Na naszej liście jest książka o...autostradzie A4, fantastyczne opowieści o dolnośląskim Bardzie, węgierskie powieści, które chwytają za serce, reportaż o rajskiej wyspie, na której doszło do morderstw, autobiografię nieudanego dziecka swoich rodziców z XVIII wieku. Jest w czym wybierać. Zobaczcie, jakie książki czytać w wakacje 2024. Oto nasze propozycje.
Bardo tajemnicze, magiczne, święte i słodkie, jak pierniki
Pierwszym „za”, jeśli chodzi o książkę Tomasza Karamona jest Wydawnictwo Dowody należące do Mariusza Szczygła, w którym tomy wybierane do serii reporterskiej są z reguły naprawdę fantastyczne. Drugie „za” to samo Bardo, do którego zajrzałam w lipcu, nie czytając jeszcze „Co widziała Matka B. Opowieści z Barda”. I zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
Nie tylko w niewielkiej drewnianej figurze Matki Bożej (najstarszej zachowanej w Polsce rzeźbie sakralnej), której podobizna (prześwietlona przez promienie rentgenowskie) widnieje na okładce książki. Także w aurze miasta.
Książka to uczucie tylko pogłębiła. Autora trzeba naprawdę podziwiać. To nie tylko pasjonat, który od lat tropi rozmaite wątki z historii Barda, nawet tej niepisanej, związanej z legendami, ustnymi przekazami (trzeba je usłyszeć od ludzi pamiętających swoje dzieciństwo w Bardzie, a odnalezionych w Niemczech).
Autor jest także świetnym story-tellerem, opowiadaczem (i, nawiasem mówiąc, autorem hasła „Bardo-Miasto Cudów”), który potrafi przykuć uwagę. Jego opowieści ożywają w wyobraźni czytelników (historia kalikantów pomagających napowietrzać organy bazyliki w Bardzie jest po prostu fantastyczna, a spór warzących piwo mieszkańców z opatem, który miał monopol na sprzedaż trunku – wyborny, podobnie jak historia pierników z Barda).
Lektura obowiązkowa nie tylko dla tych, którzy chcą się do Barda wybrać, dla wszystkich, którzy kochają miejsca wciąż niewystarczająco docenione.
fot. Magdalena TalikBardo i książka „Co widziała Matka B.” Tomasza Karamona, Wydawnictwo Dowody 2024
Bánffy – węgierski mistrz, którego odkrywamy
Irena Makarewicz, wybitna tłumaczka z języka węgierskiego, wspominała podczas spotkania autorskiego w Muzeum Pana Tadeusza, że kiedy znalazła książki dawnego ministra spraw zagranicznych Węgier Miklósa Bánffy'ego (1875-1950), które już wtedy były tłumaczone na język angielski (a to zawsze dobry argument, że warto mieć wersję także polską) wydawcy będą tym wyborem zachwyceni.
Ale potem padło tradycyjne pytanie o objętość. A trylogia siedmiogrodzka to trzy pokaźnych rozmiarów tomy (pierwszy ma blisko 650 stron!) czyli 1500 stron. „Nie mamy o czym mówić” – mówili wydawcy.
Co ciekawe jednak, pomysł wydania „Policzonych”, pierwszego ogniwa trylogii, pojawił się właśnie we Wrocławiu, podczas spotkania z Łukaszem Urbaniakiem z łódzkiego wydawnictwa officyna na Wrocławskich Targach Dobrych Książek. I, co najważniejsze, udało się go – po latach starań – sfinalizować.
Efekt jest niezwykły! Mamy w rękach powieść, która na Węgrzech trafiała swego czasu na indeks książek zakazanych, bo autor ośmielił się pisać bardzo krytycznie o wyborach politycznych, które miały wpływ na klęskę narodu. A na tle wielkie historii w I tomie śledzimy losy zamożnych, inteligentnych, pełnych życia kuzynów Bálinta Abády i Laszló Gyeröffy'ego. Ich biografie naznaczone romansami, fatalnymi decyzjami, są zarazem pasjonującą panoramą Austro-Węgier z lat 1904-1906 (a ściślej Siedmiogrodu-obecnie w centralnej Rumunii).
Wakacje to idealny czas, aby zmierzyć się z tym dziełem. Że warto, nie muszę przekonywać nikogo, kto miał już do czynienia z węgierską prozą wysokiej próby.
fot. Magdalena TalikTłumaczka z języka węgierskiego Irena Makarewicz przed Muzeum Pana Tadeusza i przełożona przez nią książka – pierwszy tom trylogii Miklósa Bánffy, Wydawnictwo officyna 2024
Autostrada A4 – jak wykuwano drogę marzeń
Wakacje w toku, kierowcy liczą przejechane kilometry, planują trasy. Wielu z nich pojedzie A4 pewnie nawet nie zdając sobie sprawy, że kiedy ją wytyczano była jeszcze propagandowym projektem Reichsautobahn, a po wojnie miała kultowy status, choć – jak w dowcipie – właściwie nie było gdzie jeździć.
Wrocławskie Wydawnictwo Warstwy opublikowało „Na środkowym pasie latem trawa była wysoka” zbiór esejów Agaty Ciastoń, kuratorki i badaczki, którą zajmuje tematyka granic i terytoriów, a tym razem przeglądała archiwa i zdjęcia szukając tropów związanych z autostradą A4.
To jest książka świetna, bo totalnie zaskakująca. Droga A4, będąca polską wersją wielkich autostrad, była zapowiedzią gospodarczego cudu, wyobrażeniem niewyobrażalnego, czyli rozwoju komunikacji w Polsce, ale autorka pisze nie tylko o tym, co publiczne, bardzo ciekawie robi się, kiedy zwraca uwagę i z czułością przygląda się temu, co prywatne. Historiom ludzi, którzy z A4 mają związane sentymentalne opowieści, wycieczki, wspomnienia. Nie zawsze słoneczne.
Nieoczywista lektura, którą w oczywisty sposób powinniśmy zabrać na wakacje podróżując po polskich drogach. Dziś już wielu.
fot. MATAgata Ciastoń, „Na środkowym pasie latem trawa była wysoka”, Wydawnictwo Warstwy 2024
Wakacje w raju? Zdecydowanie nie polecamy
Książkę entomologa(!) Johna Edwina Treherne'a „Zbrodnia w raju. W poszukiwaniu utopii na Galapagos” (w przekładzie Adama Czecha, Wydawnictwo Czarne) wychwala, w blurbie (opisie na okładce), sam wybitny podróżnik i pisarz Paul Theroux. To wystarczy, aby zajrzeć do środka. Potem zostaniemy wchłonięci przez historię, która rozpoczęła się w latach 20, a punkt kulminacyjny osiągnęła w połowie lat 30. na odległej wyspie na Pacyfiku, gdzie nastąpiła prawdziwa eskalacja zbrodni.
Wszystko zaczęło się od dwojga marzycieli (niemieckiego lekarza Friedricha Rittera i jego ukochanej Dore Strauch), którzy postanowili znaleźć raj na ziemi i w nim zamieszkać. Prawie się udało, bo na odludziu, w otoczeniu pięknej przyrody i z dala od cywilizacji świat wydawał się idealny.
Niestety, na podobny pomysł, by na wyspie szukać ostoi wpadło kilka innych osób, a prawdziwą katastrofą było pojawienie się (w towarzystwie dwóch kochanków) baronessy Eloise Wagner de Bosquet, której zamarzyła się władza i postawienie w dziczy hotelu dla podobnych sobie podróżników.
Zaczęła się prawdziwa walka, której część uczestników nie przetrwała. ich losy zbadał angielski entomolog zafascynowany tym, by wyjaśnić zagadkę śmierci ludzi z wyspy i przybliżyć sekwencję zdarzeń.
fot. MATJohn Treherne, „Zbrodnia w raju”, Wydawnictwo Czarne 2024
Klasyka, której nie sposób nie pokochać
Nie czytaliście? To na wakacjach jest jedyna okazja. Trochę wolnego czasu, luz, wolna głowa, którą można napełnić zupełnie niesamowitymi wizjami XVIII-wiecznego duchownego anglikańskiego Laurence'a Sterne'a, który pod koniec lat 50. zaczął pisać powieść całkiem przerastającą wyobrażenia ówczesnych czytelników. Nie tych wyłącznie składających litery, rzecz jasna, bo dla nich tom „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy”(w przekładzie Krystyny Tarnowskiej, Państwowy Instytut Wydawniczy) musiał brzmieć jak lektura Kopernikańskich odkryć.
Ale nawet u czytelników wytrawnych konfrontacja z wyjątkowej urody wielotomowym dziełem (w wersji polskiej 690 stron) musiała być naprawdę mocnym doświadczeniem. Wielu się oburzyło, ale ci, którzy odkryli dla siebie oświeceniowe racjonalne argumenty i wiele humoru czuli się usatysfakcjonowani!
O czym jest książka Sterne'a? Wydarzeń znajdziemy tu niewiele, to próba pisania autobiografii. Mocno nieudana, bo autor wywnętrzeń – Tristram Shandy – cały czas raczy nas dygresjami, które odwodzą od głównych wątków.
Ale z grubsza chodzi o to, że już jego poczęcie wydaje się mocno niedoskonałe, poród (podczas którego złamano mu nos) pechowy, nadanie imienia problematyczne (Tristram zamiast Trismegistosa). I tak rozmaite niepowodzenia sprawiają, że bohater jest ogólnie pechowcem. Ale czy na pewno? Przekonajcie się!
fot. MATLaurence Sterne, „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy”, Państwowy Instytut Wydawniczy 2024
Węgrzy, którzy mieszają nam w głowach i w sercach
Tu dwie propozycje. Jedna – „Stos” György'a Dragomána (Oficyna Noir sur Blanc w przekładzie Karoliny Kacorzyk) – umknęła mi wiosną ubiegłego roku. Ale ją wytropiłam, bo poprzednia wydana w Polsce powieść Powieść Węgra – „Biały król” (nakładem Czarnego) o dorastaniu w komunistycznym, opresyjnym kraju była absolutną sensacją!
„Stos” to także powieść o dorastaniu w cieniu tragedii, choć tym razem bohaterką jest Emma, trzynastoletnia dziewczyna, która po śmierci rodziców musi przejść pod opiekę swojej babci. Wcześniej jej nie znała, więc nie wie, czego się spodziewać. Powoli zaczyna zapuszczać korzenie, próbuje rozwiązać tajemnicę z przeszłości, a przeszłość komunistyczna daje o sobie znać. Nie można jej wymieść z domu, osadziła się w ludziach i w ich mentalności i zachowaniach. Mocne, ale bardzo ciekawe.
fot. MATGyörgy Dragomán, „Stos”, Oficyna Noir sur Blanc 2024
Sándora Máraiego nie trzeba w Polsce przedstawiać czytelnikom, ma grono nie tyle fanów, co wyznawców. Węgierskiego pisarza (1900-1989) wydaje Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, a jego niezwykłą, przesyconą emocjami prozę przekładają i przekładali najlepsi tłumacze z węgierskiego (m.in. Teresa Worowska, Irena Makarewicz, Feliks Netz).
Tym razem dostajemy do rąk niewielki tom „Siostra” (w tłumaczeniu Netza) o światowej sławy pianiście (żyjącym uczuciem do żony pewnego dyplomaty), który pod wpływem nagłej choroby staje się pacjentem szpitala we Florencji i czujnych oczu lekarzy i czterech sióstr zakonnych posługujących w instytucji. Między życiem i śmiercią, jawą i snem ma czas na przemyślenie wielu momentów życia.
Z. myśli o bólu, żyje od zastrzyku do zastrzyku, od jednej diagnozy do kolejnej. To książka o miłości, a może raczej jej ułudzie, karierze i znaczeniu muzyki w życiu, o Bogu i o wierze, ale też o cierpieniu i o tym, że choroba staje się u Máraiego niezgodą organizmu na fałsz rozgrywający się w życiu.
Niezwykłej urody i ciężaru gatunkowego tom. Spodoba się tym, którzy są fanami (albo psychofanami) wybitnego węgierskiego twórcy.
Dwa lata temu na festiwalach filmowych prawdziwą sensacją stał się film „Holy Spider” Aliego Abbasiego, w którym reżyser przedstawił, opartą o fakty, historię seryjnego mordercy z Iranu, który zabijał prostytutki w świętym dla szyitów mieście Meszhed. Zbrodnie argumentował tym, że chciał oczyścić ulice z grzesznic, a metropolię z moralnego zepsucia.
Do tego samego wydarzenia odwołuje się w swojej niezwykłej książce pisząca po francusku Iranka Chahdortt Djavann (wymawiamy: szahdort dżawan) w książce „Dziwki w czadorach nie idą do raju” (w bardzo dobrym przekładzie Krzysztofa Jarosza, Wydawnictwo w Podwórku).
Z tą jednak różnicą, że o ile uwaga opinii publicznej skupiała się w dużej mierze na sprawcy zbrodni, pisarka przywraca godność i człowieczeństwo zamordowanym kobietom, młodym dziewczynom rzuconym często na pastwę lubieżnych mężczyzn, będących kartą przetargową ubogich rodzin, uzależnionych od narkotyków krewnych. One nie wybierają „zawodu”, najczęściej zostają w prostytucję rzucone, kiedy nie ma żadnej innej alternatywy w ubożejącym kraju, w którym los anonimowych kobiet nikogo nie obchodzi.
To mocny akcent literacki na wakacje, ale od trudnych tematów nie wolno uciekać.
fot. MATChahdortt Djavann, „Dziwki w czadorach nie idą do raju”, Wydawnictwo w Podwórku 2024