Znany i ceniony kręgarz z Rosji, mistrz terapii manualnej z Ukrainy takie anonsy można znaleźć w prasie i internecie. Chętnych nie brakuje. Stawki są różne. 100 złotych za wizytę, ale z zastrzeżeniem, że aby terapia była skuteczna, potrzeba ich co najmniej 5-7. Lista tego w czym mogą pomóc jest długa. Specjalizują się w korekcie wad postawy, bezoperacyjnej korekcji kręgosłupa i stawów, skutecznej likwidacji bólu na przykład rwy kulszowej, likwidacji odkręgosłupowych zaburzeń czynnościowych lub funkcjonalnych narządów, terapii wad nabytych i schorzeń zwyrodnieniowych narządów ruchu.
Problem w tym, że kwalifikacji kręgarzy nikt nie sprawdza. Efekt. Skutki nieprofesjonalnej terapii mogą być nieodwracalne. Pacjenci mogą trafić na stół operacyjny.
- Te najbardziej tragiczne przypadki wizyt u pseudoterapeutów i znachorów kończą się śmiercią pacjenta lub trwałym paraliżem. W najlepszym przypadku, to opóźnienie procesu prawidłowego leczenia – zaznacza dr Maciej Krawczyk, Zarząd Główny Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska.
Dlaczego kręgarze mają takie wzięcie? Na rehabilitacje w ramach ubezpieczenia pacjent czeka miesiącami. Najpierw po skierowanie do lekarza specjalisty, później do lekarza rehabilitanta. Efekt – we Wrocławiu to ponad półroczna kolejka pacjentów. Blisko 4 tygodnie trzeba czekać na wizytę na oddziale rehabilitacji dziecięcej i do ośrodka rehabilitacji dziennej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.
- Byłoby szybciej gdyby lekarz rodzinny mógł kierować na rehabilitację – zaznacza Maciej Rataj, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.
Pacjenci nie chcą i często nie mogą tyle czekać. Czytając takie wpisy internetowe trudno się dziwić.
- Nie umiałam sama wstać z łóżka – pisze w internecie jedna z pacjentek. - W nocy nie mogłam zmieniać pozycji podczas snu, bo przekręcenie pleców sprawiało mi potworny ból, gdy udało mi się po coś schylić to nie mogłam już się odprostować, a zrobienie czegokolwiek zabierało mi wieki, bo ręce nie chciały współgrać z kręgosłupem.
W takiej sytuacji pacjent szuka pomocy gdziekolwiek, ale przed tym ostrzegają fizjoterapeuci. Można stracić czas i pieniądze.
- Trafiają do nas pacjenci, którzy mają za sobą długotrwałe i bez efektywne terapie u kręgarzy – mówi Marcin Kosowski, fizjoterapeuta.
Stowarzyszenie Fizjoterapia Polska opublikowało raport „Pacjenci w rękach pseudospecjalistów”. Wynika z niego, że co druga osoba z chorym kręgosłupem zamiast do specjalisty fizjoterapeuty trafia do kręgarza, który próbuje pomóc w dolegliwościach bólowych. Dzieje się tak dlatego, bo w Polsce nie ma przepisów regulujących działalność gabinetów fizjoterapeutycznych. Może go otworzyć każdy. Wystarczy wpis do rejestru ewidencji działalności gospodarczej. Szacuje się, że w Polsce jest zarejestrowanych 32 tysiące gabinetów fizjoterapii. Ile z nich zatrudnia dyplomowanych fizjoterapeutów nikt nie wie.
- Dyplom fizjoterapeuty jest potrzebny dopiero wtedy, gdy chce się podpisać kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. W innych przypadkach nikt tego nie wymaga – zaznacza dr Maciej Krawczyk i dodaje, że by zostać fizjoterapeutą potrzeba 6 tysięcy godzin na studiach. Kurs masażysty, po którym niektórzy wpisują na wizytówce że są fizjoterapeutą, trwa 4 dni. Są też kursy prowadzone przez internet.
Zdaniem przedstawicieli Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska problem rozwiązałaby ustawa o wykonywaniu zawodu fizjoterapeuty. Stowarzyszanie przygotowuje obecnie projekt takich uregulowań prawnych.
jr
fot. Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska