wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

-1°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: poniżej normy

Dane z godz. 09:11

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. W kościele św. Antoniego jest jeszcze 3. obraz Willmanna?

Wrocławskie HITstorie. Media zainteresowały się kościołem przy ul. św. Antoniego w 2010 roku, gdy przypadkowo odkryto tam na strychu obraz Michała Willmanna. Malowidło z wizerunkiem św. Jana Kapistrana po konserwacji wróciło do bocznego ołtarza w tej świątyni. To sprawiło, że obrazom w kościelnym wnętrzu bacznie przyjrzeli się historycy sztuki, którzy odnaleźli sygnaturę Willmanna na obrazie w głównym ołtarzu, udowadniając ponad wszelką wątpliwość jego autorstwo. Czy w kościele jest jeszcze jedno dzieło najwybitniejszego malarza śląskiego baroku?

Reklama

Kościół św. Antoniego z Padwy (nadal ma on to wezwanie, natomiast parafia jest od 1945 roku pod wezwaniem św. Mikołaja) jest pierwszą barokową świątynią w naszym mieście. To budowla pełna tajemnic. Jedną z nich zaraz ujawnię, ale po kolei.

Wnętrze, choć niewielkie, robi wrażenie...

Kościół został wzniesiony w latach 1685-1692, przy stojącym już wówczas klasztorze franciszkanów. Pracami budowlanymi kierował Mateusz Biener, ale nie wiemy, jak nazywał się włoski architekt, który ten gmach zaprojektował. Kolejna zagadka. A musiał to być znakomity fachowiec. Wnętrze, choć niewielkie, robi wrażenie monumentalnego. Jest to kościół emporowo-halowy – przy czym zarówno empory, jak i kaplice są całkowicie podporządkowane nawie, otwarte na całą szerokość.

To ta jednorodność wnętrza, mimo niewielkich rozmiarów, daje niezwykłe wrażenie przestrzenności. Na tej budowli był wzorowany fenomenalny wrocławski kościół Imienia Jezus, zwany powszechnie Uniwersyteckim, oraz spora liczba kościołów klasztornych w Rzeczpospolitej.

Kościół nie mógł stać przy psiej ulicy!

Fasada kościoła została włączona w ciąg kamienic przy ulicy, która wówczas nosiła nazwę Psiej - Hundstrasse. W roku 1718 przemianowano ją na ul. św. Antoniego, przecież kościół nie mógł stać przy jakiejś psiej ulicy! W roku 1792 klasztor przeszedł na własność elżbietanek, które zajmowały go do roku 1945, w którym obiekt przejęli salezjanie.

W roku 1953 zakonnicy zostali zmuszeni do oddania klasztoru na dom studencki dla słuchaczy uniwersytetu wrocławskiego. W roku 1998 kardynał Henryk Gulbinowicz zdecydował o przekazaniu go paulinom, którzy zajmują się zabytkiem z wielką troską.

Święty schodzi ze strychu

W roku 2010 podczas porządkowania poddasza ojciec Marek Nowacki odnalazł zakurzony i pociemniały wizerunek świętego. Po atrybutach bez trudu rozpoznał, że to Jan Kapistran. Historycy sztuki, a wśród nich prof. Andrzej Kozieł, potwierdzili, że to ponad wszelką wątpliwość własnoręczne dzieło Michała Willmanna. Odkrycie na kościelnym strychu było prawdziwą sensacją.

Wróćmy do św. Jana Kapistrana. Był franciszkaninem, ale nie tylko dlatego jego wizerunek pojawił się we wrocławskim kościele franciszkanów. Był genialnym kaznodzieją. Kronikarze zanotowali, że jego kazania z Bresci słuchało 126 tysięcy wiernych. Gdy przybył w roku 1453 do Wrocławia, wygłaszał po trzy kazania dziennie. Część z nich z okna kamienicy przy placu Solnym.

A więc nie dość, że był franciszkaninem, to jeszcze odwiedził Wrocław. Podczas jednej ze swych oracji tak porwał tłumy, że mieszczanie rozpalili na placu stos, do którego w akcie pokuty rzucali przedmioty zbytku – lustra, karty i kości do gry, maski, zapewne karnawałowe.

Gdy Mehmed II, zdobywca Konstantynopola, zagroził Wiedniowi, papież Kalikst III zlecił Kapistranowi misję zorganizowania przeciw Turkom krucjaty. Święty zdołał zgromadzić dużą armię i wyruszył z nią pod Belgrad, gdzie walczył z Turkami u boku Jana Hunyadyego. Tam też zmarł wskutek zarazy w roku 1456.

Dlatego na obrazie Willmanna św. Jan Kapistran unosi sztandar, z którym wiódł uczestników krucjaty do walki, a w drugiej dłoni wznosi krzyż, gdyż walka była prowadzona za wiarę chrześcijańską. Taki święty po prostu musiał znaleźć się w kościele franciszkanów.

Świątynia pełna zagadek

Przyjrzyjmy się ołtarzowi głównemu. Kolejna zagadka. Nie wiemy, kto go zaprojektował, nie wiemy kto wykonał rzeźby. Jedni badacze przypuszczają, że autorem rzeźbionych postaci mógł być Jan Jerzy Urbański, jednak pewności nie ma... A może Matthias Steinl? Działał w tym czasie na Śląsku. W jego repertuarze kilkukrotnie pojawia się św. Michał Archanioł strącający szatana, a ten właśnie motyw wieńczy całą kompozycję... Może kiedyś się dowiemy?

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p><span class="Bold"><span style="font-size: 20pt; line-height: 107%; font-family: 'Times New Roman', serif;">Centralne miejsce w ołtarzu gł&oacute;wny zajmuje wizjonerski obraz Michała Willmanna</span></span></p> fot. Juliusz Woźny
Centralne miejsce w ołtarzu główny zajmuje wizjonerski obraz Michała Willmanna

Nie wiadomo też, kto stworzył grupę rzeźb w bocznym rokokowym Ołtarzu Ukrzyżowania. Rzecz jest ciekawa, bo wykonaną naprawdę fenomenalnie postać Chrystusa na krzyżu otaczają postacie gorszej klasy artystycznej. Może nieznany mistrz wyrzeźbił główną postać, a resztą zajęli się uczniowie?

Cud św. Antoniego z sygnaturą Willmanna

W ołtarzu głównym znajdowały się niegdyś dwa obrazy najwybitniejszego malarza śląskiego baroku Michała Willmanna. Obraz Świętego Ducha zastąpiono wizerunkiem Matki Boskiej.

Monumentalne malowidło z wizją św. Antoniego Padewskiego jest bez wątpienia dziełem mistrza Willmanna. Potwierdziły to badania prof. Andrzeja Kozieła, który postanowił baczniej przyjrzeć się obrazowi w ołtarzu głównym pod odkryciu wizerunku św. Jana Kapistrana w ołtarzu bocznym.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p><span class="Bold"><span style="font-size: 20pt; line-height: 107%; font-family: 'Times New Roman', serif;">Odkrycie na kościelnym strychu wizerunku św. Jana Kapistrana było w roku 2010 prawdziwą sensacją</span></span></p> fot. Juliusz Woźny
Odkrycie na kościelnym strychu wizerunku św. Jana Kapistrana było w roku 2010 prawdziwą sensacją

Odnaleziono wówczas sygnaturę mistrza, zapisaną na karcie będącej częścią martwej natury, usytuowanej na obrazie obok postaci św. Antoniego. Imponujących rozmiarów malowidło przedstawia moment, który wydarzył się pod koniec życia świętego. Ukazało mu się Dzieciątko Jezus, które powiedziało, że bardzo go kocha.

Dynamiczna scena, jak to u Willmanna, kompozycyjnie oparta na liniach przekątnych, ukazuje świętego, który przerwał pisanie kazania i zachwycony spogląda na Dzieciątko. Małemu Jezusowi towarzyszą Najświętsza Maria Panna, św. Józef i kilka aniołków. Wszystko w mocnym światłocieniu, co podkreśla wizjonerski charakter sceny.

Mistrz prowadził dużą pracownie malarską, w której pracował jego syn Michał Leopold oraz jego pasierb Jan Krzysztof Liszka. Co ciekawe, za pędzel z niezłym skutkiem chwytała także jedna z córek Willmanna – Anna Elżbieta. Zaprzestała jednak malowania, gdy wstąpiła do zakonu dominikanek we Wrocławiu.

W pracowni mistrza było znaczniej więcej uczniów i współpracowników. Funkcjonowała ona jak spore przedsiębiorstwo. Dlatego w przypadku obrazów tego barokowego mistrza trzeba czasem stawiać pytanie: „Własnoręczny, czy tylko z pracowni?”

Jeszcze jeden Willmann?

I tu pora na wątek osobisty. Jakiś czas temu w tym właśnie kościele prowadziłem koncert organowy, po którym oprowadziłem słuchaczy po pięknym wnętrzu. Przygotowując się do prelekcji skontaktowałem się z prof. Jackiem Witkowskim. Zaczęliśmy gadać, wszak to mój kolega z roku, a ten kościół opisywaliśmy kiedyś w ramach ćwiczeń. Zastanawialiśmy się nad tajemnicami tej budowli. Jacek był tak miły, że jeszcze przed koncertem poszedł do świątyni, po czym do mnie zatelefonował.

– Słuchaj, tam jest chyba jeszcze jeden Willmann! W bocznym ołtarzu, w rzeźbiarskiej kompozycji z liści akantu. Ten obraz wygląda mi na Willmanna - usłyszałem w słuchawce.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p><span class="Bold"><span style="font-size: 20pt; line-height: 107%; font-family: 'Times New Roman', serif;">Kolejny skarb &ndash; wizerunek św. Judy Tadeusza być może autorstwa Willmanna</span></span></p> fot. Juliusz Woźny
Kolejny skarb – wizerunek św. Judy Tadeusza być może autorstwa Willmanna

Ta wiadomości mnie zelektryzowała! Sięgnąłem do opracowań. Franciszkanie zamówili u mistrza kilka malowideł. Obok wymienionych był jeszcze obraz św. Wilhelma Akwitańskiego i św. Judy Tadeusza.

Przybiegłem do kościoła. Spoglądam na boczny ołtarz i co widzę pod malowanym wizerunkiem postaci w obrazie? Otoczoną liśćmi akantu tabliczkę z napisem: „Sancte Tthaddeae intercede pro nobis” - Święty Tadeuszu – wstawiaj się za nami”.

Jeśli to się potwierdzi, to jeszcze jedna tajemnica tej wspaniałej budowli zostałaby wyjaśniona. Św. Juda Tadeusz, patron spraw beznadziejnych, z księgą w ręku stoi pod murami miasta Suanir w Persji. W głębi niezbyt wyraźnie widać scenę jego męczeństwa. Zginął podczas nawracania pogan w Persji razem apostołem św. Szymonem, pobity przez pogan kijami na śmierć.

Sprawą obrazu żywo zainteresował się  ojciec Tomasz Chmielewski, przeor wrocławskich paulinów. Cieszy go, że powierzona jego pieczy świątynia budzi zainteresowanie i ma nadzieję, że także temu obrazowi z uwagą przyjrzą się historycy sztuki i konserwatorzy. Bardzo możliwe, że dzięki gruntownym badaniom okaże się, iż w kościele pod wezwaniem św. Antoniego mamy trzy dzieła pędzla śląskiego giganta baroku.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama

Powrót na portal wroclaw.pl