Rzeczy z walizek Breslauerów wróciły na miejsce
Powinniśmy odkładać rzeczy na miejsce – to naturalna i logiczna czynność, którą wpajają nam już w dzieciństwie dziadkowie i rodzice. Dzięki utrzymaniu porządku sięgamy po przedmioty automatycznie, a ich istnienie w konkretnej, ustalonej przestrzeni pomaga nam uporządkować życiowy chaos, wprowadzić stabilizację.
Czasem odłożenie rzeczy na miejsce jest niemożliwe, zwłaszcza kiedy znikają ich właściciele, a wokół zmienia się rzeczywistość.
Na wystawie „Odkładając rzeczy na miejsce. Żydowscy Breslauerzy i ich przedmioty” w Domu dla kultury OP ENHEIM przekonamy się, jak za sprawą przedmiotów można opowiedzieć historię ich właścicieli i dramatyczny rozdział w dziejach miasta.
Ale też poczujemy, jak zabrane niegdyś w walizkach rzeczy – które po latach wróciły na swoje miejsce we Wrocławiu (nawet jeśli wyłącznie na czas wystawy) – na nowo łączą dawny Breslau z dzisiejszym Wrocławiem.
Galeria zdjęć
– Nasza wystawa jest próbą nawiązania więzi, które zostały zerwane sztucznie i wbrew woli właścicieli tych obiektów zmuszonych do opuszczenia Wrocławia. W wyniku wojny miasto uległo zniszczeniu, potem nastąpiła całkowita wymiana ludności, a niemieckie Breslau stało się polskim Wrocławiem. I, mimo że wystawa skupia się na żydowskich mieszkańcach, pozwala widzieć to zjawisko dużo szerzej – tłumaczy Karolina Jara z OP ENHEIM.
Wystawę przygotowano wspólnie z Urban Memory Foundation, która zajmuje się pielęgnowaniem pamięci o przedwojennej żydowskiej ludności Wrocławia.
Od lat członkowie UMF nawiązują kontakty z potomkami żydowskich Breslauerów, a na potrzeby wystawy „Odkładając rzeczy na miejsce” 12 rodzin dawnych mieszkańców Breslau użyczyło także konkretnych obiektów.
Srebrna tiara na rocznicę ślubu
Część przedmiotów została poddana konserwacji, jak choćby XIX-wieczny portret Babette Silberstein należący do Stephena i Donalda Falka, czy srebrna tiara i broszka rodziny Freundów i Falków.
– Po zakończeniu wystawy rzeczy powrócą do swoich właścicieli – potomków rodzin, które je wywiozły z Breslau. I będą dalej spełniać dla nich określone funkcje – mówi Karolina Jara.
A ocalone z Breslau przedmioty są wyjątkowe dla spadkobierców. Wspomniana srebrna tiara i broszka rodziny Freundów i Falków krąży w rodzinie i noszą ją pary, które celebrują akurat rocznicę swojego ślubu. – To tradycja, którą stworzyła i pielęgnuje ta konkretna rodzina – opowiada Karolina Jara.
Babette Silberstein – z Brzegu do Breslau
Obraz w oliwkowych i kremowych kolorach. Przedstawia urodziwą brunetkę z misternie ułożoną fryzurą i modną suknią z bufiastymi rękawami.
Niewiele dziś wiadomo o Babette Silberstein poza tym, że wspólnie z mężem przyjechała do Breslau z Brzegu. Mąż został wkrótce fundatorem Synagogi pod Białym Bocianem, zamówił także portret małżonki. Niestety, Babette, zmarła pod koniec lat 40. XIX wieku podczas epidemii cholery w Breslau i pochowano ją na cmentarzu przy ul. Gwarnej.
Portret przechodził z rąk do rąk, wisiał w mieszkaniach konkretnych osób z rodziny. Potem, kiedy nastąpił czas prześladowań w latach 30. XX wieku, wyjechał razem z potomkami Silbersteinów do Stanów Zjednoczonych.
Tam obraz poddano nieudanej konserwacji. – Nieudanej, bo osoba, która pamiętała go z dzieciństwa stwierdziła, że to nie ten sam portret. Przy okazji wystawy w OP ENHEIM portret został poddany kolejnej konserwacji, aby wrócić do dawnej warstwy malarskiej.
Portret Babette Silberstein użyczyli na wystawę mieszkający w Stanach Zjednoczonych Stephen Falk i Donald Falk. Donald po raz pierwszy był we Wrocławiu w 1996 roku. Towarzyszył matce, która urodziła się w Breslau.
– Z każdą wizytą czułem większą więź i zażyłość z tym miejscem. A przywiezienie do Wrocławia czegoś, co cenię, jest sposobem na uhonorowanie mojej rodziny, która mieszkała tu od pokoleń. Myślę, że wystawa poszerza poczucie miejsca, włączając szczegóły życia, które toczyło się tutaj w przeszłości – mówił przed wystawą.
Narastanie kolejnych warstw historii
Warstwy narastające przez lata to jeden z leitmotivów wystawy „Odkładając rzeczy na miejsce”. Wchodząc do pierwszej sali oglądamy gablotę z dwiema mezuzami.
Niewielkie pudełeczka zawierające zwitki pergaminu z fragmentem Tory przybijano przy wejściu do mieszkań, domów, kamienic. Przekraczający próg ludzie (mieszkańcy i goście) powinni byli, zgodnie z tradycją, dotknąć mezuzy ręką.
Mezuzy eksponowane na wystawie znaleziono podczas renowacji kamienicy, we framugach drzwi. – Nie wiadomo, do kogo należały. Można tylko przypuszczać, że były związane z rodziną Oppenheimów, albo późniejszymi mieszkańcami kamienicy. To ważne świadectwo świadczące o tym, że w tym budynku mieszkało dużo żydowskich lokatorów – zwraca uwagę Karolina Jara.
W jednej z sal (w nowej części budynku) mamy artystyczną interwencję berlińskiej artystki Anny Schapiro. Pracowała w galerii techniką odciskania papieru ryżowego moczonego w różnokolorowych tuszach.
– Na ścianach pozostały nieregularne kompozycje, które po zakończeniu wystawy będą zamalowane. Zaistnieją jako kolejna warstwa historii, choć już ich nie zobaczymy – wyjaśnia Karolina Jara.
Schapiro swoją pracę zadedykowała wszystkim, którzy wyjeżdżając z Breslau nie mogli ze sobą niczego zabrać.
Breslauerzy wyjeżdżają – co zabierają ze sobą
Pod koniec 1939 roku w Breslau mieszkało 13 000 Żydów, rok później wyemigrowało ponad 550 osób, w 1941 roku wyjazd był już praktycznie niemożliwy, podaje wrocławska historyczka dr Joanna Hytrek-Hryciuk w swojej książce „Między prywatnym a publicznym. Życie codzienne we Wrocławiu w latach 1938-1944”.
Jeśli przymusowa emigracja jest rozłożona w czasie można zrobić zapasy i zaplanować wyjazd. Stół i krzesła zaprojektowane i wykonane przez Alberta Haddę zostały przystosowane do życia na obczyźnie dla rodziny Goldschmidtów, którzy wyjechali do Brytyjskiego Mandatu Palestyny.
Wyprodukowany w Breslau symfonion (sprzęt grający odtwarzający muzykę z cynowych płyt) był świadomym wyborem, podobnie jak kilim z arką Noego, który wisiał w dziecięcym pokoju.
Najczęściej zabierano zdjęcia – te prywatne (z wakacji, z rodziną, z dziećmi), ale też „służbowe” – ze studiów (Berta Simlinger, późniejsza żona Alberta Haddy zachowała fotografię z kolegami z nauki w Państwowej Akademii Sztuki i Rzemiosła Artystycznego) czy miejsca pracy (Willy Cohn zachował zdjęcie z uczniami i dyrektorem Gimnazjum św. Jana, przy dzisiejszej ulicy Worcella).
– Fotografie, listy łatwo było ze sobą zabrać i były oczywistym wyborem, zwłaszcza w tamtych czasach. Wizerunki najbliższych osób pomagały zachować ich twarze w pamięci – mówi Karolina Jara.
Ale wśród przedmiotów zabranych z Breslau były też portrety, farby i pędzle, które zabrała ze sobą żona zmarłego malarza i architekta Heinricha Tischlera.
Zdjęła także plakietkę z drzwi jego pracowni z faksymilą oryginalnego podpisu męża i zachowała kartkę artysty wysłaną z obozu Buchenwald, gdzie wywieziono Tischlera. Po pobycie w obozie już nie wydobrzał, zmarł jesienią 1938 roku.
Dokumenty hańby i wykluczenia
Na wystawie „Odkładając rzeczy na miejsce” kuratorzy dr Małgorzata Stolarska-Fronia i dr Maciej Gugała zwrócili uwagę na to, jak zmieniała się rzeczywistość dla żydowskiej ludności.
Od edyktu emancypacyjnego z 1812 r., kiedy Żydzi stali się pełnoprawnymi obywatelami, mogli studiować na uniwersytetach, zasiadać w radach miast, spełniać funkcje publiczne aż do lat 30. XX wieku, gdy rozpoczęły się prześladowania i represje ze strony nazistów.
Fakt, iż Breslauerzy zabrali ze sobą wiele dokumentów, które są dowodem hańbiącej polityki III Rzeszy świadczy o tym, jak bardzo czuli się niesprawiedliwie traktowani.
Historyka i nauczyciela Willy'ego Cohna zmuszono do dodania imienia „Israel” (dr Willy Israel Cohn).
– Żydzi byli w ten sposób stygmatyzowani. Pieczątki Cohna ze zmieniającym się nazwiskiem to drobne, ale bardzo znaczące przedmioty, pokazujące zmieniające się warunki życia i samopoczucie osób, które wcześniej traktowano jako znaczące osobistości życia społecznego. W latach 30. XX wieku wydano przepisy, które nagle to zmieniły – tłumaczy Karolina Jara.
Poruszający jest list Alberta Haddy z listopada 1934 roku, w którym architekt próbował odwołać się od decyzji o zakazie o wykonywaniu zawodu – bez skutku.
Najbardziej przejmującym świadectwem jest jednak list Olgi Herz, członkini rodziny Herz (familia prowadziła sklep z butami w kamienicy Oppenheimów) do jej wnuczki Steffi.
Steffi, wspólnie z rodzicami, zdążyła wyemigrować do Chile. Osiemdziesięcioletnia babcia została w Breslau. W osobistym liście, składając życzenia urodzinowe Steffi, żegna się zarazem z wnuczką, pisząc, że więcej się nie zobaczą.
Olga Herz została ostatecznie deportowana do obozu przejściowego w Grüssau (Krzeszowie), a następnie do obozu Theresienstadt w czeskim Terezinie, gdzie zmarła.
Potomkowie Breslauerów na wystawie we Wrocławiu
Z okazji otwarcia wystawy do Wrocławia przyjechali potomkowie żydowskich Breslauerów, którzy mieszkają na całym świecie m.in. w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Izraelu, Szwecji, Belgii, Niemczech.
– To była dla nich okazja do spotkania się, zwłaszcza że wielu z nich wcześniej się nie znało, ale w trakcie przygotowywania wystawy zawiązała się między nimi przyjaźń, która będzie trwać. Także dla nas, jako organizatorów, to niezwykłe doświadczenie – zaznacza Karolina Jara.
Do Wrocławia przyjechali przyjechało aż 26 potomków żydowskich Breslauerów, z którymi można było porozmawiać podczas spotkania i wernisażu.
Wystawa Breslauerów już wkrótce także online
Wystawa „Odkładając rzeczy na miejsce. Żydowscy Breslauerzy i ich przedmioty” potrwa do 22 września.
– Część obiektów została zeskanowana i będzie pokazywana także online. Pojawi się też publikacja poświęcona wystawie, która będzie poruszać różne konteksty związane z prezentowanymi przedmiotami – zapowiada Karolina Jara.