny. Trochę trudniej wykonać podbudowę przepuszczalną, ale to kluczowe, by trawa żyła między kostką. Po trzech latach nadal to działa, choć jeżdżą tam auta.
Na miejscach parkingowych zasadziliśmy różne rodzaje mchów. Niektóre się przyjęły, niektóre nie, ale sprawdzaliśmy, co jest dobrym rozwiązaniem.
Podwórze Grow Green wewnątrz kwartału zabudowy pomiędzy ulicami Wygodną, Nowowiejską i Żeromskiego
Dlaczego w ogóle trzeba zatrzymywać wodę na podwórkach?
- Woda powinna wsiąkać do ziemi, parować, wracać z deszczem, bo zaczyna być jej coraz mniej. Unia Europejska już teraz stawia na zielono-niebieską infrastrukturę, a w przyszłości woda będzie traktowana jako zasób strategiczny.
Cieszy fakt, że na ul. Walecznych pojawiają się nowe drzewa. Wszyscy chcą sadzić drzewa, tylko nie wiedzą gdzie. Jednostki gminne boją się umieszczać je na podwórzach, które nie mają planu zagospodarowania, bo nie wiadomo, czy nie będzie trzeba go później wyciąć czy przesadzić.
Gdy podwórko jest już zagospodarowane, tak jak na ul. Walecznych, to okazuje się, że sadzone są drzewa wszędzie, gdzie się da. Jest ich już 20-30.
Ludzie się cieszą ze zmian?
- Tak. Sami zaczęli walczyć z tym, że ktoś wjechał samochodem na teren zielony. Mieszkańcy poczuli, że mają pod domem coś wartościowego, i nie chcą, by ktoś im to zniszczył.
Podwórze Grow Green wewnątrz kwartału zabudowy pomiędzy ulicami Daszyńskiego, Lompy, Orzeszkowej i Jaracza
W opisie czytamy, że na podwórku pojawiały się instalacje zwiększające bioróżnorodność. Na czym to polega?
- Wykonaliśmy rzeźby z drewna, niewielkie pieńki, które zbierają wodę. Są poidełkiem dla małych zwierząt, np. ptaków, które mogą tam żyć.
Chciałbym zapytać o zieloną ulicę Daszyńskiego. Niektórzy politycy próbowali atakować budowę parkletów na Ołbinie. A według pana tej projekt się obronił?
- Projekt był potrzebny i był czymś ważnym dla ulicy. Wcześniej ulica była obstawiona byle jak zaparkowanymi samochodami, trudno było przejść, panował chaos, jaki nadal można zobaczyć przy ul. Żeromskiego.
Kontrowersje wzbudzały parklety na skrzyżowaniu, czyli drewniane konstrukcje, ale to i tak ogromna zmiana. Ze względów konserwatorskich nie można było trwale przebudować krawężników i to była jedyna możliwość wprowadzenia tam zieleni. W przyszłości można zastanowić się, czy zwęzić całe skrzyżowanie i odbrukować je częściowo, zwiększając powierzchnię zieleni.
Wcześniej ul. Daszyńskiego, mimo iż to ulica w strefie 30, traktowana była jak trasa tranzytowa, jeździły tamtędy tiry, a samochody przekraczały prędkość 70 km na godz. Było naprawdę niebezpiecznie. Teraz ruch trochę spowolnił.
Skrzyżowanie ulic Daszyńskiego i Żeromskiego - parklet Grow Green
Kierowcy buntowali się na „utrudnianie życia", ale bezpieczeństwo wzrosło, co ma odzwierciedlenie w statystykach policji. Niektórzy bowiem mylą bezpieczeństwo z komfortem przejazdu. Teraz jest mniej niebezpiecznie, tylko mniej komfortowo dla kierowców.
Dziwne, że niektórym nie przeszkadza samochód nielegalnie zaparkowany na skrzyżowaniu, o wysokości 2 metrów, a jednocześnie podnoszony jest problem, że parklety o wysokości pół metra mają rzekomo zaburzać widoczność. Zapewniam, że wszystko było analizowane przed budową.
Czy to mieszkańcy są przeciwko, czy to tylko taka powtarzana teza?
- Zawsze ograniczanie przestrzeni zastawianej autami, nawet narożników skrzyżowań, spotyka się z protestami. We współczesnym, cywilizowanym mieście nie wszystko powinno być zajęte przez auta. Użytkownicy są różni: to nie tylko kierowcy, ale też piesi. Środowisko kierowców jest bardzo głośne, ale piesi są cisi, bo wszyscy się przyzwyczaili, że nie można naruszać interesów kierowców.
Znaczenie mieli dla nas starsi ludzie, którzy nie wychodzą z domu, i problemem dla nich jest przejście stu metrów. Potrzebują miejsc co jakiś czas, by móc sobie usiąść. Poprzednio teren był dla nich wrogi.
Najważniejsza jest jednak zieleń: są zielone ściany, są drzewa, zieleń w donicach. W ramach Grow Green posadzono ponad 40 drzew przy tej ulicy!
Ulica Daszyńskiego - Zielona ulica Grow Green
Roślinność w parkletach radzi sobie dobrze?
- Tak, radzi sobie dobrze, a drzewa są całkiem duże i swobodnie rosną. W razie większej przebudowy będzie je można zasadzić w innym miejscu.
Teraz rada osiedla chce stworzyć zieloną ulicę na Żeromskiego.
- To dobry pomysł, bo ta ulica to naturalny kręgosłup osiedla na osi północ-południe, miejsce z potencjałem nawet na deptak. Takie rzeczy nie dzieją się od razu, ale coś może zacznie się zmieniać w innym kierunku niż obecny. Np. w kierunku usług w parterach, które potrzebują przestrzeni. Nikt nie przyjdzie do kawiarni, jeśli będzie miał pół metra chodnika, obok samochodu.
Miejsca postojowe też trzeba przewidzieć, jako element całej ulicy. Dobrym rozwiązaniem jest wprowadzanie systemu ulic jednokierunkowych, bo jest wtedy więcej miejsca, np. na wprowadzanie uporządkowanych miejsc postojowych dla samochodów, w tym również z zielenią.
Rozmawiał Mateusz Kokoszkiewicz
Tekst ukazał się w Gazecie Wyborczej Wrocław (29.04.2022) oraz w serwisie wroclaw.wyborcza.pl (2.05.2022).