wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

-2°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: poniżej normy

Dane z godz. 08:10

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Tych miejsc już we Wrocławiu nie zobaczymy
Kliknij, aby zobaczyć galerię
Na dużym zdjęciu przewodnik Michał Karczmarek przy ul. Krupniczej ze zdjęciem gmachu Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności, które znajdowało się w miejscu dzisiejszego NFM. Na małym zdjęciu okładka książki „Wrocław, którego nie ma”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Księży Młyn
Na dużym zdjęciu przewodnik Michał Karczmarek przy ul. Krupniczej ze zdjęciem gmachu Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności, które znajdowało się w miejscu dzisiejszego NFM. Na małym zdjęciu okładka książki „Wrocław, którego nie ma”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Księży Młyn

– Nieraz potykaliśmy się wraz z kolegami o niezliczone cegły wystające z ziemi, intrygowały nas krótkie odcinki ulic prowadzących donikąd – opowiada przewodnik Michał Karczmarek. W książce „Wrocław, którego nie ma” pokazuje miejsca, jakich już nie zobaczymy w mieście. Przeczytajcie rozmowę i zobaczcie zdjęcia wielu doskonale nam znanych miejsc, które przed wojną wyglądały zupełnie inaczej.

Reklama

Magdalena Talik: Pana portret do tekstu chciał Pan zrobić przed budynkiem Narodowego Forum Muzyki. Ma Pan w dłoniach zdjęcie innego budynku, który niegdyś dominował na placu Wolności. Na co patrzymy?

Michał Karczmarek: Na dawny gmach Sejmu Śląskiego. Później w tym miejscu dominował budynek Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności, wzniesiony z prywatnych środków należących do fundacji słynnego wrocławskiego wydawcy. Do 1945 roku gmach służył celom publicznym.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Gmach Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności na dawnej poczt&oacute;wce</p> fot. Michał Karczmarek
Gmach Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności na dawnej pocztówce

Rok 1945 jest ważną cezurą. Co stało się z gmachem muzeum na placu Wolności? Zniszczono go?

Gmach będący siedzibą muzeum został wysadzony przez Niemców jeszcze podczas walk o Festung Breslau. Zgodnie z wolą Karla Hankego, gauleitera Dolnego Śląska, należało przygotować pole startowe dla samolotu, którym mógłby on opuścić twierdzę, gdyby zaistniało zagrożenie.

Szukano odpowiedniego miejsca dla zwiadowczego samolotu Fieseler „Storch”, który charakteryzował się bardzo krótką drogą startu, stąd rozważano teren dzisiejszego placu Wolności. Nie wiadomo, skąd ostatecznie wystartował Hanke. Najprawdopodobniej jednak z Pól Marsowych, czyli z terenu dzisiejszego Stadionu Olimpijskiego.

Ruiny Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności zniknęły jako pierwsze z placu Wolności. Powód? W budynku Nowej Giełdy, do dziś istniejącym przy ul. Krupniczej, ulokowano władze partyjne i trzeba było okolice wysprzątać.

Bardzo ciekawa była późniejsza historia placu Wolności, stał się on bowiem miejscem, przez które kursowała kolejka wożąca cegły z rozbiórki Wrocławia.

Między innymi cegły trafiały do Warszawy.

Tak, a ściślej rzecz ujmując, na odbudowę warszawskiej starówki, bo niemiecka XIX-wieczna cegła bardzo przypominała cegłę średniowieczną, więc była szczególnie pożądana do odbudowy Starego Miasta w stolicy.

Z wrocławskiej cegły zrekonstruowano m.in. warszawski barbakan. Ale cegła z Wrocławia była wywożona też do Małopolski, np. pod Kraków, do budowy Nowej Huty.

Państwo polskie nie miało sił, aby od podstaw wznieść miasto, więc trzeba było pozyskać materiał budowlany. Właśnie dlatego ofiarą Nowej Huty padały miasta Polski zachodniej. Rozbierano Stargard Szczeciński, Gorzów Wielkopolski, Wrocław i wiele innych miast.

Moja książka „Wrocław, którego nie ma” po części ma przywrócić pamięć naszego miasta. A pokazałem tylko fragment, bo gdybym chciał zaprezentować wszystkie istotne budynki, jakie zniknęły z Wrocławia musiałbym wydać przynajmniej pięć takich książek.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Michał Karczmarek, Wrocław, kt&oacute;rego nie ma, Wydawnictwo Księży Młyn 2024</p> fot. Wojciech Nekanda Trepka
Michał Karczmarek, Wrocław, którego nie ma, Wydawnictwo Księży Młyn 2024

Dla Wrocławia i zachowania jego niemieckiej architektury kluczowe okazały się, jak Pan podkreśla, lata 50. XX wieku.

Propaganda komunistyczna lansowała tezę, że Wrocław był zniszczony w takim samym stopniu, jak Warszawa, czyli w 70 procentach. Owszem, Wrocław był zniszczony, ale mieszkańcy nie zdają sobie sprawy z tego, jak wpłynęła na to również rozbiórka miasta i jak ogromny miała zasięg.

Największa powojenna tragedia miasta nastąpiła w latach 1948-1954. W 1955 roku ok. 60 procent tego, co można było jeszcze uratować, zniknęło bezpowrotnie.

Na zdjęciach odcinka ul. Świdnickiej, pomiędzy ulicami Józefa Piłsudskiego a placem Tadeusza Kościuszki, widać kamienice od strony dzisiejszego DCF-u, które nadawały się do odbudowy, ale tego zaniechano.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>pl. Kościuszki na dawnej poczt&oacute;wce</p> fot. Michał Karczmarek
pl. Kościuszki na dawnej pocztówce

Łatwiej było pozyskać cegłę i budować potrzebne mieszkania. Poza tym ważny był też aspekt niepewności – czy Wrocław nadal będzie w przyszłości polski. I przekonanie, że wszystko, co niemieckie trzeba zburzyć.

Ta narracja się zmieniła w następnych latach. Dziś wiemy, że warto zachować dziedzictwo, bez względu na jego pochodzenie, to świadczy o naszej kulturze. Mam nadzieję, że ta książka sprawi, że ludzie zaczną bardziej refleksyjnie patrzeć na swoje miasto.

Nasze miasto, którego często nie znamy. W książce widzimy miejsca odwiedzane, w których dziś stoją galerie handlowe. Wielu z nas nie podejrzewa, że na terenie Wroclavii istniała przed wojną ewangelicka świątynia.

To był kościół im. Zbawiciela (Salvatorkirche), pastorówka, szkoła dla chłopców, park. Z całego kompleksu został jedynie dąb, nieme świadectwo przeszłości i jedyna pamiątka po historii tego miejsca. Ale w książce pokazuję także kilka innych ciekawych kościołów.

Wrocław był przed wojną dwuwyznaniowy. Dominowali ewangelicy, część mieszkańców było katolikami, w mieście obecni też byli wyznawcy judaizmu.

Katolicy z ewangelikami mocno rywalizowali. Jeśli powstawał kościół ewangelicki, to zaraz obok wznoszono katolicki, albo odwrotnie. Przy dzisiejszej ul. Glinianej powstał katolicki kościół św. Henryka, a przy Borowskiej wspomniany już kościół ewangelicki im. Zbawiciela.

Co ciekawe, w czasie II wojny światowej kościół św. Henryka bardzo mocno ucierpiał, kościół im. Zbawiciela stracił natomiast tylko pół wieży, ale to właśnie ta świątynia została rozebrana, bo wzniesiono ją z cegły dobrej jakości.

Taki sam los spotkał kościół Odkupiciela przy dzisiejszym placu Staszica. Niemieccy saperzy wysadzili część wieży, aby nie stanowiła punktu orientacyjnego dla sowieckiej artylerii. Po wojnie przekazano kościół ewangelikom, ale było ich tak niewielu, że zrzekli się budynku, który rozebrano. Dziś w tym miejscu są delikatesy.

Z kolei przy obecnej ul. Inżynierskiej znajdował się kościół katolicki św. Klemensa Marii Hafbauera, a ewangelicy postanowili zbudować nieopodal, przy obecnej Al. Pracy, wielkie centrum mające szerzyć wiarę ewangelicką i obejmujące nie tylko świątynię, ale też olbrzymi dom dla wiernych oraz obiekty sportowe.

Po wojnie, kiedy kościół katolicki był zniszczony, zdecydowano się na jego rozbiórkę, a w dawnej sali gimnastycznej nieukończonego kompleksu ewangelickiego zorganizowano kościół pw. św. Klemensa Dworzaka, który wyrył się w pamięci wrocławian poprzez wydarzenia okresu Solidarności.   

W tomie „Wrocław, którego nie ma” pokazuje Pan nie tylko zmiany powojenne, ale też zdjęcia nieistniejących już obiektów okresu PRL oraz z lat 90. XX wieku, które pamiętamy jeszcze dobrze z wrocławskich ulic.

Jestem licencjonowanym przewodnikiem miejskim, więc chciałem pokazać miejsca, które odwiedzamy na co dzień – sami lub z turystami. Czy wybór jest trafny, ocenią czytelnicy.

Zachwycamy się Rynkiem, gmachem głównym Uniwersytetu Wrocławskiego, Ostrowem Tumskim, ale wystarczy podejść na skrzyżowanie ulic Świdnickiej i Kazimierza Wielkiego, gdzie stoi Papa Krasnal, a niegdyś królował słynny zegar. Na szczęście ocalał, obecnie znajduje się na terenie Centrum Historii Zajezdnia.

W książce chciałem pokazać, jak to miejsce wyglądało gdy, umawiali się tam wrocławianie, a także gdy to właśnie stamtąd ruszały demonstracje Pomarańczowej Alternatywy.

Nie da się też ukryć, że istniejące tam przez lata schody w przejściu podziemnym w ciągu ul. Świdnickiej stały się symbolem miasta. Kto z nas nie zastanawiał się, jak po nich chodzić – drobić krok czy wyciągać bardziej nogi...

Rozmiar schodów rzeczywiście dosłownie zwalał z nóg. Mnie zainteresowała też zmieniająca się na przestrzeni lat skala i rozmach wielu miejsc we Wrocławiu. Miejsce, gdzie dziś znajduje się Rondo Reagana, wyglądało w latach 30. XX wieku skromnie w stosunku do dzisiejszego potężnego skrzyżowania.

Pod względem komunikacyjnym tak, ale jeśli chodzi o zabudowę, to gdyby do dziś przetrwało w niezmienionym kształcie, stanowiłoby perełkę architektoniczną.

Przed 1939 rokiem krzyżowały się tu dwie reprezentacyjne aleje oraz dwie ulice. Ze względu na nietypowy kąt zbiegu ulic, na narożach powstało aż osiem reprezentacyjnych kamienic, każda z rozczłonkowaną fasadą z ryzalitami, wykuszami, trójkątnymi szczytami i mansardowymi dachami oraz, oczywiście, zwieńczona wieżyczką nakrytą wielobocznymi hełmami o cebulastych bądź wklęsłych kształtach.  

Jest w Pana książce też już współczesny Solpol, o który toczyło się wiele sporów i dyskusji. Teraz, gdy go już nie ma, wywołuje falę sentymentu.

Przypadek Solpolu pokazuje, że architektura dojrzewa z czasem i my dopiero z czasem zaczynamy doceniać jej piękno. Tak krytykowana kolorystyka Solpolu wcale nie była kontrowersyjna, bo po latach szarzyzny tęskniliśmy za kolorem. Pamiętam, że najlepiej sprzedawały się rzeczy w kolorach fioletu, zgniłej zieleni i morskim. Trochę, przyznaję, tęsknię za Solpolem.

Przynajmniej nie było problemu ze zdjęciem tego obiektu. Ale większość dawnych fotografii w Pana książce pochodzi z Pana własnych zbiorów. Jest Pan też kolekcjonerem?

Mam kilkaset pocztówek i zdjęć, ale do największych kolekcjonerów sporo mi brakuje, zresztą filokartyści muszą być bardzo majętnymi osobami, bo pocztówki osiągają na aukcjach zawrotne ceny.

Lubię przedwojenne pocztówki, bo mają duszę, sentyment, pokazują świat, którego już nie ma. Pierwsza, jaką kupiłem, przedstawia Tivoli, obiekt rozrywkowy, który istniał u zbiegu ulic dzisiejszych ulic Komandorskiej i Swobodnej.

Z kolei na targu staroci na pl. Tadeusza Kościuszki, przy starym Empiku, kupiłem pocztówkę przedstawiającą widok z wieży ciśnień na ul. Na Grobli w kierunku rejonu wybrzeża Stanisława Wyspiańskiego, pl. Grunwaldzkiego, z dominującym nad wszystkim kościołem im. Lutra. Bardzo ją lubię.

Fotografie XIX-wieczne miasta mają ciekawą historię. Na przełomie XIX i XX wieku odbyło się wielkie burzenie starego Wrocławia. Dziś rzecz nie do pomyślenia, ale wtedy Niemcy uznali to za konieczne.

Nie wahali się np. wyburzyć średniowiecznego spichlerza, stojącego przy skrzyżowaniu dzisiejszych ulic Jana Ewangelisty Purkyniego i Klemensa Janickiego, gdzie dziś stoi gmach dawnej poczty. 

Podczas tej akcji wyburzania miasto wynajmowało profesjonalnych fotografów, którzy dokumentowali zachodzące zmiany. Dzięki temu mamy niezwykłą dokumentację.  

Jest Pan rodowitym wrocławianinem. Kiedy postanowił Pan zainteresować się historią miasta?

Jako nastolatek mieszkałem przy ul. Tadeusza Zielińskiego. Często bawiłem się w okolicy, a szczególnie na obszarze dzisiejszego Centrum Południowego.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Ulica Zielińskiego na dawnej poczt&oacute;wce</p> fot. Michał Karczmarek
Ulica Zielińskiego na dawnej pocztówce

Był to teren niezabudowany, porośnięty trawą, wśród której znaleźć można było fragmenty mozaik ułożonych z pięknych, starych kafli.

Nieraz potykaliśmy się wraz z kolegami o niezliczone cegły wystające z ziemi, intrygowały nas krótkie odcinki ulic prowadzących donikąd, a ulubionymi miejscami zabawy były częściowo zasypane betonowe schrony, czy wielki parking dla ciężarówek przy ul. Swobodnej, na którym w ogromnych kałużach pływało się na tratwach.

Historia dosłownie wybijała spod ziemi.

Dokładnie! I to mnie fascynowało. Bo był dysonans miedzy siatką ulic a zabudową. U mojego taty znalazłem plany Wrocławia i zacząłem je studiować. Potem w księgarni przy ul. Świdnickiej kupiłem książkę „Stare Miasto we Wrocławiu” Edmunda Małachowicza. Tam zobaczyłem zdjęcia przedwojennego Wrocławia i nagle coś zaskoczyło.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Przewodnik Michał Karczmarek przy ul. Krupniczej, za nim NFM, kt&oacute;re wybudowano w miejscu, gdzie niegdyś znajdowało się Śląski Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności&nbsp;</p> fot. Oleksandr Poliakovsky
Przewodnik Michał Karczmarek przy ul. Krupniczej, za nim NFM, które wybudowano w miejscu, gdzie niegdyś znajdowało się Śląski Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności 

Tak zaczęło się zainteresowanie i duma z miasta, które ma tak złożoną i trudną historię. 

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama

Powrót na portal wroclaw.pl