Dzięki uprzejmości dyrekcji Wrocławskiego Toru Wyścigowego Partynice mogliśmy uczestniczyć w wielkim jeździeckim święcie, jakim z całą pewnością jest Wielka Pardubicka i przekonać się, jak wielką renomą, nie tylko w Czechach, cieszy się ta impreza.
Szyk i elegancja
Wielka Pardubicka to nie tylko końskie wyścigi, ale także okazja do świetnego zarobku. Wzdłuż drogi prowadzącej za trybunami toru wyścigowego rozstawiona była dobrze ponad setka stoisk, wokół których kłębili się ludzie. Już na godzinę przed rozpoczęciem zawodów na terenie wyścigów obecnych było bowiem 15 tys. osób, a w miarę jak zbliżał się najważniejszy wyścig, liczba kibiców niemal się podwoiła.
Można było wtedy zaobserwować wielką rewię fantazyjnych kobiecych kapeluszy. To nieodłączna tradycja jeździeckich wyścigów. Chociaż temperatura powietrza wynosiła ponad 20 stopni, kilka szykownych pań ani na chwilę nie zdjęło sobolowych futer, w których przyjechały na imprezę.
Wjazd "dostojników” odbył się z wielką pompą. Bryczkami zaprzężonymi w 6 przepięknych koni wjechali choćby pani burmistrz Pardubic, czy gubernator (odpowiednik polskiego wojewody) okręgu Pardubickiego. Na trybunie obecny był także były mistrz (Ateny 2004) i wicemistrz (Sydney 2000) olimpijski w lekkoatletycznym dziesięcioboju Roman Sebrle.
Dżokej oszalał!
Już w pierwszej gonitwie przeżywaliśmy wielkie emocje. Starował bowiem w niej Spring – trzylatek, którego na Partynicach trenuje Robert Świątek. Kilka tygodni temu Spring wygrał właśnie na tym torze, z dużą przewagą jeden z wyścigów i teraz także ruszył od startu w fantastycznym tempie. Gnał jak szalony i jego przewaga do 2300 metra wynosiła już około 30 długości konia. Jednak wszyscy, którzy znają się na wyścigach, patrzyli na to z przerażeniem. Praktycznie pewne było, że nasz rumak nie będzie w stanie wytrzymać takiego tempa. Tak się właśnie stało. Stawka rywali zaczęła się zbliżać do Springa, by w końcu go mijać. Ostatecznie nasz koń ukończył wyścig na siódmym miejscu.
– Nie wiem, co w jeźdźca wstąpiło. Wiedział, że siedzi na dobrym koniu, troszeczkę go poniosła fantazja jeździecka, bo tor jest bardzo ciężki. To są konie trzyletnie, które nie mają jeszcze takiej wytrzymałości, żeby sobie poradzić z czymś takim. Potem była gonitwa dla koni czteroletnich i starszych i było widać, że to tempo jest dużo wolniejsze. To było absolutne wariactwo ze strony dżokeja – ze smutkiem komentował Świątek.
Walka do ostatnich metrów
Przejdźmy jednak do głównego wyścigu. Klaczy Orphee des Blains dosiadał, podobnie jak w dwóch poprzednich zwycięskich gonitwach „Wielkiej Pardubickiej”, Jan Faltejsek. Pierwsze metry liczącej 6900 metrów trasy pokonała ona w miarę spokojnie, ale szybko wysunęła się na czoło stawki.
– To już jest starsza dama i musi się spokojnie dostać do rytmu – komentował początek wyścigu Faltejsek. Klacz ze stajni Pegas dopiero w połowie dystansu zaczęła odrywać się od rywali. Gdy zbliżała się do rowu z wodą, ostatniej przeszkody, wydawało się, że wygra spokojnie z dużą przewagą. Ale wówczas zaczął do niej zbliżać się, nietypowany na faworyta Al Jaz pod Josefem Sovką.
Po pasjonującym finiszu Orphee des Blains obroniła jednak pierwszą pozycję, lecz z przewagą zaledwie 3/4 długości. – Jechałem jak o życie. Wiedziałem, że Al Jaz to świetny rumak. Na trasie dawałem jej trochę odpocząć. Siedem kilometrów, to nie jest zabawa. Dokonaliśmy tego! Zwyciężyliśmy, chociaż tym razem była to wygrana o włos – cieszył się Faltejsek.
Nie wszystkie konie dotarły do mety. W czasie pokonywania Taxisu, czyli jednej z najtrudniejszych przeszkód na świecie, z koni spadło trzech jeźdźców, a klacz Zulejka złamała nogę, zerwała ścięgna i trzeba ją było natychmiast uśpić.
Nasze własne Pardubice
Dzień wcześniej Robert Świątek wraz dyrektorem Partynic Jerzym Sawką w pardubickim ratuszu prezentowali Wrocław i partynicki tor przed przedstawicielami sieci Euro Eguus.
– Wrocław wszedł do elitarnego grona miast, których dumą są centra jeździeckie. To ogromne wyróżnienie, ale także wyzwanie. Euro Equus to stowarzyszenie miast, w których ważną rolę odgrywają konie. Powstało w 2005 r., a jego celem jest współpraca na rzecz rozwoju i promocji dziedzictwa kulturowego związanego z końmi. Wrocław jest pierwszym i jedynym reprezentantem Polski w tym gronie – z uśmiechem skomentował Sawka.
Nasz tor na Partynicach to jeszcze nie są Pardubice, ale z całą pewnością jesteśmy na dobrej drodze.