Rzeźba z placu Nankiera, której autora nie znamy
Prof. Piotr Oszczanowski podkreśla, że figura, która była ozdobą i chlubą centrum miasta, a wznosiła się tuż przy kaplicy Hochberga obok kościoła św. Wincentego i św. Jakuba (dzisiaj katedry greckokatolickiej) to dzieło niezwykłe, mające przesłanie ideowe, walory artystyczne i szczególnie ciekawą, a nawet burzliwą historię.
Barbara Andruszkiewicz z działu rzeźby XVI-XIX wieku z Muzeum Narodowego we Wrocławiu ujawnia, że z jednej strony o wrocławskiej Immaculacie wiemy bardzo dużo, z drugiej prawie nic.
– Wiemy, który z opatów zakonu Norbertanów ją ufundował (Gottfried Czeleschowsky), kto był twórcą samej kolumny, ponieważ kamieniarz Joseph Getzinger otrzymał 400 talarów wynagrodzenia i ekwiwalent w postaci piwa i zboża, który architekt nadzorował ustawienie kolumny (Johann Georg Knoll), ale nie wiemy najważniejszego. Czyli tego, kto był autorem rzeźby – zwraca uwagę Barbara Andruszkiewicz.
Specjalistka od rzeźby barokowej opisuje charakterystyczny wizerunek Immaculaty. – Sam motyw ikonograficzny powstał z połączenia motywów Najświętszej Marii Panny z „Dziewicą Apokaliptyczną” z tekstu z Apokalipsy św. Jana – stąd nimb z gwiazd wokół głowy Niepokalanej, czy deptanie przez nią smoka – wylicza Barbara Andruszkiewicz.
Kolumna z Immaculatą w luterańskim Wrocławiu
Kolumny zwieńczone figurą Immaculaty stawiano na całym terenie Śląska. Były to bardzo często kolumny dziękczynne, m.in. za uratowanie od zarazy.
– Takie wystawienie miało ogromną wagę w duchu rozwijającej się kontrreformacji – katolickie elementy były swoistymi wyspami na morzu luterańskiego miasta, jakim był wówczas Wrocław. Była w tym pewna doza dumy, ostentacji, bo kult maryjny to przecież domena kościoła rzymskiego, czy greckokatolickiego – tłumaczy dyrektor Piotr Oszczanowski.
Immaculata stała na pl. Nankiera od początku XVIII wieku do ok. 1943 lub 1944 roku, kiedy zniknęła. – Mieliśmy prawo przypuszczać, że historia obeszła się z nią okrutnie i bezpowrotnie przepadła, a byłaby to ogromna strata. Immaculata jest bowiem najstarszym dziełem w przestrzeni publicznej Wrocławia, które wyprzedza o kilkadziesiąt lat tak wspaniałe realizacje, jak liczne pomniki Jana Nepomucena – opowiada Piotr Oszczanowski.
Figura w krzakach warszawskiego muzeum
Wrocławską Immaculatę dyrektor Piotr Oszczanowski odkrył podczas przygotowań do jednej z wystaw w 2017 roku. Stała na trawniku warszawskiej Królikarni. Niepozorna, przybrudzona, z uszkodzonym nosem, dłońmi, dosztukowaną figurą smoka, któremu wandal domalował zielone oczy.
W ewidencji Muzeum Narodowego w Warszawie, gdzie rzeźba przywieziona została w 1946 roku, Immaculatę oznaczono jako figurę...św. Małgorzaty i przypisano czeskiemu rzeźbiarzowi.
Dzisiaj Immaculata przebywa już u nas, w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, w formie depozytu, ale mogę zapewnić, że wszczęte zostały stosowne procedury, które doprowadzą do tego, że dzieło wróci do zasobów naszej placówki.Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
W trakcie zabiegów konserwatorskich rzeźba zyskała nową głowę smoka pod stopami Immaculaty, dopasowano ją na warszawskiej ASP, uzupełnione też zostały ubytki rzeźby piaskowcowej, m.in. dłonie złożone do modlitwy, czy nos Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej.
Powrót figury na plac Nankiera?
Dyrektor od razu też uprzedza pytanie o powrót rzeźby z piaskowca do oryginalnej lokalizacji, czyli na plac Nankiera. – W świetle obowiązującego prawa, to już niemożliwe – podkreśla.
Włodzimierz Juszczak, duchowny greckokatolicki, biskup eparchii wrocławsko-koszalińskiej jest szczęśliwy, że Immaculata się odnalazła i udało się poddać ją konserwacji.
– W 1997 roku, kiedy otrzymaliśmy świątynię przy placu Nankiera od papieża Jana Pawła II, kolumna była utrącona, brakowało na niej figury Matki Bożej. Przy odbudowie kaplicy Hochberga wyniknęła sprawa sporządzenia kopii Immaculaty, ale mieliśmy szczątkowe źródła informacji o tym, jak wyglądała i stworzyliśmy kopię raczej w oparciu o wzorce dwóch figur – z Jeleniej Góry i z Lubiąża – opowiada biskup Włodzimierz Juszczak.
– Teraz kopia już się u nas zadomowiła, a zamiana, nawet gdyby okazała się możliwa, byłaby nietaktem – przyznaje greckokatolicki biskup.