Magdalena Talik: Napisał Pan książkę o Johannie Jacobie Eybelwieserze młodszym (1666-1744), XVIII-wiecznym malarzu z Wrocławia, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Kim był ten szalenie ciekawy barokowy artysta?
Marek Kwaśny: Johann Jacob Eybelwieser młodszy był wrocławskim malarzem cechowym, który pierwsze malarskie szlify zdobywał przede wszystkim w warsztacie swojego ojca, Johanna Jacoba Eybelwiesera starszego, mistrza cechowego we Wrocławiu od 1679 roku.
Prawdopodobnie po śmierci swego ojca w 1694 roku udał się w podręcznikową wręcz wędrówkę czeladniczą, która wiodła przez kraje niemieckie (wiemy, że dotarł nawet do Lubeki) i prawdopodobnie przez Pragę, która była wtedy niezwykle ważnym ośrodkiem kulturalnym i artystycznym.
W 1698 roku Eybelwieser wrócił do Wrocławia, obronił pracę mistrzowską i został przyjęty do cechu, tym samym mógł rozpocząć oficjalną działalność zawodową na terenie miasta.
Dla kogo pracował wrocławski artysta
Eybelwieser był katolikiem w protestanckim Wrocławiu, podobnie jak jego przybyły z Wiednia ojciec, a jego klientela była różna. Kto zamawiał u niego prace we Wrocławiu?
Eybelwieser pracował z jednej strony na zlecenie typowych dla malarza cechowego klientów, czyli miejskiego patrycjatu i duchowieństwa protestanckiego. Malował dla nich przede wszystkim portrety – i potrafił się w tym nieźle odnaleźć. Możemy powiedzieć, że był wziętym portrecistą.
Sportretował m.in. Caspara Neumanna, pastora protestanckiej parafii św. Marii Magdaleny i uczonego oraz Johanna Sigmunda von Haunolda, rajcę miejskiego i kolekcjonera.
Z drugiej strony wyznanie katolickie Eybelwiesera mogło okazać się pewnym plusem, gdyż szybko pozyskiwał także zleceniodawców z kręgów kościoła katolickiego.
Pracował zarówno dla duchowieństwa diecezjalnego, jak i związanego z diecezją, czyli ze środowiska kręgiem kapituły katedralnej i biskupem na Ostrowie Tumskim, ale również dla zakonów katolickich – jezuitów, cystersów, franciszkanów, joannitów oraz Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą – które w okresie kontrreformacji zyskały wielką rangę.
Dla tych ostatnich stworzył rozbudowany cykl portretów wielkich mistrzów Klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą we Wrocławiu.
Cykl zamówił mistrz Ignaz Magnet – oprócz jego podobizny, warsztat Eybelwiesera wykonał też wizerunki wszystkich jego poprzedników począwszy od XIII wieku.
Były to, oczywiście, portrety imaginacyjne, co w niczym nie przeszkadzało. Pełniły funkcję wspomnieniową, ale przede wszystkim propagandową, były dowodem ciągłości instytucji.
Krzyżowcy z Czerwoną Gwiazdą, którzy rezydowali w XVIII wieku w budynku dzisiejszego Ossolineum, zostali na tych portretach przedstawieni jako rycerze-zakonnicy w charakterystycznych płaszczach z czerwonymi krzyżami, udekorowani ozdobnymi pektorałami.
Z zachowanych do dziś portretów pędzla Eybelwiesera warto wymienić również wizerunek polskiego szlachcica Jerzego Karśnickiego, stolnika Ziemi Wieluńskiej wykonany w 1731 roku. Potem powtórzył ten portret, ale jako epitafijny, już po śmierci modela, w 1742 roku.
Ten właśnie portret, namalowany olejno na blasze, znajduje się w kościele klasztornym Nazaretanek w Ostrzeszowie. Jest na odwrociu podpisany przez Eybelwiesera, więc mamy pewność, że to on wykonał dzieło.
Eybelwieser zasłynął jednak jako twórca wielkoformatowych malowideł ołtarzowych, wypełniając niejako na śląskim rynku sztuki lukę po wielkim Michaelu Willmannie (mistrz zmarł w 1706 roku).
Eybelwieser uczniem Willmanna?
Przeczytałam kiedyś o Eybelwieserze, że był uczniem Willmanna. Teraz wiemy, że to nieprawda. Ale czy coś go jednak z Willmannem łączyło?
Ma Pani rację – w starszej literaturze pojawiały się informacje, że Eybelwieser miałby być uczniem Willmanna, także z tego powodu, że widać w jego pracach inspiracje twórczością starszego kolegi po fachu. Ale absolutnie u Willmanna nie terminował.
Po prostu Willmann stał się we Wrocławiu i na Śląsku synonimem wysokiej jakości sztuki, zatem zleceniodawcy oczekiwali od artystów, których angażowali do pracy, żeby w jakiś sposób nawiązywali do prac „śląskiego Rembrandta”.
Eybelwieser bardzo dobrze odgadywał gusta zamawiających, wpisując się w ich oczekiwania, stąd często decydował się naśladować charakterystyczną ekspresyjną manierę Willmanna.
W swojej twórczości wykorzystywał też kompozycje znane z malowidłeł Willmanna i grafik przez niego zaprojektowanych. Ponadto Eybelwieser naśladował model pracy Willmanna, to znaczy sposób, w jaki funkcjonował warsztat, w którym bardzo upraszczało się proces produkcyjny dzieła sztuki.
Polegało to, na przykład na tym, żeby albo wyselekcjonować jakiś odpowiedni wzorzec graficzny i na jego podstawie stworzyć malowidło, albo skompilować z kilku wzorców graficznych gotową kompozycję pod malowidło.
Czasami to sami zleceniodawcy podsuwali malarzowi wzór, według którego miał zrealizować dzieło.
Malarz z ulicy Szewskiej
Ojciec Johanna Jacoba Eybelwiesera przybył do Wrocławia z Wiednia i rezydował na Wyspie Piasek, w okolicy kościoła Najświętszej Marii Panny. Syn dorobił się domu przy ulicy Szewskiej. Wiemy, gdzie mógł się znajdować ten budynek?
Tego dokładnie nie wiemy. Znamy jednak rejestr indykcji podatku szacunkowego nieruchomości z 1726 roku, w którym Eybelwieser jest wymieniony jako właściciel domu przy ulicy Szewskiej.
Możemy zawęzić lokalizację domu do okolic parafii św. Macieja, mógł się znajdować nieopodal kościoła, dzisiejszej „Maciejówki”. Być może blisko miejsca, w którym dziś stoi budynek Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego.
Wiemy też, że dom Eybelwiesera wyceniono na 175 talarów.
Czy ta kwota jest wskazówką, jak duży mógł być to dom, albo czy była to droga lokalizacja?
W porównaniu z innymi artystami wymienianymi w rejestrze indykcji podatku szacunkowego, którzy byli posiadaczami nieruchomości, Eybelwieser znajdował się wśród właścicieli najdroższych dóbr.
Na ulicy Szewskiej malarz tylko mieszkał, czy również mieściła się tam jego pracownia?
Najprawdopodobniej w jednym miejscu była zarówno pracownia, jak i miejsce do mieszkania. Jak dokładnie wyglądał warsztat możemy tylko przypuszczać, bo nie zachowały się żadne informacje.
Istniał autoportret Eybelwiesera, na którym przedstawił siebie z rodziną w warsztacie, pod schodami. Wydaje się zatem, że pracownia mogła znajdować się na dole, a na górze domu część mieszkalna dla rodziny – żony i dzieci. Niestety, autoportret z rodziną się nie zachował.
Statek na Odrze na wysokości Popowic
Ale możemy oglądać sporo jego prac, w których przedstawiał Wrocław. Jest choćby grafika ze statkiem wycieczkowym na Odrze na wysokości Popowic. Kopiowana przez innego autora właśnie z pracy Eybelwiesera. Na statku ustawiono ozdobny pawilon. Co to była za uroczystość na Odrze?
Wiemy, że artysta wrocławski zaprojektował taką grafikę rytowaną przez Johanna Oertla, więc rzeczywiście mógł być naocznym świadkiem rejsu tego statku na wysokości Popowic. Co to w ogóle była za uroczystość?
Patrząc na samą grafikę, ciężko ocenić. Wiemy, że wydarzenie miało miejsce 26 lipca 1706 roku, a statek uwieczniono w okolicy Popowic. Była to wówczas miejscowość, w której wypoczywali wrocławianie, zaś swój pałacyk letni miał tam biskup Franciszek Ludwik von der Pfalz-Neuburg.
Prawdopodobnie właśnie do niego płynął bogato iluminowany statek z bratem biskupa, Karlem III Philippem Wittelsbachem na pokładzie. Zebrała się zatem na Odrze śmietanka towarzyska – poza Wittelsbachem znaleźli się tam również przedstawiciele wysoko postawionej szlachty i wydaje się, że było to wydarzenie o bardziej prywatnym niż oficjalnym charakterze. Ponadto rejs umilała gościom muzyka, a zatem zadbano o każdy szczegół.
Wydarzenie musiało wzbudzić spore zainteresowanie i się podobać, skoro zostało upamiętnione właśnie poprzez grafikę, którą – co warto wspomnieć – po latach skopiował też słynny Friedrich Bernhard Werner i umieścił w „Topographia Seu Compedium Silesiae”.
Eybelwieser – barokowy reportażysta
Czy można powiedzieć, że Johann Jacob Eybelwieser stał się kronikarzem ówczesnego życia we Wrocławiu?
Jak najbardziej! Był w pewnym sensie barokowym reportażystą. Z jednej strony mamy grafikę pokazującą statek pływający po Odrze, z drugiej inne prace upamiętniające wydarzenia, które miały miejsce we Wrocławiu.
Chociażby zaprojektowaną przez Eybelwiesera grafikę ukazującą „Castrum doloris cesarza Leopolda I w katedrze wrocławskiej”, czyli ozdobny, symboliczny katafalk wystawiony w celu uczczenia pamięci Habsburga po jego śmierci 1 maja 1705 roku. Również w tym przypadku rytownikiem realizującym projekt był Johann Oertl.
Przy pamiątkowej konstrukcji na pewno odbywały się uroczystości żałobne, do których przystąpiono krótko po śmierci władcy.
Eybelwieser wykonał również rysunkowy projekt do ryciny sztychowanej przez Floriana Bartholomaeusa Strachowsky’ego przedstawiającej bramę triumfalną wystawioną we Wrocławiu 16 maja 1729 roku z okazji kanonizacji św. Jana Nepomucena.
Wrocławski malarz uwiecznia króla Sobieskiego
Eybelwieser zaprojektował również portret konny króla Jana III Sobieskiego sztychowany przez Johanna Tscherninga. Portret był zamówiony przez rodzinę króla?
Nie wiemy, jakie były okoliczności powstania grafiki, kto ją zamówił i do kogo była skierowana, raczej trudno przypuszczać żeby to był ktoś związany z dworem królewskim w Rzeczypospolitej.
Natomiast mogli być to synowie zmarłego w 1696 roku króla – książę oławski Jakub Ludwik Sobieski bądź rezydujący we Wrocławiu Konstanty Władysław Sobieski.
Zaprojektowana przez Eybelwiesera rycina wpisywała się w tradycję przedstawiania Sobieskiego jako lwa Lechistanu, bohaterskiego zwycięzcę spod Wiednia.
Eybelwieser we Wrocławiu – gdzie obejrzymy jego prace
Wspomniane grafiki obejrzymy tylko w Pana książce i w bibliotekach, ale wiele prac Johanna Jacoba Eybelwiesera można podziwiać we Wrocławiu, w miejscach powszechnie dostępnych. Proszę zarekomendować, gdzie zobaczymy ciekawe dzieła wrocławskiego malarza z XVIII wieku?
Zdecydowanie należy zobaczyć freski w sali kopułowej dawnego klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą, czyli w obecnym Ossolineum. Trochę ucierpiały w czasie II wojny światowej. Należy je uznać za opus magnum Eybelwiesera.
Malowidła przedstawiają gloryfikację Krzyża Świętego oraz rycerskiego zakonu Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą jako obrońców Krzyża, w tym sceny ukrzyżowania św. Andrzeja i św. Piotra, Naznaczenie Krzyżem Wybranych na Sądzie Ostatecznym, czy sceny odnoszące się do historii zakonu.
Krzyżowcy z Czerwoną Gwiazdą z Wrocławia podejmowali starania o uznanie ich za zakon rycerski i sztuka była orężem propagandowym, mającym niejako pomagać w realizacji tych celów. Freski w Sali Kopułowej są tego doskonałym przykładem.
Ponadto w kościele św. Doroty, św. Stanisława i św. Wacława znajduje się obraz ołtarzowy przedstawiający stygmatyzację św. Franciszka z Asyżu, pierwotnie przeznaczone do nieistniejącego już kościoła kapucynów pw. św. Jadwigi we Wrocławiu.
We wrocławskim Muzeum Historycznym w Pałacu Królewskim na wystawie stałej możemy oglądać portrety księcia Henryka Pobożnego i księżnej Anny Czeskiej z 1723 roku oraz portret Daniela Josepha Schlechta, mistrza wrocławskich Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą.
W kościele parafialnym pw. Wniebowzięcia NMP na wrocławskim Ołtaszynie znajdziemy dwa obrazy Eybelwiesera – przedstawienie św. Tomasza Becketa z Canterbury oraz Chrystus w Ogrójcu – na ścianie nawy bocznej.
W kościele klasztornym Dominikanów, w kaplicy błogosławionego Czesława mamy z kolei malowidła freskowe na pendentywach kopuły ukazujące Dwunastu Apostołów.
Warto również wspomnieć o kościele parafialnym pw. św. Antoniego na Karłowicach. Możemy tam podziwiać niedawno odnalezione obrazy cyklu Legenda św. Antoniego Padewskiego z lat 1718-1722, pierwotnie znajdujące się w krużgankach dawnego klasztoru Franciszkanów Reformatów przy ul. Św. Antoniego we Wrocławiu. Pierwotnie cykl liczył aż 22 malowidła, do naszych czasów zachowało się jedynie 5 z nich.
Z dokumentów, które Pan przybliża w książce, wiemy, że Eybelwieser tworzył we Wrocławiu do końca życia, ale z wiekiem zubożał i nie mieszkał już na Szewskiej. Stracił swój dom?
W rejestrach indykcji z lat 40. XVIII wieku Eybelwieser, niestety, nie widnieje już jako właściciel nieruchomości przy Szewskiej. Prawdopodobne więc pod koniec życia jego kariera przyhamowała i nie miał aż tylu zleceń.
Wpływ na to mogło mieć kilka czynników. Z jednej strony rok 1740 to początek wojen śląskich i wejście wojsk pruskich na teren Śląska. Jak wiadomo, wojna nigdy nie sprzyjała rozkwitowi twórczości artystycznej.
Z drugiej strony, pod koniec lat 30. i na początku lat 40. XVIII wieku stylistyka, w której malował Eybelwieser, nawiązująca do maniery Willmanna, powoli odchodziła do lamusa.
Pojawiły się nowsze tendencje już zapowiadające rokoko. Trendy wyznaczali na Śląsku tacy artyści, jak choćby Felix Anton Scheffler, który przyjechał z Bawarii.
Weźmy pod uwagę, że Eybelwieser nie był już młody i dożył całkiem sędziwego, jak na tamte czasy, wieku, czyli 78 lat, zatem w ostatnich latach swojego życia mógł już po prostu niedomagać.
Artysta, któremu pomagają Bonifratrzy z Wrocławia
Zrobiło mi się przykro, kiedy przeczytała w Pana książce, że pod koniec życia Eybelwieser, niegdyś mistrz i człowiek zamożny, malował nawet zwykłe figury do Grobu Pańskiego?
Zgadza się, imał się wszystkiego, w tym typowo rzemieślniczych prac dla klasztoru Bonifratrów we Wrocławiu przy obecnej ulicy Traugutta, z którym pod koniec życia się związał na dłuższy czas.
Zachowały się księgi rachunkowe Bonifratrów, z których wynika, że Eybelwieser wykonywał dla nich szereg różnych prac – od wspomnianych tymczasowych dekoracji Grobu Pańskiego na święta Wielkanocne, po różnego rodzaju malowidła na płótnie.
Niestety, nie wszystkie zachowały się do naszych czasów. Wiemy na przykład o wielkoformatowym obrazie „Ostatnia Wieczerza” z 1738 roku, na którym twarze apostołów miały przypominać twarze ojców Bonifratrów przebywających wówczas we wrocławskim klasztorze. Dzieło zaginęło przed 1945 rokiem.
Dla tego samego klasztoru namalował również rozbudowany cykl scen z życia świętego Jana Bożego, założyciela zakonu Bonifratrów, które można podziwiać do dziś w budynku.
To ciekawe, w katalogu dzieł Eybelwiesera, jaki Pan przygotował w książce, przeczytałam, że sceny z życia Jana Bożego umieszczone zostały w klasztorze Bonifratrów m.in. w pokoju na pierwszym piętrze, w korytarzu na pierwszym piętrze, a nawet w emporach w…pomieszczeniu gospodarczym.
Rzeczywiście, to było 20 obrazów przeznaczonych właśnie do korytarzy klasztornych, umieszczono je w lunetach, stąd ich charakterystyczny półowalny kształt.
W późniejszym okresie zostały natomiast rozproszone, dlatego teraz znajdują się w kilku różnych pomieszczeniach i nie są eksponowane w miejscu, do którego oryginalnie je namalowano. Ale nadal zachwycają!
Książkę Marka Kwaśnego „Johann Jacob Eybelwieser młodszy. Wrocławski malarz doby baroku” można kupić na stronie Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego.