Informacja w kwietniu 2013 r., że 76-letnia Barbara Piasecka-Johnson zmarła w podwrocławskiej Sobótce, była zaskoczeniem. Niewiele osób wiedziało, że luksusowa rezydencja, w której zmarła – dawny ośrodek leczenia zeza, należy do sławnej multimilionerki. A dzisiaj już nie pamięta się o tym, że została pochowana na niewielkim cmentarzu przy ul. Bujwida we Wrocławiu.
Wrocławskich śladów w świetnie opowiedzianej „Milionerce” jest sporo. Ewa Winnicka pracowała nad książką trzy lata, przerzuciła setki dokumentów, namówiła na rozmowę dawnych współpracowników i znajomych Piaseckiej-Johnson, kolekcjonerów sztuki, marszandów, osoby, którym sławna filantropka pomagała. Na spotkanie i rozmowę z dziennikarką nie zgodzili najbliżsi krewni pani z Jasnej Polany, w myśl zasady: „Wielkie pieniądze lubią ciszę”.
Rezydencja Barbary-Piaseckiej-Johnson w Sobótce na sprzedaż, źródło: www.poland-sothebysrealty.pl
Barbara Zygfryda Piasecka urodziła się w 1937 r. w Siemiatyczach, dzisiaj to teren Białorusi. Ojciec był rolnikiem, matka prowadziła dom.
Basia miała trzech starszych braci. Po 1945 r. rodzina przenosi się do Poznania, a potem do Wrocławia. Ojciec jest magazynierem w MPK, Piaseckim żyje się skromnie. Po maturze Barbara studiuje najpierw rolnictwo, następnie biologię – oba kierunki bez powodzenia. Zaczyna studia na filozofii i też szybko je porzuca. Dopiero w 1965 r. kończy historię sztuki, recenzenci chwalą jej pracę magisterską. 29-letnia panna Piasecka przez chwilę pracuje we wrocławskiej Desie na placu Kościuszki. Po latach wspominał ją Henryk Tomaszewski, twórca Wrocławskiego Teatru Pantomimy, kolekcjoner sztuki, który często zaglądał do antykwariatu.
We wrześniu 1967 r. urządza pożegnalne przyjęcie dla przyjaciół, to wtedy miało paść z jej ust: „Jeśli wrócę, to tylko rollce-royce’em”.
Uśmiech pokojówki
Wrocławianka najpierw trafia do obozu dla uchodźców w Rzymie. Stamtąd, korzystając z protekcji szefa polskiego biura emigracyjnego, wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. W Nowym Jorku poznaje działacza amerykańskiej Polonii, Hieronima Wyszyńskiego. Młoda Piasecka zrobiła olbrzymie wrażenie na dyrektorze Polskiego Komitetu Imigracyjnego, który o ich spotkaniu napisał w swoich wspomnieniach. Zachwycił się jej uśmiechem, z którym – jak jej powiedział, zwojuje Amerykę.
Do domu Ester i Stewarda Johnsonów trafia z polecenia w 1968 r., pracuje jako kucharka. Szybko się okazuje, że nie potrafi gotować, i zostaje pokojówką. Czy to tym uśmiechem zwróciła na siebie uwagę Stewarda Johnsona, współwłaściciela wartego miliony dolarów koncernu Johnson&Johnson, czy zgrabną figurą w stroju kąpielowym podczas wspólnego wyjazdu z Johnsonami nad morze?
Steward z Essie byli małżeństwem od ponad 40 lat, mieli dwoje dzieci (Johnson miał jeszcze czworo dzieci z pierwszego małżeństwa). Pasją milionera było żeglarstwo, czego jego żona nie znosiła. W opowieściach Johnsonie pojawia się tłum młodych kobiet, które zabierał na jacht.
Jedna z polskich znajomych Piaseckiej opowiada Ewie Winnickiej, że Johnson chciał z Barbarą tylko nawiązać romans. Jednak – jak napisano w „Milionerce”, Polka zagrała va banque: Jeśli związek, to tylko małżeństwo. Po latach podczas procesu z dziećmi Stewarda o spadek po Johnsonie powie: „Nigdy nie kochałam nikogo bardziej niż mojego męża. Pomogłam mu odkryć życie na nowo”.
Amerykanin błyskawicznie się rozwodzi i w listopadzie 1971 r. 34-letnia Barbara Piasecka zostaje żoną Stewarda Johnsona, lat 76. Majątek pana młodego to około 330 mln dolarów. Na ślubie na ma żadnego z dzieci Johnsona.
Pani z Jasnej Polany
Marzeniem Barbary jest budowa nowego domu. Przy okazji realizowanej z rozmachem inwestycji ujawnia się wybuchowość nowej pani Johnson. Potrafi zrugać męża przy gościach. Kiedy nie podoba jej się odcień marmurowej elewacji rezydencji, każe ją skuwać nawet kilka razy. Zrozpaczony wykonawca jedzie osobiście do Carrary i w kamieniołomach szuka odpowiednich fragmentów marmuru. Potrafi być hojna i dobrotliwa, ale każdy przejaw nielojalności – najczęściej wydumany – jest karany odcięciem beneficjenta od pieniędzy. Przyjmuje pod dach młodą Polkę, pannę z dzieckiem, jednak po jakimś czasie – na podstawie podszeptów i oskarżeń służby, nakazuje jej się wyprowadzić. Najbliżsi i pracownicy boją się jej wybuchów gniewu. „Zmienia się w gradową burzę i zaczyna krzyczeć”.
Jasna Polana w Princeton to pełna przepychu, warta kilkadziesiąt milionów dolarów rezydencja. Oprócz Johnsonów mieszka tam kilkudziesięciu pracowników oraz członkowie rodziny właścicielki. Barbara z czasem oddaje się nowej pasji – kolekcjonuje sztukę, procentuje jej wiedza zdobyta podczas wrocławskich studiów. Otacza się artystami, marszandami, angażuje się w pomoc dla Polaków przyjeżdżających do Ameryki.
Jednak nigdy nie zdobywa uznania wśród nowojorskiej socjety. Dla bogaczy z Manhattanu zawsze będzie biedną pokojówką z Polski, która usidliła bogacza.
Wojna o miliony
Steward umiera w 1983 r. w wieku 88 lat. W testamencie zapisuje cały majątek żonie.
Trzyletnią batalię o fortunę Johnsona Amerykanie obserwują z wypiekami na twarzy. To wielkie pranie rodzinnych brudów. Jedna z córek skarży się, że była molestowana przez ojca. Dzieci milionera zarzucają Piaseckiej-Johnson, że sfałszowała testament Stewarda. Akta sprawy liczą dziesiątki tysięcy stron, prawnicy obu stron wystawiają milionowe rachunki.
Ostatecznie w wyniku ugody największa część spadku przypada Barbarze Piaseckiej-Johnson. To około 350 mln dolarów, domy, udziały w akcjach spółek należących do koncernu Johnson&Johnson. Przez kilka kolejnych lat pomnoży majątek, który sięgnie nawet 2,9 mld dolarów. Magazyn „Forbes” w latach 80. zaliczy ją do 20. najbogatszych kobiet na świecie.
Każde z sześciorga dzieci ma po kilkadziesiąt milionów z trustów, które ojciec ufundował im jeszcze w latach 40. i 50. Ewa Winnicka pisze w „Milionerce”, że kiedy triumfująca Barbara oprowadza dziennikarzy po Jasnej Polanie, na biurko jej prawniczki trafia pismo z informacją, że są poważne zaległości w opłatach za grób Stewarda Johnsona na Florydzie.
Pamięć dobrodziejki
Piasecka-Johnson nigdy więcej nie wyszła za mąż. Spełnia się w budowaniu kolekcji sztuki (kilkakrotnie organizowane są wystawy dzieł z jej zbiorów), wspiera polską opozycję, wspomaga finansowo i promuje artystów. Coraz częściej bywa w Europie – kupuje domy w Monaco i w Asyżu, pojawia się w Polsce.
W latach 90. obiecuje, że swoimi dolarami ocali przed upadkiem Stocznię Gdańską. Polacy entuzjastycznie reagują na każdą podobną zapowiedź dobrodziejki z Ameryki. Co miesiąc dostaje setki próśb o pomoc. Czasem obiecuje wsparcie, ale potem zapomina o swoich deklaracjach.
Prof. Stanisław Tołpa podczas badań terenowych nad torfem, fot. archiwum UP
Angażuje się w produkcję i promocję preparatu torfowego opracowanego przez prof. Stanisława Tołpę z wrocławskiej Akademii Rolniczej. Specyfik nigdy nie przeszedł testów klinicznych, ale uchodzi za lekarstwo na raka. Piasecka-Johnson pigułki z torfu ma zawsze w torebce. Każe je łykać przyjaciołom i znajomym. Jednak z czasem jej zainteresowanie pomysłem wygasa, ucina dopływ pieniędzy na rozwój produkcji preparatu.
Sfinalizowała za to powstanie szpitala dla dzieci z autyzmem w Gdańsku. Zrobiła się bardzo religijna, hojnie obdarowywała m.in. klasztor na Jasnej Górze.
Piasecka-Johnson bywała także we Wrocławiu. Mieszka tu jedna z jej bratanic, jest właścicielką dużych hoteli. W rozmowie z autorką „Milionerki” przekonuje, że nie korzystała z pomocy zamożnej ciotki.
Posiadłość w Sobótce to kilka luksusowo i z przepychem urządzonych budynków. Ponad stuletnie nieruchomości otacza 3,6-hektarowy park w stylu angielskim. „Rezydencja w ostatnich latach była miejscem pobytu Barbary Piaseckiej-Johnson, filantropki, kolekcjonerki dzieł sztuki, ceniącej sobie kreowanie przyjemnego otoczenia, przebywanie w atrakcyjnych i wyjątkowych miejscach” – napisano w ogłoszeniu o sprzedaży posiadłości.