Dwa koła, rama, pedały i siodełko – konstrukcja znana od początku XIX w. wciąż się zmienia. Najpierw siła mięśni, teraz coraz częściej elektryczność. Rowery elektryczne mają coraz więcej fanów. Ich produkcja idzie w miliony i znaleźć na tym rynku coś niepowtarzalnego jest niełatwo. Udało się to zrobić wrocławianom: Luizie Bury i Michałowi Kozłowskiemu. Po raz pierwszy swój elektryczny rower Hornet zaprezentowali we wrześniu na Międzynarodowych Targach BIKE-EXPO w Kielcach, w których uczestniczyło 230 firm z 15 krajów.
– Mieliśmy najmniejsze stoisko na targach, a na torze, na którym testowano rowery, do nas stała kolejka chętnych, by przejechać się Hornetem – mówi Luiza.
Teraz robią pierwsze Hornety dla klientów z Polski, Anglii i Belgii i negocjują zamówienie dla Australii.
Na rowerze trzeba się spocić?
Sceptycy rowerów elektryczny, mówią jedno – przecież na rowerze trzeba się spocić, zmęczyć, wtedy jest frajda. Michał odpowiada – OK, na Hornecie też możesz pedałować, ale masz wybór. Jedziesz do pracy, nie chcesz się spocić, to jedziesz elektrycznie lub pedałujesz i korzystasz ze wspomagania. To świetna opcja na miejskie korki. Co ważne, Hornetem można jechać ścieżką rowerową. Wrocław ma fantastyczne takie miejsca nad Odrą, ale motocyklem tam nie pojedziesz, a rowerem elektrycznym owszem – dodaje.
Hornet, fot. Janusz Krzeszowski
Luiza i Michał swój projekt nazwali Custom Mike. W tym teamie on projektuje i produkuje – ona szuka klientów i odpowiada za marketing. Prywatnie są parą. Michał, lat 37, z zawodu architekt, po Politechnice Wrocławskiej. Od 2013 r. prowadzi z przyjacielem pracownię projektową. Luiza, lat 31, z wykształcenia psycholog, z zawodu rekruter, czyli headhunter w branży IT.
Custom Mike pasja do roweru
Historia Horneta zaczęła się w kwietniu 2018 r. W budowaniu roweru dla siebie, Michała zainspirował przyjaciel Bartek, który w Wiedniu skonstruował drift trike’a, czyli rower trójkołowy. Wrocławianin postanowił zrobić swój rower, ale elektryczny. Od pierwszej kreski do przejażdżki Hornetem minęło pół roku.
Pierwszy Hornet powstał w domowym salonie Michała i Luizy. Przez kilka miesięcy żyli jak w warsztacie, a przez metalowe elementy, kable i lutownice, musieli zrezygnować z zapraszania gości.
– Nie chcę o tym opowiadać [śmiech], ale poobijane meble wciąż nam przypominają o pracy przy rowerze. Teraz mamy już miejsce, gdzie będziemy montować Hornety. Myślimy o zatrudnieniu pracowników – mówi Michał.
Żądło, Hornet, żużlowy motocykl
Najtrudniejsze było zaprojektowanie ramy do roweru. Ważne są parametry, proporcje i każdy milimetr. Uwzględnia się wzrost i wagę użytkownika.
Michał Kozłowski, fot. Janusz Krzeszowski
– Wymyśliłem, że kształt ramy i obudowy jest niezmienny, bo tam jest cała elektronika Horneta. Parametry pod indywidualnego odbiorcę dobiera się, np. przesuwając do przodu lub do tyłu mufę z korbą i pedałami oraz rurę pod siodłem. Dzięki temu mam ramę uniwersalną, a rower jest dopasowany zarówno dla klienta, który ma metr sześćdziesiąt, i tego, który ma dwa metry wzrostu – wylicza Michał.
Inspiracją dla ramy pod tylne koło było żądło. Niestety szerszeń dla obcokrajowców to trudny wyraz, dlatego został Hornet.
– Jestem fanem zasady słynnego architekta Mies van der Rohe – im mniej rzeczy tym lepiej. Stosowałem to, projektując rower, i kreśliłem proste linie. To ciekawa sprawa, bo gdy rower powstał, usłyszałem, że pewnie inspiracją dla mnie był motocykl żużlowy. Rzeczywiście on ma skośną linię, tak jak mój Hornet. Problem w tym, że wyszło mi to trochę… przypadkowo, bo nie jestem fanem speedwaya – zaznacza Michał.
E-bike z mocą. 100 km bez wysiłku
Rower uruchamiamy kluczykiem magnetycznym. Następnie, wciskamy taki jak w samochodzie, przycisk Start-Stop. Włącza się instalacja 48 V, a następnie i 12 V, który zasila telefon i wyświetlacz, na którym podana są np. prędkość i naładowanie baterii.
Rower zgodnie z definicją musi mieć pedał i korbę, która go napędza. Elektryczny rower może mieć maksymalnie 250 W i jechać 25 km/h. Jak przekroczy te parametry staje się motorowerem.
W Hornecie montowane są silniki 1,5 KW (do 40 km/h) i 3 KW (do 60 km/h). By spełniał definicję roweru, ma ograniczenie mocy i prędkości, które w razie potrzeby można łatwo odblokować.
Baterie wystarczają na przejechanie 40 km, z pedałowaniem można pokonać nawet 100 km. By naładować baterie potrzeba 5-6 godzin i zwykłe gniazdko elektryczne.
W jednośladzie montowane są hamulce tarczowe, pływające 203 mm, a cały osprzęt jest japońskiej firmy Shimano. Mankamentem może być podniesienie Horneta, bo waży ponad 35 kg.
– Przy rowerze elektrycznym waga nie ma dużego znaczenia, bo przyspieszenie i tak jest duże. Każdy, kto się przyjedzie, cieszy się z mocy. Silnik z 1,5 KW ma 85 Nm i to jest porównywalne do parametrów skutera, a Hornet z 3KW i 125 Nm przyspiesza jak motor i podrywa przednie koło – mówi Luiza.
Hornet jest dla tych, co chcą się wyróżniać na ścieżce rowerowej i mają gotówkę. Pojazd kosztuje od 15 tys. zł w górę.
– Na rynku rowery elektryczne z niższymi parametrami, produkowanymi seryjnie, kosztują ok. 8 tys. zł. Nasz rower budujemy ręcznie na zamówienie. Nie ma dwóch takich samych – zaznacza Luiza.
Hornet, fot. Janusz Krzeszowski
Od początku klient uczestniczy w projektowaniu. Może dobrać kolorystykę, ramy i obręczy kół. Rama ma dwa kolory, taką możliwość dają profile, które są kwadratowe (w klasycznej ramie są rurki). Obudowa baterii, która obecnie jest z wodoodpornej cordury, będzie robiona w połączeniu z naturalną skórą.
Doceniony przez specjalistów
To, co zaczęło się od hobbystycznego projektu, będzie rozwijane. Hornet został doceniony przez specjalistów. Firma Custom Mike została zaproszona przez Politechniką Wrocławską do projektu, w którym budowany będzie rower z ultranowoczesnym układem hybrydowym. W przyszłym roku Hornet pokazany zostanie na największych międzynarodowych targach rowerowych Eurobike w Niemczech.