wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

13°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 12:55

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. 75 lat powojennego Wrocławia
  4. My wrocławianie

Farmaceutka Danuta Konopacka i studentka germanistyki Aleksandra Matuszkiewicz urodziły się we Wrocławiu w ważnych dla miasta latach i przyznają, że nigdzie indziej nie mogłyby mieszkać i czuć się spełnione. Reżysera Sylwestra Chęcińskiego do stolicy Dolnego Śląska przywiodła praca, a potem zachwyt nad regionem. Rodowita Teksanka Amanda Anthony tylko we Wrocławiu mogła zrealizować swoje pasje i nie wyobraża sobie życia bez nowego domu.

Reklama

Wrocławianka urodzona w 1945 roku

Danuta Konopacka

Absolwentka IV LO im. Stefana Żeromskiego, Wydziału Farmaceutycznego Akademii Medycznej. Pracowała w Wojewódzkim Szpitalu im. J. Babińskiego (obecnie przy pl. Jana Pawła II), była kierowniczką apteki Czerwonego Krzyża, prowadziła aptekę przy pl. Solnym, a obecnie – wspólnie z córką – ma dwie apteki – Herba i Libra. Poprzez rodzinę męża spowinowacona z Haliną Konopacką, pierwszą polską złotą medalistką olimpijską.

Urodziłam się w październiku 1945 roku w starej willi na Brochowie, w której kilka miesięcy wcześniej zamieszkała moja rodzina, po długiej podróży z Czortkowa (obecnie na Ukrainie) w bydlęcych wagonach. Niełatwy poród odbierała jedna z sąsiadek – niemiecka akuszerka wspólnie z niemieckim lekarzem. Moja babcia, która dobrze mówiła po niemiecku, podkreślała, jak wspaniale się zachowali i pomogli w tym trudnym momencie.

Czteroletnia Danusia pod domem PDT (dzisiejsza Renoma)/fot. z archiwum Danuty Konopackiej

Pamiętam, jak po latach poznałam przyjaciela mojego męża, Ambrożego Grzenię, który urodził się i wychował jeszcze w Breslau, gdzie jego matka, ślązaczka, prowadziła antykwariat. Po wojnie życie ich nie oszczędzało – byli prześladowani, bo uważano ich za Niemców, stracili mieszkanie. Ambroży niezbyt dobrze mówił wtedy po polsku, więc w lekcjach pomagała moja teściowa. Z czasem chłopak stał się prawie członkiem rodziny, a potem także i moim przyjacielem. Zapalony numizmatyk, bibliofil i znawca Wrocławia pokazał mnie i mężowi wiele ciekawych miejsc miasta, które pamiętał sprzed wojny.

Jako kilkulatka uwielbiałam jeździć na plac Nankiera (obecnie pl. Nowy Targ), zwłaszcza że tam można było kupić dosłownie wszystko – książki, przydatne w domu rzeczy. Nie mówiąc o tym, że spotykało się ludzi z rodzinnych stron – z okolic Czortkowa i Tarnopola. Zapraszaliśmy na herbatę, albo ja z babcią i mamą odwiedzałyśmy ich m.in. na Biskupinie.

Czortkowiacy mieli też swoje spotkania w kościele Dominikanów (nieprzypadkowo, bo wrocławscy Dominikanie przyjechali do Wrocławia właśnie z Czortkowa, tam mieli swój klasztor) i często bywałam na nich jako dziecko. Niezwykły silny był ich sentyment do rodzinnych stron i niepokój o to, czy nadal zostaną we Wrocławiu. Niektórzy latami żyli na walizkach, inni pogodzili się z losem i pomagali w odbudowie miasta.

A gruz był w wielu miejscach, ponadto sporo pustostanów. Przy ul. Świstackiego, gdzie chodziłam do liceum, elewacja budynków jeszcze się trzymała, ale podwórka wyglądały, jakby wojna dopiero się skończyła. Niedawno z przyjemnością przechadzałam się Świdnicką, a dobrze pamiętam, jak była zagruzowana, widziało się tylko budynek opery i hotel Monopol, z którymi zresztą wiążą się moje piękne wspomnienia.

Spotkanie rodzinne w 1954 roku przed katedrą/fot. z archiwum Danuty Konopackiej

Jako dziecko obejrzałam w Operze Wrocławskiej „Halkę” Stanisława Moniuszki, pierwszy powojenny spektakl w tym teatrze, wnętrze wyglądało pięknie, przedstawienie zrobiło na mnie wielkie wrażenie. A do hotelu Monopol poszłam z rodzicami na pierwsze lody, zaś jako studentka wybierałam się tam na modne wówczas fajfy na I piętrze, gdzie od 17.00 można było potańczyć. 

Na farmacji miałam wielkie szczęście, bo prowadzili mnie profesorowie ze Lwowa, którzy uczyli nas nie tylko profesji, ale wpajali etykę zawodową. W wielu ówczesnych pracowniach – anatomii, czy biochemii – zostało wspaniałe wyposażenie, jeszcze z czasów niemieckich i pamiętam z jaką pieczołowitością dbali o nie nasi profesorowie.

Wrocław był zawsze tyglem Polaków z Polski i ze świata, niezwykle aktywnych, bo to było i jest, przede wszystkim miasto wspaniałych ludzi. Tych, którzy odbudowali to miejsce i natchnęli je duchem. Kiedy w latach 80. odwiedził mnie znajomy Holender bez cienia wątpliwości stwierdził, że mieszkam w prawdziwie europejskim mieście.     

I tak zawsze czułam. Moje dzieci studiowały we Wrocławiu, teraz studiują moi wnukowie. Nie trzeba jechać gdzie indziej, tutaj mamy wszystko, czego nam potrzeba. Kocham to miasto, miałam tysiące okazji, by się przeprowadzić gdzie indziej, ale tu się zakorzeniłam.

Wrocławianka urodzona w 2000 roku

Aleksandra Matuszkiewicz

Absolwentka XIII LO im. Aleksandra Fredry, studentka w Instytucie Filologii Germańskiej  Uniwersytetu Wrocławskiego

Kiedy myślę – Wrocław – widzę śliczny rynek, Halę Stulecia, Dworzec Główny PKP, z którego często podróżuję. Ale dla mnie Wrocław to przede wszystkim dom. Tu mieszka moja rodzina, tu sama studiuję na germanistyce. Pierwsi do Wrocławia przyjechali moi dziadkowie, spodobało im się i zostali na stałe, zresztą i dziś cała moja rodzina uważa, że to idealne miejsce do zamieszkania. Można tu studiować, znaleźć dobrą pracę, przyjaciół.

Studiuję we Wrocławiu pewnie dlatego, że warunki rozwoju dla ludzi w moim wieku są naprawdę dobre – uczelnie, akademiki, ale i puby, miejsca do posiedzenia ze znajomymi, jak Wyspa Słodowa, czy Pergola z niesamowitymi pokazami fontanny. Tu najchętniej zaglądam po koncertach w Hali Stulecia. Lubię też Wrocław jako miejsce, w którym ciągle można coś nowego odkryć i zwiedzić. Niemiecka przeszłość miasta to dla mnie, chyba przede wszystkim, architektura. Ma w sobie coś  wyjątkowego, każdy budynek oznacza ciekawą historię, a to, że jest niemiecka, ma swój dodatkowy urok.

Sercem miasta jest dla mnie rynek. Tu jako dziecko szukałam pierwszych krasnali (wciąż się za nimi oglądam), tu najchętniej spotykam się z rodziną, uwielbiamy zimą odwiedzać wspólnie Jarmark Bożonarodzeniowy, który ma niezapomniany klimat.   

Teraz myślę o tym, aby znaleźć mieszkanie, bo we Wrocławiu mi jednak najlepiej, znam dobrze miasto, cieszę się na spotkania z rodziną.

Wrocławianka cudzoziemka

Amanda Anthony

Amerykanka z Teksasu, ur. w 1983 roku. Absolwentka chemii na Purdue University i politologii na University of Chicago. We Wrocławiu od 2011 roku. Najpierw była nauczycielką angielskiego, potem założyła pracownię MaluMika przy Jagiełły, którą do dziś prowadzi. Jest laureatką plebiscytu 30 Kreatywnych Wrocławia 2016 i członkiem Stowarzyszenia Centrum Rozwiązań Systemowych.

Wrocław – pierwsze skojarzenie? Rynek i ratusz – urocze centrum miasta, gdzie po prostu chce się pobyć z ludźmi i dobrze bawić – te miejsca zawsze pokazuje  rodzinie i przyjaciołom, kiedy przyjeżdżają mnie odwiedzić.

Ale Wrocław to także, a może przede wszystkim miasto, w którym możesz naprawdę dobrze mieszkać. Stał się dla mnie nawet nie drugim, ale pierwszym  domem, po Ameryce. Pewien czas temu rozmawiałam z moim mężem Irkiem, wałbrzyszaninem, o przeprowadzce do Stanów, tylko trudno sobie wyobrazić nas bez Wrocławia. Tutaj się poznaliśmy, tutaj zbudowaliśmy wspólne życie. Stany są niesamowite, to ciekawe miejsce, ale we Wrocławiu  możemy robić to, co sobie wymarzyliśmy, jak wielu ludzi, którzy mają fantastyczne pomysły i po prostu je realizują. Więc na razie zostaje Wrocław.

Kocham w tym mieście zwłaszcza dwie rzeczy – parki i MPK. Moim amerykańskim znajomym podoba się, że miasto inwestuje w parki, są większe, zadbane, zawsze blisko domu, niezależnie od tego, gdzie mieszkasz. W moim ukochanym Chicago jest jezioro i kilka dużych parków, ale nie wszyscy mają do nich szybki dostęp, czasem trzeba przejść nawet 4 kilometry.

Komunikację miejską też uwielbiam, bo przez blisko 10 lat, od kiedy mieszkam we Wrocławiu, nie potrzebowałam samochodu. Byłoby fajniej, gdyby więcej osób z niego zrezygnowało. I jeszcze muszę pochwalić wspaniałą społeczność na Nadodrzu, gdzie pracuję, bo spotkałam tam wiele osób, które sporo w tej dzielnicy działają i pomagają innym ludziom. Nie tylko w okresie pandemii i to jest dla mnie niesamowite!   

Najstarszy Honorowy Obywatel Wrocławia

Sylwester Chęciński

Reżyser filmowy, ur. 21 maja 1930 w Suścu, w powiecie Tomaszów Lubelski. Debiutował w 1961 roku „Historią żółtej ciżemki” z udziałem Gustawa Holoubka i młodego Marka Kondrata. Choć wśród jego filmów są niezwykle popularne „Wielki Szu” i „Rozmowy kontrolowane” największą popularność i dozgonną miłość widzów przyniosła mu trylogia o losach Kargulów i Pawlaków, sąsiadów z terenów zaburzańskich, którzy po wojnie znaleźli się na ziemiach zachodnich – „Sami swoi”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”.

Po latach reżyser wspominał, że mimo iż sam zastanawiał się, czy zrealizować tę opowieść, wątpliwości mieli też jego znajomi, ale ostatecznie przekonali go genialni aktorzy, zwłaszcza Wacław Kowalski (w roli Kazimierza Pawlaka). Istotny okazał się też sentyment do kresów i charakterystycznego akcentu. Nakręcony w miasteczku Lubomierz na Dolnym Śląsku film „Sami swoi” okazał się wielkim artystycznym i frekwencyjnym sukcesem. Na kolejne dwie części historii Kargula i Pawlaka („Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”) z zainteresowaniem czekała cała Polska. Do dziś to absolutnie najpopularniejsze tytuły wyreżyserowane przez Sylwestra Chęcińskiego.

„Pokora wobec widzów i precyzyjne przygotowanie to recepta Chęcińskiego na dobre kino popularne. Niesłabnące zainteresowanie filmami reżysera niech wystarczy za potwierdzenie słuszności tej zasady” – pisał o reżyserze Krzysztof Świrek w miesięczniku „Kino”.

Sylwester Chęciński kochał i wciąż kocha Wrocław i Dolny Śląsk. – To ponad 50 lat mojego życia. To pejzaż moich filmów. Mamy tu wszystko: zróżnicowaną architekturę i nieprawdopodobny tygiel kulturowy, stwarzający materialną i duchową scenerię – opowiadał w jednym z wywiadów.

Jest Honorowym Obywatelem Wrocławia (2006), wśród wielu laurów w jego kolekcji są m.in. Nagroda Kulturalna Wrocławia (1968, 2000), Honorowa Nagroda Stowarzyszenia Filmowców Polskich (2007), Polska Akademia Filmowa Orły za całokształt twórczości (2017). W 1983 roku odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl