Andrzej Lewandowski: – Podobno zaczynał Pan swoją przygodę z futbolem jako pięciolatek w Lokomotivie Zvoleń.
Peter Grajciar: – Mam starszego brata, który uprawiał futbol. Nasz ojciec chodził z nim na treningi, ja się do nich przyłączałem i takie były moje początki
Spędził Pan w tym klubie aż 16 lat. Czemu tak długo?
Peter Grajciar: – Tam mieszkałem wraz z moimi rodzicami. W Lokomotivie przeszedłem wszystkie młodzieżowe kategorie. Gdy miałem 21 lat dostałem propozycję z drugoligowego FC Nitra, gdzie trenerem był człowiek, który trenował mnie także w Zvoleniu - Ivan Galat. Dogadaliśmy się i miałem całkiem fajny start kariery, bo po moim przyjściu awansowaliśmy do I ligi (ekstraklasa w polskim rozumieniu – przyp. red).
No i w tej Nitrze grał Pan na tyle dobrze, że szybko trafił Pan do jednego z legendarnych czeskich klubów Slavii Praga, z którym awansował Pan do rozgrywek grupowych Pucharu UEFA zdobywając w nich m.in. wyrównującego gola na 2:2 w meczu z hiszpańską Valencią.
Peter Grajciar: – Z radością wspominam ten mecz i tę bramkę, którą udało mi się strzelić. Zresztą cały swój pobyt w Slavii wspominam dobrze, bo dzięki swojej grze dostałem się do drużyny tureckiej ekstraklasy – Konyaspor. Tam także start miałem, moim zdaniem, bardzo dobry, bo w pierwszym roku strzeliłem siedem goli. Niestety w kolejnym sezonie zmniejszono liczbę zagranicznych zawodników, którzy mogli jednocześnie grać w podstawowej jedenastce z pięciu do trzech. Miałem niewielkie szanse na grę w podstawowym składzie i postanowiłem odejść z tego klubu i wrócić do Pragi, tym razem do Sparty.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Konyasporze. Tam Pan poznał aktualnego bramkarza Śląska Mariusza Pawełka.
Peter Grajciar: – Poznałem Mariusza, jego rodzinę i jego syna Kubę. Bardzo lubię Mariusza, bo pokazał swój dobry charakter. Zostaliśmy przyjaciółmi. Nawet kiedy już opuściłem Konyę zawsze byliśmy w kontakcie. Pisaliśmy lub dzwoniliśmy do siebie, to samo robiły nasze małżonki. Nie był to tylko współgracz, ale przede wszystkim dobry kolega.
Z Turcji trafia Pan do Sparty i tam pierwszy sezon także ma pan bardzo dobry.
Peter Grajciar: – Na początku w Sparcie szło mi dobrze. Miałem na koncie 5 goli, ale zmienił się trener i straciłem pozycję w drużynie. Trafiłem na ławkę rezerwowych i ten sezon dokończyłem jako gracz na zmiany, a na początku przygotowań do nowego oznajmiono, że mogę sobie szukać nowego klubu. Udało mi się znaleźć zatrudnienie w Dynamie Tbilisi.
I razem z tą drużyną wywalczył Pan dublet, czyli mistrzostwo i Puchar Gruzji.
Peter Grajciar: – Czułem się tam niemal jak w domu. Był tam czeski trener Duszan Uhrin młodszy i czeski fizjoterapeuta. Sam byłem ciekaw co z tego wyjdzie. Udało nam się zdobyć zarówno mistrzostwo jak i puchar, dostaliśmy się też do kwalifikacji Ligi Mistrzów, ale nie awansowaliśmy ani do niej ani do Ligi Europy, bo za rywali mieliśmy Tottenham Hotspur Londyn i Steauę Bukareszt.
Jak to się stało, że zainteresował się Panem Śląsk? Sami Pana gdzieś zobaczyli, czy też może Mariusz Pawełek podpowiedział im, że jest taki dobry „wolny” zawodnik?
Peter Grajciar: – Nie pytałem o to pana prezesa, chociaż możliwe jest że miał jakieś referencje co do mnie, może właśnie podpowiedział mu to Mariusz. Ważne, że spotkaliśmy się z panem prezesem, dogadaliśmy się na coś, przyjechałem na testy medyczne i podpisaliśmy umowę.
Czy kiedy był Pan już dogadany, był Pan na jakimś meczu Śląska we Wrocławiu?
Peter Grajciar: – Wcześniej zbierałem informacje o Śląsku, więc wiedziałem co to za klub i jaka tu jest drużyna. Wiem, że to klub z bogatą tradycją, posiadający aktualnie silny zespół. Potem przyjechałem na ostatni mecz rundy jesiennej, który moja nowa drużyna wygrała 2:1.
Więc widział Pan już Stadion Wrocław. Jakie wrażenia?
Peter Grajciar: – Bardzo fajny stadion. O wiele piękniejszy niż stadiony w Turcji i niż stadion Sparty Praga.
Wiem, że na razie mieszka Pan w hotelu Śląsk i dopiero szuka Pan mieszkania. Ale nie chce Pan, żeby było ono duże, bo będzie Pan tu mieszkał sam, chociaż ma Pan rodzinę - żonę i dwójkę dzieci.
Peter Grajciar: – Moja żona ma na imię Denisa. Mamy dwójkę dzieci z tym, że 10-letni Simon jest synem mojej małżonki, a nasza wspólna 5,5-letnia córeczka ma na imię Sasza. Żona jest Słowaczką i podobnie jak ja pochodzi ze Zvolenia.
Ale mieszkacie w Pradze?
Peter Grajciar: – Mieszkamy tam, bo dzieci chodzą tam do szkoły i do przedszkola, a małżonka ma tam dobrą pracę. Kiedy grałem w Pradze, kupiliśmy tam mieszkanie i przynajmniej na razie tam zostaniemy. Postanowiliśmy z żoną, że na początku będę we Wrocławiu sam. Żona ma dobrą pracę, której nie chce stracić, dzieci chodzą do dobrej szkoły i przedszkola, ja mam do nich blisko, więc nie muszą się tu sprowadzać. Przerobiliśmy to, gdy grałem w Turcji. Tym bardziej, że z Wrocławia do Pragi mam tylko 250 km i samochodem pokonuję tę trasę w 3,5 godziny. Oni także mogą przyjechać na mój mecz. Może jak po pół roku podpiszę nowy kontrakt, postanowimy inaczej.
Słyszałem, że jest Pan wielkim fanem słowackiego rapu.
Peter Grajciar: – Rzeczywiście bardzo lubię ten rodzaj muzyki i słucham go głównie w aucie, albo kiedy jedziemy na mecz wyjazdowy w autokarze. Przy tej muzyce wypoczywam. A najbardziej lubię słowacki rap.
A zna Pan może jakiś polskich raperów?
Peter Grajciar: – Gdy na Słowacji zaczynała najlepsza rapowa grupa KontraFakt, śpiewali kilka piosenek razem z polskimi raperami, ale nie pamiętam nazwisk. Myślę, że z czasem poznam także i polskich raperów.
Na Słowacji miał Pan przezwisko Grco. Czy ono coś znaczy?
Peter Grajciar: – To jest chyba skrót mojego nazwiska, ale bardziej podoba mi się, kiedy mnie wołają Grajci. Gdy byłem małym chłopcem wołali na mnie Grco i tak to jakoś do mnie przyrosło. Aż do momentu gdy przyszedłem do Slavii i tam mi się to zmieniło na Grajci.
Podobno lubi Pan gotować. Co jest Pana specjalnością?
Peter Grajciar: – Rzeczywiście potrafię sobie ugotować to, co potrzebuję. Nie są to jakieś wielkie przepisy i wymyślne dania. Ot takie dla sportowca, szybkie w przygotowaniu, abym nie stał przy tej robocie przez cztery godziny. Choćby „richa omaczka na cestoviny” („bogaty” sos do makaronu – przyp. red). Lubię robić sobie „prażenicu” (jajecznica – przyp. red). Moja małżonka strasznie lubi, gdy zaskakuję ją różnymi do niej dodatkami.
Widział się Pan już z trenerem Pawłowskim?
Peter Grajciar: – Podaliśmy sobie ręce, porozmawialiśmy. Pan trener sprawia wrażenie bardzo dobrego człowieka. W ogóle cieszę się, że poznałem takich ludzi jacy tu są. Strasznie mi się podobało jak ci ludzie, z którymi dogadywałem umowę prezentowali klub i samych siebie. Poza tym przez to, że indywidualnie trenuję, mogę poznawać jeszcze inne osoby najbliżej związane z drużyną. Cieszę się z tego.
Trzeba Panu życzyć, aby Śląsk z Panem w składzie walczył o mistrzostwo Polski.
Peter Grajciar: – Nie chcę przewidywać, bo czeka nas jeszcze długa rywalizacja, ale kiedy jest szansa walki o mistrza , trzeba się o to bić.