Renata Przemyk przyjechała do Wrocławia w ramach specjalnej trasy koncertowej przygotowanej na 25-lecie jej estradowej działalności. Wystąpiła w czwartek (20 lutego) w Synagodze pod Białym Bocianem. I choć 25 lat to – co tu kryć – spory kawał czasu, a sporo zebranych na sali fanów urodziło się grubo po ukazaniu się płyty „Ya Hozna”, jubilatka była w formie nastolatki, a talentem wciąż mogłaby obdzielić połowę mało zdolnych szansonistek, które z uporem godnym lepszej sprawy atakują nas swoją twórczością z telewizji i komercyjnych rozgłośni radiowych.
To był bardzo udany koncert. Mimo że bilety wcale nie były tanie Synagoga pod Białym Bocianem wypełniona była bardzo szczelnie. Duże wrażenie robiła scenografia. Na scenie ustawiono kilkadziesiąt dużych żarówek, a na kotarze za muzykami wisiały trzy spore (i puste) ramy od obrazów, między którymi realizator wyświetlał specjalne projekcje, a w kilku wypadkach fragmenty teledysków do aktualnie odgrywanych utworów. Całość wyglądała bardzo gustownie i świetnie komponowała się nie tylko z klimatem twórczości Renaty Przemyk, ale i ze specyficznym wnętrzem samej synagogi.
Wokalistka wspomagana przez zespół zaczęła koncert od piosenki „Kochaj mnie jak wariat” ze swojej pierwszej płyty, a potem skoczyła aż do longplaya numer 5 (utwór „Ile krwi”). Tak odległe nieraz wędrówki po swoim repertuarze urządzała przez półtorej godziny, umiejętnie przechodząc od utworów trochę mniej znanych i nieco rzadziej granych („Ten taniec”, „Zapach”, „Moja kara”) do przebojów („Bo jeśli tak ma być”, „Ostatni z zielonych”, „Zero – odkochaj nas”). Świetnie wypadł numer „O siódmej pięć” wykonany przez wokalistkę tylko z towarzyszeniem basisty. Duże wrażenie robił utwór „Nie zginiesz”, narastający stopniowo aż do wywołującego ciarki na plecach podczas finału; z podobną energią zagrany był też inny przebój artystki – piosenka „Aż po grób”. Zasadnicza część koncertu zakończyła się dość szybko (wyczekiwaną i rewelacyjnie zagraną „Kochaną – w oryginale wykonywaną w duecie z Kasią Nosowską), bo po mniej więcej godzinie i piętnastu minutach, ale urządzona przez publikę owacja na stojąco nie pozostawiała żadnych wątpliwości – bez bisów obejść się nie mogło. Renata Przemyk zaśpiewała więc jeszcze dwie piosenki: aktorsko zinterpretowany „Makijaż twarzy” i najsłynniejszą piosenkę w całym swoim repertuarze, czyli nieśmiertelne „Babę zesłał Bóg”. I znowu otrzymała owację na stojąco. Zasłużoną owację. Bo choć śpiewała stosunkowo krótko, a zapowiadane jubileuszowe niespodzianki sprowadzały się przede wszystkim do smaczków w aranżacjach poszczególnych piosenek (umiejętności gitarzysty Macieja Mąki są naprawdę imponujące) – koncert bronił się bez trudu i repertuarem, i znakomitym nagłośnieniem, i maestrią wykonawczą, i – last but not least – niezmiennie fenomenalną formą wokalną szacownej jubilatki. Która notabene nie tylko śpiewa, ale i wygląda zdecydowanie lepiej niż większość gwiazdek polskiej estrady – ale to już temat na zupełnie inne rozważania. A więc: sto lat, pani Renato. I prosimy jak najczęściej zaglądać do Wrocławia.
Przemek Jurek
Renata Przemyk wystąpiła we Wrocławiu w Synagodze pod Białym Bocianem 20 lutego.
Fot. Tomasz Walków