Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz spotkał się z Reginą i Waldemarem Mrozami, którzy przez 34 lata prowadzili jeden z najbardziej znany wrocławskich barów Jacka i Agatkę. Prezydent wręczył im podziękowania i medal "Zasłużony dla Wrocławia".
– To było takie miejsce, do którego chodzili ci, którzy tutaj przyjeżdżali na studia. Studencka kieszeń nie była zamożna, więc tam się wpadało, jadło tanio i smacznie, i jak się dowiedziałem dzisiaj, zawsze wszystko robiono na miejscu i w domowy sposób. Jak mój brat i ja rozpoczęliśmy studia we Wrocławiu, to Jacek i Agatka był jednym z pierwszych barów, które zaliczyliśmy. Później wiele misek pierogów tam zjadłem – mówi Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia.
23 maja bar został zamknięty, a państwo Mrozowie zdecydowali się przejść na emeryturę. Tym samym zakończyła się 50-letnia historia Baru Jacek i Agatka u zbiegu pl. Nowy Tag i ul. Purkyniego. Regina i Waldemar Mrozowie podkreślają, że nie spodziewali się takie pożegnania.
– Ogromne zaskoczenie, w ostatnich dniach usłyszeliśmy bardzo wiele bardzo ciepłych słów. Wzruszające są telefony od ludzi z Polski i z zagranicy, i komentarze internautów. Bardzo wszystkim dziękujemy – mówi ze wzruszeniem Regina Mróz.
Państwo Regina i Waldemar Mrozowie przez 34 lata karmili wrocławian. Właściciele kultowego baru Jacek i Agatka w podzięce otrzymali ode mnie medale. 100 lat smacznego życia! :) pic.twitter.com/RDNkyuOBYP
— Rafał Dutkiewicz (@dutkiewiczrafal) 29 maja 2018
Pożegnalne naleśniki
23 maja, jednym z pierwszych, którzy zjawili się w Jacku I Agatce na pożegnalne naleśniki był wiceprezydent Adam Grehl, który pracuje w Urzędzie Miejskim Wrocławia przy pl. Nowy Targ. Na pożegnanie wiceprezydent przekazał leksykon o architekturze Wrocławia i figurki wrocławskich krasnali.
– Jesteśmy od lat sąsiadami. Żałuję, że państwa Mrozów już nie będzie w Jacku i Agatce. Będzie ich brakować, ale takie jest życie. Życzę im, by byli szczęśliwi – mówi Adam Grehl, wiceprezydent Wrocławia.
Regina i Waldemar Mrozowie i Adam Grehl, 23 maja 2018 r., fot. Janusz Krzeszowski
– W ostatni dzień byłabym smutna, gdyby mnie stąd ktoś wywalił, ale gdy sama odchodzę i to razem z mężem, to się cieszę. Choć klienci przychodzą i mówią, że będą tęsknić – śmieje się Regina Mróz.
Chętnych na ostanie pierogi, gołąbki, dewolaje, kluski śląskie, steki z cebulką, barszcz i pożegnalne naleśniki w środę, 23 maja nie brakowało.
– Szkoda i żal. Jestem tu prawie codziennie od ponad 5 lat, bo niedaleko pracuję. Będzie brakować pysznego jedzenia – mówi Artur Fedrowski.
środa 23 maja 2018 r., fot. Janusz Krzeszowski
– Przyjeżdżamy tu z Krzyków, gdy jedziemy do centrum. Zawsze można tu liczyć na domową kuchnię – mówią panie Katarzyna i Maria, które nie wiedziały, że bar od 24 maja będzie zamknięty.
Niektórzy w ostatnim dniu do Jacka i Agatki trafili po raz pierwszy.
– Jestem przejazdem, pierwszy raz w życiu we Wrocławiu. Weszłam, bo kocham bary mleczne. No i się nie zawiodłam, jedzenie pyszne – podkreśla Anna Wabińska z Bydgoszczy.
– Będzie brakować Jacka i Agatki, nie jest drogo a jedzenie smaczne – mówi Paweł Andrzejewski, który do baru wybrał się razem z tatą i córeczką Romą.
Ostatni dzień Jacka i Agatki – naleśniki za złotówkę
W kwietniu obiecała – teraz dotrzymała słowa i w środę 23 maja, w ostatnim dniu 50-letniej działalności Baru Jacek i Agatka jego właścicielka zaprasza wszystkich na naleśniki.
– W ostatni dzień chciałbym po cichu wyjść i zamknąć bar – mówi pani Regina.
– To niemożliwe, po tylu latach musi się pani pożegnać tak, by wrocławianie pamiętali Jacka i Agatkę – mówię nieśmiało i proponuję: – Może zrobi pani tak jak Orestes Guleas, który w 2014 r., po 51 latach działalności, zamknął najstarszą i przez wielu uważaną za najlepszą we Wrocławiu – plackarnię tuż obok pl. Jana Pawła II. Z tej okazji właściciel tego legendarnego miejsca zaprosił wszystkich na placki za złotówkę.
– Zgadzam się. W środę, 23 maja od godz. 14.00 do wyczerpania zapasów, zapraszam na ostatnie naleśniki w Jacku i Agatce, dla wszystkich, za złotówkę – mówi pani Regina Mróz.
Gdy spotkaliśmy się na początku kwietnia uśmiechnięta i energiczna pani Regina Mróz, z oporami dała się namówić na rozmowę. – Ta sprzedaż to mnóstwo formalności i załatwiania – mówiła i zaprosiła do stolika na rozmowę, dopiero gdy usłyszała, że Jacek i Agatka to wyjątkowe miejsce, obok którego każdy wrocławianin przechodził lub wpadł tu kiedyś na pierogi lub naleśniki.
Pracownicy baru Jacek i Agatka: Agnieszka, dwie Wiesławy, dwie Wandy, Paweł, Natalia, Kamila i Regina i Waldemar Mrozowie, fot. Jarek Ratajczak
50 lat baru Jacek i Agatka
Bar Jacek i Agatka u zbiegu pl. Nowy Tag i ul. Purkyniego otwarto w latach 60. ubiegłego wieku. Jego nazwa nawiązywała do bohaterów pierwszej PRL-owskiej dobranocki autorstwa Wandy Chotomskiej, którą oglądało się na czarno-białych odbiornikach już w 1962 roku. Od 34 lat lokal prowadzą Regina i Waldemar Mrozowie.
– W życiu jest czas na młodość, miłość, dzieci i na emeryturę – mówi pani Regina.
Mrozowie o sprzedaży Jacka i Agatki myśleli od kilku miesięcy. Wynajęli nawet biuro, które miało się tym zająć. Przed świętami wielkanocnymi pani Regina zadzwoniła do kolegi i wspomniała mu o sprzedaży. Ten w Wielki Czwartek wrzucił informację na Facebooka i się zaczęło. O sprzedaży baru napisała lokalna prasa. Zaczęli dzwonić znajomi.
Regina i Waldemar Mrozowie, fot. Jarek Ratajczak
Słynne pierogi ruskie
Bar to 190 mkw. z kuchnią, zapleczem i piwnicą. Na sali jest 40 miejsc i latem ogródek na zewnątrz. W barze pracowało 12 osób, teraz jest 8. Są jak rodzina. Do najstarszych stażem należy pani Wiesława, która przygotowuje dania od ponad 34 lat. Do młodego pokolenia w zespole należy szef kuchni pan Paweł, o którym właścicielka mówi krótko: ma fenomenalny smak. Słynne są robione tu pierogi ruskie, gołąbki i makaron z serem.
Dwudaniowy obiad można zjeść za mniej niż 10 zł. W menu są kopytka, placki, naleśniki, zupy mleczne. Klientami są osoby starsze i samotne, którym nie opłaca się gotować w domu, lub studenci, którzy liczą każdą wydaną złotówkę. Bar odwiedzają też zagraniczni turyści, idąc z Rynku do Panoramy Racławickiej. Gdy nie są w stanie wymówić polskich nazw, wskazują palcem to, co widać za ladą. Są i rezerwacje z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Są dni, że na miejsce trzeba czekać w kolejce. Zaglądają tu artyści i znani politycy.
– Przyjeżdżają do mnie z bardzo daleka ci, którzy dawnej byli naszymi gośćmi. Po latach odwiedzają Wrocław i pytają o panią Reginę, która tu pracowała – śmieje się 65-letnia właścicielka.
kuchnia baru Jacek i Agatka, fot. Jarek Ratajczak
Z Kalambura do Jacka i Agatki
Pani Regina otwierała kawiarnię Kalambur przy ul. Kuźniczej. W 1984 r. zaczęła pracować w Jacku i Agatce. To był typowy peerelowski bar z ciemnymi sufitami i mlecznym jadłospisem.
– Do Kalambura na ciasteczko przychodzili młodzi, tu więcej było osób starszych. Przychodzili na kakałko, kawę Inkę i pierożki – opowiada
Od początku dużą wagę przywiązuje do kuchni. Wszystko musi być świeże, robione na miejscu, bez ulepszaczy i konserwantów. Nie używają mrożonek, robią tyle, że dania schodzą do zamknięcia.
Właściciele Jacka i Agatki zrezygnowali z państwowych dotacji do barów mlecznych, bo goście nie mogli zabierać na wynos posiłków. Na jedno życzenie gości się nie zgodzili – nie wprowadzili pracujących niedziel i bar przez lata jest otwarty od poniedziałku do soboty. – Niedziela jest dla rodziny – podkreśla pani Regina.
Szacunek, miłość i wspólna kasa
Regina i Waldemar Mrozowie od ponad 40 lat są małżeństwem. Ona pochodzi z Lubkowa koło Bolesławca. Do Wrocławia przyjechała do szkoły gastronomicznej i tu poznała Waldemara. Pracował jako tokarz, m.in. w Pafawagu i zakładach papierniczych przy ul. Kościuszki.
Przez lata prowadzenia działalności gospodarczej zawsze mieli „wspólną kasę”. Wspólnie podejmują decyzje. Razem w domu gotują i sprzątają. – Jesteśmy zawsze razem. Kochamy się i szanujemy. Jacek i Agatka to było całe nasze życie. Nie ma komu kontynuować rodzinnej tradycji. Jedyna nasza córka zginęła w wieku 20 lat.
Pytani o plany, mówią, że nudzić się nie będą. – Będę odpoczywał, mamy ogródek, może gdzieś wyjedziemy. Wie pan, nigdy jeszcze nie byłem na emeryturze, więc nie wiem, jak to jest [śmiech] – dodaje pan Waldemar.
bar Jacek i Agatka, fot. Jarek Ratajczak
Mrozowie, sprzedając lokal, nie postawili żadnych warunków, mówili, że chcieli tylko, żeby bar „poszedł w dobre ręce”. Nowy właściciel nie informuje o swoich planach i nie zdradza, co będzie w lokalu.