wroclaw.pl strona główna Sport i rekreacja we Wrocławiu – najświeższe wiadomości Sport i rekreacja - strona główna

Infolinia 71 777 7777

2°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 02:30

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Sport i rekreacja
  3. Osobiście o Osobowicach

Zdeptane, przemierzone, wyeksplorowane, a nie chcą oddać wszystkich swoich sekretów, odsłonić się i dać poznać do końca. Osobowice to najbardziej tajemnicza część Wrocławia, będzie nas zaskakiwać nieustannie.

Plączą nieustannie: stacja kolejowa Wrocław Osobowice wcale nie lokalizuje się w granicach osiedla, lecz w Lipie Piotrowskiej, most Osobowicki też wymyka się z terytorialnego rejonu, cmentarz o tej nazwie również zajmuje część sąsiadującej Różanki. Może jedynie pierwsza z wybudowanych wrocławskich pętli tramwajowych legalnie usytuowała się na mapie, u zbiegu dzisiejszej ulicy Osobowickiej i Krotoszyńskiej. Warto wybrać się w te zakątki Wrocławia, by osobiście sprawdzić, jakie mroczne tajemnice kryją.

Początki Ossobozowe

Pierwszy dokument wspominający miejscowość, wydany przez księcia śląskiego Henryka III Białego, datowany jest na 26 lutego 1253 r. I takąż właśnie nazwę przywołuje – Ossobozowe, choć później upraszcza się ona do formy Oswitz. Ale do miasta ten skrawek przestrzeni przyrósł formalnie dopiero w 1928 r. Wcześniej był ewidentną wiochą, którą niemieccy wrocławianie docenili na początku lat dwudziestych jako enklawę spokoju i zaczęli budować tam swoje rezydencje. Ale i oni byli bardzo późnymi spadkobiercami najwcześniejszych osadników na tych ziemiach, pierwsze ślady człowieka w rejonie wzgórz osobowickich wyznacza się bowiem na czas młodszej epoki kamienia, pomiędzy 4200 a 1700 r. przed naszą erą. To tu były pierwsze grodziska – na Górce Kapilczneji Szańcu Szwedzkim w Lesie Osobowickim. Dojdziemy i tam na trasie naszej wyprawy.

W 1845 r. mieszkały tu 374 osoby. Szybko jednak zaczęły tworzyć się zakłady gastronomiczne –karczmy i gospody, taka była bowiem potrzeba – w te rejony często przyjeżdżać zaczęli „miastowi”, żądni rekreacji i odpoczynku z dala od – o tempora! – zgiełku miasta. A w okolicy wystartował dobry browar, a rzeka tętniła życiem jako arteria transportowa barek.

Las Osobowicki (Oswitzer Wald) na mapie z 1937 r. (fot. tropemzapomnianychmiejsc.blogspot.com)

Nic za darmo, czyli Most Groszowy (grosikowy?)

Aby dostać się z centrum miasta na Osobowice, trzeba było pokonać rzekę. Na początku wystarczała przeprawa, ona działała sprawnie, jeśli wierzyć przeróżnym przekazom historycznym, od XVI wieku. Potem, gdy przedsiębiorczy breslauer stworzył po drugiej stronie Odry cegielnię, postanowił sam, dla własnych partykularnych interesów, zbudować most, by dostarczać budulec do city. Ale gdy władze miasta zaczęły szukać nowych terenów na grzebanie zmarłych – bo wtedy też się to ludziom zdarzało – i uznały, że w okolicach pól irygacyjnych dobrze będzie zafundować wieczny sen swoim przodkom, konieczny był też publiczny transport na drugą stronę świata żywych. To zdarzyło się w 1812 r.

Zbudowany w owym czasie most, zwany był powszechnie w mieście „grosikowym”. A to dlatego, że myto płacone na przejściu tyleż właśnie kosztowało: 2 fenigi, nazywane wówczas „grosch”.

„Grosikowy” (vel groszowy) wcale nie umościł sobie miejsca tam, gdzie dziś mamy most Osobowicki. Spinał dwa brzegi rzeki 700 metrów bliżej Osobowic, jakoś tak naprzeciwko cmentarza. Jednak w planach nowej miejskiej inwestycji rajcy postawili na bliskość do portu, w związku z tym przesunęli inwestycję na mapie i w listopadzie 1895 r. rozpoczęła się budowa fantastycznej konstrukcji z cegły, granitu i piaskowca. Przygotowanej na organizację ruchu pojazdów i tramwajów. Ba, uwzględniającą też potrzeby robotników mostowych – wieżyczki zawierały pomieszczenia ze schowkami na narzędzia do robót drogowych!

Dziś most Osobowicki, po licznych rekonstrukcjach – choć wojna potraktowała go łaskawie – nie wygląda tak, jak w czasach po narodzinach. Zniknęły malownicze wieżyczki, a konstrukcję oplotły rury. Ale nadal jest piękny i stylowy, zwłaszcza w grudniowym słońcu.

W okolicach mostu Osobowickiego trwa rekultywacja wałów przeciwpowodziowych (fot. B. Chabior)

 

Wieczne, niewietrzne spoczywanie

Od mostu można już maszerować śmiało w krainę tajemnic. Na początku natkniemy się na tę, która dotyczy wiekuistości. Osobowicki cmentarz jest piękny, klimatyczny i wyjątkowy. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest zaciszny, osłonięty od wiatru i dający ukojenie. Warto wyruszyć na przechadzkę po nim nawet wtedy, gdy nie mamy tu żadnych rodzinnych spraw i mentalnych rachunków do załatwienia. Po pierwsze – istnieje od 1867 r. Po drugie – wiele na nim materiałów do przemyśleń na temat najstarszej i najnowszej historii Wrocławia, Polski, ludzkich losów i marności naszego bytu.

Cmentarz nie zaczyna się tam, gdzie cmentarz. Na Osobowicach, jak w każdym rejonie bliskim nekropolii, biznes związany z tą branżą rozsiewa się wokół. Nawet w sporej odległości od cmentarnych bram znajdziemy warsztaty fachowców. Nastrój funeralnej zadumy dopada nas już od narożnika. Tak to jest – jest popyt, jest podaż – kamieniarstwo, nagrobki, trendypochówki, organizacja styp i kwiaty oraz znicze.

W pobliżu cmentarza usadowiły się, i to bardzo rozlegle, zakłady kamieniarskie (fot. B. Chabior) 

Przebiegnijmy ten zestaw pawilonów biznesu wokół branży i zagłębmy się w zadumę na tej jednej z piękniejszych nekropolii Wrocławia.

Najstarsza jego część, dzisiejszy narożnik południowo-wschodni przylegający do ul. Osobowickiej, stanowiła kwadratowy obszar podzielony dwoma przecinającymi się drogami. W punkcie centralnym stał krzyż. Kaplicę zbudowano w 1872 r. Był to ośmioboczny budynek, zaprojektowany przez mistrza budowlanego Carla Kolbe.

W latach 1914-1918 chowano tu żołnierzy poległych w czasie I wojny. W 1921 r. powstała nowa kaplica, którą usytuowano w zachodniej części cmentarza, przy głównej alei. Zbudowano ją według projektu Maxa Berga, twórcy wrocławskiej Hali Ludowej. To piękne dzieło, którego elementy mówią więcej o naszej nagości i bezbronności wobec śmierci niż długie, przeładowane słowami traktaty filozoficzno-ontologiczne. Ale potem miejsce upamiętnienia stworzono tu również dla tych, którzy (chlubnie lub niechlubnie) umacniali władzę w Ludowej Polsce. Mamy tu bowiem Pomnik Milicjanta. A jednocześnie w dyskurs o życiu wtrącają się argumenty w postaci murowanych małych willi cmentarnych należących do bogatych rodzin romskich, które dni upamiętniania zmarłych obchodzą radosną rodzinną biesiadą.

Romskie grobowce na cmentarzu Osobowickim wznoszone są wzdłuż głownej alei (fot. T. Walków)

Ale jednocześnie na tymże cmentarzu spotkać można sploty wątków życiowych tak zagmatwanych, jak nasze losy. Zelektryzowało mnie pewnego dnia przed kilkunastu laty takie znalezisko: niewielka mogiła, niedaleko od głównych szlaków i alei zasłużonych, z lakoniczną inskrypcją: „Sierotka Marysia” i datami zgonu 5 kwietnia 1976 (pochówek, według dokumentów cmentarza komunalnego, 21 kwietnia tegoż roku).

Gdy znalazłam ten nagrobek pierwszy raz, wyglądał tak absurdalnie bajkowo, że aż trzeba było zapytać o zdarzenie. Dowiedziałam się, że chodziło o słodkie dziecko, najlepszą ze wszystkich dziewczynkę, która nie wiadomo skąd się wzięła, pogmatwane losy miała, nic o sobie powiedzieć nie umiała i znalazła się w domu dziecka przy ulicy Lekcyjnej. Tak ją tu wszyscy kochali, że gdy umarła nagle, pracownicy zrzucili się na nagrobek, z miłości i wdzięczności za nią, za jej obecność.

II święte miejsce, miejsce tajemnic

Ale również na zewnątrz cmentarnych murów znajdziemy sporo okazji do refleksji i wiele zagadek do rozwiązania. Wyruszamy bowiem do miejsca magicznego. Maszerując (lub podjeżdżając autobusem np. 140) wzdłuż Osobowickiej, Lipskiej do Ślazowej (pętla), dotrzemy do Góry Kaplicznej na skraju Lasku Osobowickiego. Tu staniemy oko w oko z elektryzującymi informacjami o przeszłości tego miejsca. To przede wszystkim skrawek przestrzeni, w którym mieszkali najstarsi mieszkańcy tych ziem – ludzie żyjący tu 2,5 tysiąca lat temu. Nie pojawili się tu na chwilę, według badań archeologicznych osiedle ludzkie istniało tu nieprzerwanie przynajmniej tysiąc lat. A nawet nie jedno, a dwa osiedla: pierwsze to osiedlisko na dzisiejszym terenie „szwedzkim”. Szaniec nad samym korytem rzeki był pierwszym prehistorycznym grodem w okolicach Wrocławia, zamieszkanym w epoce brązu, do epoki żelaza (900 p.n.e do 450 p.n.e.). Szwedzka nazwa wzięła się z informacji, że tu stacjonowały wojska tej chorągwi w czasie wojny trzydziestoletniej.

Ślady przeszłości sprzed 2,5 tys. lat (fot. B. Chabior)

Drugi to gród w pobliżu kaplicznego wzgórza. 

Trochę później prawo do osobowickich zarośli przyznano klasztorowi klarysek – majątek został podarowany zakonowi przez Henryka III. A to dlatego, że siostry sprowadziła tu z Pragi jego matka, księżna Anna. Klaryski dobrze opiekowały się darem – rozwinęły w okolicach wzgórz rybołówstwo, sadownictwo, pszczelarstwo, zainicjowały uprawę winorośli.

Kolejny włodarz, Johann Gotlieb Korn, który przejął las i wieś po sekularyzacji tych dóbr, około 1800 r., kultywował te tradycje, starając się jednocześnie, by wiejskie tereny stały się modną podmiejską rezydencją. Udało mu się to. Park stworzony w Lesie Osobowickim był miejscem spotkań rodzinnych i towarzyskich, spacerów, polowań, debat o sztuce i życiu. To wtedy, na potrzeby uczestników tych rekreacji, las pokrzyżowały dwa trakty – łowiecki i spacerowy, prowadzący od szańców do dziś określanych mianem Szwedzkich, z drewnianym domkiem zabaw, zwanym Ermitrażem, do świętej kaplicy.

W 1878 r. Osobowice zostały zakupione przez władze Wrocławia. Kilkanaście lat później miasto buduje wieżę widokową na nabrzeżu Odry, powstają letnia restauracja, kawiarnia, strzelnica, basen. To musiało być fascynujące: dotrzeć tu, odpoczywać, rekreować się, spacerować, wdrapać się na wieżę po krętych schodach i podziwiać widok, udokumentowany przez fotografa z przeszłości. Wieżę Widokową Cesarza Wilhelma (Kaiser-Wilhelm-Gedächtnis-Turm) wzniesiono w 1902 r. wg projektu architekta Carla Klimma (tego samego, który zaprojektował też wieżę ciśnień przy ulicy Wiśniowej).

 Wieżę widokową zburzyli ci, którzy ją wznieśli... (fot. tropemzapomnianychmiejsc.blogspot.com)

I choć, w przeciwieństwie do tej krzyckiej, tej strzelistej budowli oraz otaczającej jej infrastruktury dziś już nie wypatrzy się nawet przy największym wysiłku, bez trudu znaleźć można w lesie resztki tego pięknego świata. Wieżę widokową wysadzili Niemcy sami, oczekując na natarcie Armii Czerwonej (oddanie takiego punktu strategicznych obserwacji miasta byłoby strzałem w kostkę). Do dziś w lesie odnaleźć można mnóstwo gruzu, resztki cegieł. Zapaleńcy spekulują, czy konkretny zwał cegieł pochodzi z fortów, obiektów wojskowych, wieży czy toru saneczkowego. Konkretnie ujmując, tajemnica zawija kolejne spirale, wraz z upływem lat.

A taki widok mieli z wieży mieszkańcy dawnych Osobowic (fot. wroclawzwyboru.blox.pl)

Jednak wysiadając z autobusu 140 na przystanku przy kaplicy znajdziemy się bliżej tajemnic wiary niż tajemnic wojennych, związanych z Szańcem Szwedzkim, do dziś ekscytującym ciekawostkami w postaci ocembrowanych jarów, studzienek, włazów, podziemnych labiryntów.

Maleńka, potężna Maryja

W siedemnastym wieku nieznany artysta wyrzeźbił niewielką figurkę Matki Boskiej i zawiesił ją na dębie rosnącym u podnóża Górki Kaplicznej. Figurze tej przypisywano nadzwyczajne właściwości, które potwierdził kantor Balcer z wrocławskiego kościoła św. Macieja. Odzyskał on bowiem zdrowie, po żarliwych modlitwach u podnóża drzewa. Stało się to w 1724 r. Rok później siostry klaryski zdecydowały, że w tym świętym miejscu należy postawić kapliczkę. Ta zaś z czasem, po stu latach, przebudowana została w poważną kaplicę, zaprojektowaną przez Karla Ferdinanda Langhansa, tegoż samego, który zaprojektował budynek Opery Wrocławskiej.

 Kaplica pw. Matki Boskiej Osobowickiej na Wzgórzu (fot. B. Chabior)

Historia tego miejsca budzi ekscytację katolików: właściciel terenu, Jan Bogumił Korn, był protestantem, jednak nie miał nic przeciwko rodzącemu się katolickiemu kultowi, mało tego, miał życzenie być pochowany w tymże obiekcie. Z życzliwością patrzył, jak przyciągają tam rozmodlone pielgrzymki. Tak dzieje się do dziś, czyli udaje nam się jednak, paradoksalnie, kontynuować dzieło poprzedników. Pierwszy gigantyczny polski zlot katolicki nastąpił w tym miejscu w 1958 r., po 20 latach od ostatniej niemieckiej pielgrzymki.

Wierni nawiedzają otaczającą kaplicę drogę krzyżową tak licznie, że sensowne stało się wybudowanie miejsca obrzędów religijnych – w mszach i uroczystościach można uczestniczyć wygodnie, siedząc w ławkach .

 

Stacja drogi krzyżowej (fot. B. Chabior)

Miejsce, gdzie wierni mogą uczestniczyć w obrzedzie religijnym (fot. B. Chabior)

Wielki Fryderyk w ziemi

Z osobowickimi ostępami wiąże się jeszcze jedna wrocławska tajemnica. To tu skrył się Fryderyk II Wielki. Nie tak świadomie, tylko jako pomnik na koniu, zabrany w historyczno-histerycznych działaniach w 1945 r. Wcześniej monument stał na wrocławskim Rynku (10.a). Jednak niemieccy gospodarze, spodziewający się rychłego przybycia nawały ze Wschodu, postanowili ocalić przed dziczą świętych bohaterów. Król wymagał ochrony, więc zakopano go najgłębiej, jak się dało. Nie uchroniło to reliktu. Nowi gospodarze w rezultacie odnaleźli skarb, co stało się materiałem dla sztabu utrwalaczy nowego systemu. Najprawdopodobniej, jak głosi miejska legenda, chłopcy – progenitura osadników – bawiąc się nad rzeką, wykopali w piasku końskie ucho, po nitce doszli do całości, a dzieła zniszczenia dokonali saperzy, wysadzając mosiężny pomnik w powietrze. Są też wariantywne wersje tej historii, opowiadające o szczęściu złomiarzy i fragmentach pomnika, służących za podręczne narzędzia w pobliskich gospodarstwach. Oraz relacje o transporcie wywożonym nie wiadomo gdzie, w brezentowej pokrywie, do przetopu. Miejskie spekulacje do dziś trwają w najlepsze i stanowią pożywkę dla lokalnych blogerów, opisujących Osobowice: http://wroclawzwyboru.blox.pl, http://tropemzapomnianychmiejsc.blogspot.com).

Pomnik Fryderyka II Wielkiego stał pierwotnie na wrocławskim Rynku (fot. tropemzapomnianychmiejsc.blogspot.com)

Ci, którzy naprawdę kochają to miejsce na ziemi, śledzą z emocjami wszelkie dyskusje. Oraz jednocześnie trzymają rękę na pulsie, dbając o piękno, czystość i porządek swojej przestrzeni, sprzątając otoczenie zimowej przystani barek, tereny wędkarskie, nadbrzeże, las. Chwała. Oraz również za sprawną organizację osiedlowych oraz miejskich biegów, integrujących mieszkańców.

Psie serca

I na koniec warto odwiedzić, po minionych emocjach historycznych, miejsce realne, że aż serce boli. To na finiszu naszej wyprawy, przy ulicy Ślazowej, znajdziemy schronisko dla bezdomnych zwierząt. Żałosne szczekanie słychać z daleka. Jeśli możemy poprawić los zwierzaków, które znalazły się w tej ochronce, przywieźmy niepotrzebne kołderki, koce lub psią karmę. Kontenery czekają na codzienne zapełnienia cieplakami lub zwierzęcym pokarmem. I pamiętajmy, że zawsze możemy tam znaleźć prawdziwego przyjaciela.

Na ul. Ślazowej zwierzaki czekają na wsparcie nie tylko od mieszkańców Osobowic(fot. B. Chabior)

Barbara Chabior

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl