Na czym polegają zawody 10x Ironman?
Dziesięciokrotny Ironman to potężna próba wytrzymałości, w której zawodnicy muszą przepłynąć 38 kilometrów, przejechać na rowerze 1900 i przebiec 422. Wszystko to w trybie ciągłym. Każdy etap jest testem ludzkich możliwości.
Zawody Ultra Triathlon Italy to twoje kolejne ekstremalne wyzwanie. Jakie emocje towarzyszą ci przed startem?
Mimo że to nie mój pierwszy raz, za każdym odczuwam ten sam strach przed dystansem. Zawody tego kalibru zawsze wiążą się z olbrzymim cierpieniem. To coś jak wizyta u dentysty – wiesz, że będzie bolało, ale musisz przez to przejść. Czuję stres i lęk, ale wiem, że to część tego sportu.
To najdłuższy triatlon, w jakim dotychczas startowałeś. Jakie różnice zauważasz w przygotowaniach w porównaniu do wcześniejszych zawodów, takich jak 5-krotny Ironman?
Niezależnie od dystansu, każde zawody wymagają podobnego podejścia: szybkości, wytrzymałości, siły i dobrej kondycji. Różnica polega jednak na przygotowaniu mentalnym. Przy tak ogromnym wyzwaniu trzeba być gotowym na olbrzymi ból i umieć z nim żyć przez cały czas trwania zawodów. Kluczowe jest utrzymanie balansu psychicznego i pozytywnego nastawienia. Zawsze pytam siebie: "Czy na pewno chcę to zrobić? Jeśli tak, to dlaczego?"
Obecny rekord świata na tym dystansie należy do Kennetha Vanthuyne. Jakie znaczenie ma dla ciebie poprawienie jego wyniku? Jak podchodzisz do tej rywalizacji?
W trakcie moich pierwszych zmagań na tym dystansie popełniłem kilka błędów, które kosztowały mnie zwycięstwo. Zazwyczaj nie wracam do tych samych zawodów, ale po porażce w 2022 roku czuję niedosyt. Teraz chcę poprawić te błędy, zamknąć ten rozdział i ruszyć dalej. Rywalizacja o rekord to dla mnie okazja do zadośćuczynienia samemu sobie.
Jakie błędy popełniłeś w 2022 roku w Szwajcarii?
Największym błędem było to, że nie byłem gotowy na tak ogromny ból i brak snu. Te dwa czynniki zadecydowały o moim wyniku.
Myślisz, że teraz się uda?
W ultratriatlonie nic nie jest pewne. Nawet faworyci mogą nie ukończyć zawodów. To siedem dni brutalnej rywalizacji, gdzie każda niespodziewana zmiana może zaważyć o wyniku. Słyszałem, że ma być ponad 30 stopni Celsjusza, co może mieć olbrzymi wpływ na przebieg rywalizacji.
Pływanie, rower, bieganie – którą część uważasz za najbardziej wymagającą?
Najtrudniejszym etapem jest dla mnie pływanie. Nie przepadam za nim i radzę sobie najgorzej. Na rowerze problemem mogą być obtarcia, szczególnie przy takim dystansie i upale. Najgorsze jest jednak zmęczenie i brak snu – mózg zaczyna się wyłączać, a ja nadal muszę utrzymać koncentrację, by nie spowodować wypadku. Bieganie po kilku dniach ograniczonego snu to także ogromny ból mięśni, który trzeba po prostu przetrwać.
Jak wygląda twój plan na poszczególne dni?
Plan jest prosty: pobić rekord świata, czyli ukończyć zawody w czasie poniżej 182 godzin. Każdego dnia muszę przepłynąć 38 kilometrów, przejechać 500 i przebiec 126 – to odpowiednik trzech maratonów dziennie.
Aby ukończyć zawody w wymaganym czasie, musisz przebiegać średnio 60 km dziennie. Jak planujesz zarządzać swoim czasem i energią, aby utrzymać tak wysokie tempo przez cały tydzień?
Ograniczenie snu to klucz do sukcesu. Podczas ostatniego podejścia spałem tylko godzinę na dobę, co było za mało. Teraz planuję spać dwie godziny dziennie, co powinno być optymalne. Zawsze jednak mam plan a, be i ce, bo w ultratriatlonie wszystko może się zmienić w każdej chwili. Jedno jest pewne – nie będę wyspany.
Jak zamierzasz radzić sobie z ewentualnymi problemami fizycznymi lub psychicznymi, które mogą pojawić się w trakcie tak długiego wysiłku? Czy masz jakieś specjalne techniki, które pomogą ci przetrwać kryzysowe momenty?
Moje wsparcie to moi przyjaciele, którzy zawsze są przy mnie, szczególnie w takich momentach. Mogę na nich liczyć, motywują mnie i nigdy się na nich nie zawiodłem. Fizycznie? Po prostu zaciskam zęby i wytrzymuję tyle, ile się da.
W trakcie poprzednich zawodów przebiegłeś ponad 100 kilometrów w klapkach, co świadczy o twojej niezłomności. Jakie wyciągnąłeś wnioski z tamtego doświadczenia i jak wpłynęło to na twoje przygotowania?
Tym razem mam ze sobą dwie skrzynki butów na każdą okazję, w tym klapki. Tamte wydarzenia nauczyły mnie, że w ultratriatlonie chodzi nie tylko o fizyczne przygotowanie i logistykę, ale też o kreatywność. Dlatego mój zespół składa się z ludzi, którzy potrafią znaleźć rozwiązanie w każdej sytuacji.
Start na tak ekstremalnym dystansie wymaga nie tylko doskonałego przygotowania fizycznego, ale także odpowiedniego sprzętu. Jakie wyposażenie zabierasz ze sobą nad Gardę?
Pamiętam, jak jechałem na swoje pierwsze zawody i miałem jeden rower, jedną piankę do pływania, jedne buty do biegania. Minęło kilka lat i bardzo się rozwinąłem w tym sporcie. Tym razem mam kilka rowerów, pianek, sprzęt do pływania, kilka par okularów, całą masę dodatkowych rzeczy. Tutaj nie szukamy nowinek technologicznych, które pozwolą zaoszczędzić kilka gramów czy osiągnąć superszybkość, ale stawiamy na komfort. Dla mnie kluczowe jest znalezienie kompromisu między nim a aerodynamiką i prędkością. Przygotowania do ultratriatlonu to setki, a nawet tysiące godzin spędzonych w tych butach, piankach, okularach i na rowerze. Ważne jest, aby wszystko było jak najlepiej dopasowane i jak najmniej inwazyjne.
Ile czasu ci zajęło, aby przygotować się do startu we Włoszech?
Od momentu, kiedy postanowiłem rzucić palenie i zacząłem biegać, chodzić na basen i pływać, oraz kupiłem sobie rower, minęło około pięć albo sześć lat, zanim byłem w stanie pokonać taki dystans za pierwszym razem. Teraz mam za sobą wyzwania związane z całorocznym wyzwaniem 365 Triathlon, dzięki czemu mam poczucie, że siedmiodniowe zawody wydają się relatywnie krótkie.
Jakie są główne zadania twojego zespołu?
Tego typu wyzwania realizujemy najczęściej w grupie – ja oraz mój zespół, który mnie wspiera. Ich zadaniem jest karmienie mnie, dbanie o sprzęt, przygotowywanie ubrań, przewidywanie pogody, reagowanie na wszelkie możliwe zmiany, podtrzymywanie mnie na duchu i wiele innych rzeczy, które do tego dochodzą. Tak naprawdę chodzi o to, by doprowadzić do sytuacji, w której ja działam samymi mięśniami. Mój mózg zyskuje wtedy ogromne ilości energii i siły do walki, a całą resztę wykonuje za mnie mój zespół.
Co lub kto motywuje cię do podejmowania takich ekstremalnych przeżyć?
Wiele rzeczy. Piszę właśnie książkę, która będzie zawierała kilkadziesiąt godzin materiału, opowiadając, dlaczego to robię. Wspomnę tylko w skrócie, że ukułem hasło „jestem kimś więcej”. To jest opowieść o tym, że warto w życiu doświadczyć czegoś więcej niż praca na etacie czy siedzenie przed Netflixem do emerytury. Ja staram się i chcę być kimś więcej.
Zdobyłeś już kilka rekordów świata. Jakie znaczenie mają dla ciebie te tytuły i jak wpływają na twoje dalsze cele?
Może to zabrzmi dziwnie, ale same rekordy czy tytuły nie mają dla mnie dużego znaczenia. Gdy jadę na zawody, staram się po prostu wypaść jak najlepiej i realizować swoje wyzwania oraz plany. Robię rzeczy, które sprawiają mi dużo radości. Tytuły przychodzą równolegle i, choć to może brzmieć banalnie, są fajnym magnesem dla mediów i sponsorów, co pozwala mi na tym zarabiać. Nie ma dla mnie znaczenia, czy zostanę rekordzistą, czy miesiąc później ktoś poprawi mój wynik, bo to, co zrobiłem, pozostaje tym, co zrobiłem. Niezależnie od tego, jak ktoś inny to później wykona, to nie zmienia mojego osiągnięcia.
Jak radzisz sobie z regeneracją po tak ogromnym wysiłku fizycznym?
Najlepszą regeneracją jest sen. Żadne zabiegi nie są w stanie zrekompensować porządnego snu. Po drugie, mam w domu dziecko, które ma 3,5 roku, więc moją regeneracją jest powrót do życia codziennego, do opieki nad dzieckiem. No i może zrobiłbym sobie krótkie wakacje, bo tak naprawdę nie będzie mnie dwa tygodnie w domu, więc będę chciał odwdzięczyć się rodzinie. Na pewno po takim wyzwaniu kwestią regeneracji jest odbudowa minerałów i witamin, ponieważ będę zużywał około 100 tysięcy kalorii, żeby pokonać ten dystans w ciągu siedmiu dni. Mówimy tu o 13 tysiącach kalorii na dobę, co tak czy inaczej powoduje spustoszenie w organizmie.
Twoje hasło „ograniczenia człowiek sam konstruuje” z pewnością inspiruje wielu ludzi. Jak myślisz, jakie przesłanie niesie ze sobą twój start we Włoszech?
Każde z moich zmagań sprawia, że gdzieś po drugiej stronie telefonu, Internetu, Facebooka czy Instagrama są ludzie, którzy mają o wiele trudniejszą sytuację ze sportem czy z inną sferą życia i często przełamują swój ból, niechęć czy poczucie niemożności, stwierdzając: „Ale przecież Kostera pobiegł, zrobił to, dał radę, nie spał, ukończył, cierpiał, to dlaczego ja nie mogę?”. To jest dla mnie bardzo ważne. To, że gdzieś tam cierpię, jednocześnie daje inspirację i motywację do działania wielu innym ludziom po drugiej stronie.
Czy masz jakieś rytuały przedstartowe, które pomagają ci wejść w odpowiedni stan umysłu? Jakie myśli towarzyszą ci tuż przed startem?
Potrafię bardzo dobrze się wyciszyć i nie myśleć o tym, co się zbliża. W ramach przygotowań do tego wyzwania starałem się nabijać w głowie pozytywne myśli. Ostatnie dni spędziłem w domu z moim synem, budowaliśmy ogromne konstrukcje z Lego Technic, bo chciałem zachować w pamięci jak najwięcej jego uśmiechów, wyrazów twarzy, śmiesznych momentów – jak mantrę będę powtarzał je sobie w czasie wyścigu.
Co robisz w chwilach wolnych od treningów? Jakie są twoje pasje poza sportem?
To ciekawe pytanie, które zmusza mnie do refleksji. Chyba zrozumiałem, że od kilku lat nie robię nic innego poza sportem. Sport stał się całym moim życiem.
Wiele osób mówi, że jesteś dla nich ogromną inspiracją. Jakie to uczucie wiedzieć, że twoje działania motywują innych do podjęcia walki o siebie?
Staram się rozgraniczać pewne kwestie. Z jednej strony bardzo mnie cieszy i napędza świadomość, że jestem dla kogoś autorytetem i że wpływam na życie innych ludzi. Z drugiej strony nie można popadać w paranoję. Trzeba dać sobie możliwość, by nie utożsamiać się z tym grzebieniem, bo można popaść w obsesję, że wszystko, co robimy, jest obserwowane i zawsze musimy dawać dobry przykład. Czasami musimy zrozumieć, że mamy część swojej prywatności. Nie zawsze musimy być idealni, bo to powoduje, że nie czujemy się dobrze i możemy popaść w szaleństwo.
Masz już w głowie kolejne wyzwanie? Czy jest coś, co chciałbyś osiągnąć, ale jeszcze nie miałeś okazji się tym zająć?
Tak, myślę, że po tym, co teraz zrobię, chciałbym odpocząć. Dwa, a nawet trzy tygodnie bez sportu, bez wywiadów i wyjazdów. Chciałbym usiąść i nie tylko przestać działać fizycznie, ale też psychicznie przestać o tym wszystkim myśleć, bo moje ciało i mózg praktycznie są nierozerwalnie związane z moją pracą od wielu, wielu lat. Fajnie by było się zastanowić, co robić dalej i dać sobie czas na bycie z dzieckiem.
Jak widzisz przyszłość triatlonu i ultrasportów w Polsce? Czy masz jakieś plany związane z popularyzacją tych dyscyplin?
Jesteśmy bardzo silni na świecie w tej dyscyplinie. Na różnych imprezach Polskę reprezentuje jedna z największych grup sportowców. W ostatnich latach widzimy też trend, gdzie ultratriatlon przestał być niszowym sportem dla wybranych, zawodowców czy amatorów. Coraz więcej profesjonalnych sportowców zaczyna próbować swoich sił w ultratriatlonie, więc możemy się spodziewać, że z czasem stanie się to nawykiem – po zakończeniu kariery sportowej, zawodnicy będą szukać nowych wyzwań, próbując swoich sił w czymś zupełnie innym niż dotychczas.
W jaki sposób chciałbyś, aby twoje osiągnięcia były zapamiętane? Jaką spuściznę chcesz pozostawić po sobie jako sportowiec?
To bardzo ciekawe pytanie. Prawdę mówiąc, byłbym bardzo nieskromnym ignorantem, uważając, że ktokolwiek na świecie jest w stanie po sobie coś zostawić. Bo tak naprawdę czas zetrze nas wszystkich. Bardziej skupiam się na tym, żeby mieć wpływ na ludzi, którzy żyją teraz. Ludzi, którzy mogą mnie zobaczyć, usłyszeć, przeczytać o mnie czy mnie spotkać. To jest dla mnie najważniejsze.