Czapki z głów? Nie, teraz na głowy! Pokombinujmy, co założymy na sam czubek naszego jestestwa w chwili, gdy miastem zawładnie zimno i niska temperatura... A i teraz już coraz trudniej chojraczyć, choć wciąż panują dość przyzwoite warunki, więc ciepła czapka przyda się na pewno.
Ważne, by była niestandardowa, oryginalna, niepowtarzalna. Taką można zdobyć, ale najlepiej zrobić. Samemu. Koszt niewielki, smak lanserki, a przy okazji zużywamy niepotrzebne domowe zasoby, ćwicząc dłonie i cierpliwość.
Trud nie pójdzie na marne. Ponieważ nawet gdy to, co pracowicie wyprodukujemy, okaże się niewyjściowe, stać się zawsze może czapką domową typu szlafmyca. Mając taką rzecz na podorędziu, nigdy nie będziemy bać się chłodu, nawet gdy wyłączą ogrzewanie.
A jeśli wszystko potoczy się pomyślnie i z każdą chwilą nabierać będziemy wprawy w szydełkowaniu lub dzierganiu na drutach, to prezenty pod choinkę dla rodziny i przyjaciół już mamy z głowy. W sensie na ich głowy fizycznie i materialnie, a z naszej głowy mentalnie.
Powrót na ZPT
Jeśli nasi nauczyciele zajęć praktyczno-technicznych (znanych też pod wdzięczną nazwą praca-technika) rzetelnie wykonywali swoją pracę i nie wykręcali się od realizacji programu, to wykonanie ciepłej zimowej czapki z wełny lub innej dzianiny nie powinno być kłopotem. Najtrudniej zacząć, czyli zrobić pierwszy, wiążący ścieg, na którym zapętlać można następne oczka robótki. Potem pójdzie jak z płatka – oczko prawe, oczko lewe, albo rządek prawych, rządek lewych, albo inny dowolny system, byle do przodu, czyli wzwyż. A jak nie pójdzie, to trzeba pójść do mamy, do babci lub cioci. One się nie zamotają i będą dobrze wiedzieć, co zrobić z tym motkiem oraz z metalowymi urządzeniami – tzw. szydełkiem i drutami do robótek ręcznych.
W ostateczności jest jeszcze jedno rozwiązanie problemu: okazuje się, że nie trzeba mozolić się nad ściegiem, lecz pasożytniczo wykorzystać cudzy trud. Czyli wykonać własną czapkę ze istniejącego już, „znudzonego” swetra, najlepiej odrobinę sfilcowanego, bowiem wówczas mniej wysiłku kosztować nas będzie połapanie oczek dzianiny. Zszyjemy je igłą i nitką po wewnętrznej lub zewnętrznej stronie, jeśli widoczny ścieg ma być świadomie realizowaną konwencją naszego nakrycia głowy.
Im śmieszniej, tym lepiej
Oczywiście można zapytać, po co się tak wysilać i zaczynać naukę dziergania od podstaw, skoro ileś tam lat udało nam się z pogardą myśleć o traceniu czasu na archaiczne, a nawet nieco kompromitujące, emeryckie zajęcia. A jednak warto! Bo możemy odnaleźć uśpione lub nieodkryte talenty i ocalić dla przyszłości zanikające umiejętności ludzkich rąk.
No a nade wszystko warto samemu zabrać się za sporządzenie własnego nakrycia głowy, ponieważ nikt lepiej od nas nie będzie wiedział, co nas uszczęśliwi.
No więc można, naturalnie, pokrążyć po sieciówkach i wyszukać z setek modeli ten, który będzie dla nas najbardziej twarzowy. Liczyć się jednak należy z zimowymi spotkaniami z czapkami-klonami. Jeśli więc lubimy być pojedynczy, niepowtarzalni i nietuzinkowi – działajmy sami!
Trzecim, koronnym argumentem może być to, że w tym sezonie na głowach ma być nie tylko ciepło, ale i zabawnie. Czapki żyją własnym życiem, imitują więc zwierzęce lub warzywne byty, mają oczy, uszy, a nawet szypułki, listki lub nać.
W końcu co może być lepsze do rozproszenia mroków nadchodzących chłodnych, ponurych, deszczowych lub śnieżnych dni, niż uśmiech albo nawet śmiech?
Tekst i fot. Barbara Chabior
Więcej czapkowych, stylowych inspiracji tu: stylowi.pl/szukaj/2?query=czapka|czapki