wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

6°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 23:42

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Manhattan - zabytek z PRL-u przechodzi renowację [ZDJĘCIA, WIDEO]

Bez nich trudno sobie wyobrazić Wrocław, choć mało brakowało, a nie powstałyby. Mają wielu wrogów, ale też coraz więcej fanów. Każdy ma inną wysokość. Łącznie jest w nich 486 mieszkań. Z balkonów i dachu rozciąga się niezapomniany widok. Manhattan –  to jedna z ikon Wrocławia. Właśnie zaczyna się ich remont.

Reklama

Ostatnio brytyjskie wydawnictwo w atlasie poświęconym architekturze XX w. (The XX century architecture: Phaydon atlas) umieściło Manhattan (jako jeden z trzech przykładów z Polski) na liście 757 najlepszych przykładów architektury XX wieku. Wydany niedawno w Berlinie album o nowoczesnej architekturze XX i XXI  na okładce ma zdjęcie jednego z budynków Manhattanu.

Rozpoczął się gruntowny remont elewacji sześciu wieżowców w okolicach pl. Grunwaldzkiego, tworzących zespół znany jako Manhattan, a od kształtu okien nazywanych sedesowcami. W późniejszym terminie przewidziana jest renowacja trzech pawilonów handlowo-usługowych.

Wreszcie jest szansa, że po ponad 40 latach od powstania, budynki doczekają się modernizacji i uzyskają wygląd zbliżony do pierwotnych założeń projektu. Gotowa jest koncepcja modernizacji elewacji, którą zleciła spółdzielnia mieszkaniowa Piast. Wybrany został wykonawca prac. Na początku tygodnia robotnicy zaczęli rozkładać rusztowania. 

Projekt remontu oparto na koncepcji Jednostki Architektury - fundacji pod patronatem Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak. Autorzy koncepcji modernizacji konsultowali się z autorką projektu.

– Dostaliśmy od niej zielone światło. Ponieważ pierwotnie budynki miały być z białego betonu, chcieliśmy nawiązać do tej koncepcji. Budynki zostaną ocieplone i otynkowane w kolorze białego betonu – opowiada Marta Mnich z biura VROA architekci. Okładzina z klinkieru, która jest w kiepskim stanie, zostanie pokryta grafitowym tynkiem. Na parterze zostaną wymienione luksfery, w oknach balkonowych - balustrady. Wzmocnione i naprawione mają być niektóre elementy żelbetowe elewacji. 

wizualizacja-koncepcja renowacji manhattanu

Koncepcja renowacji elewacji zespołu mieszkano-usługowego przy pl. Grunwaldzkim biura VROA Architekci

W oryginalnym projekcie w miejscu klinkieru było drewno egzotyczne, na balkonach projektantka przewidziała miejsca na donice z roślinnością. Okna zaś miały być zaokrąglone, szyby ciemniejsze. Ponieważ nie było możliwości zrobienia stolarki do takich okien, trzeba było zastąpić je zwykłymi oknami. Stolarkę pomalowano na ciemny brąz po to, aby - jak tłumaczy Jadwiga Grabowska-Hawrylak - nie było jej widać i uzyskać efekt głębi i większej rzeźbiarskości elewacji.

Na tarasach na dachu miały być zielone ogrody do rekreacji. W nadbudówkach na dachu, z przypominającymi bulaje na statkach okrągłymi oknami – świetlice dla mieszkańców. Na parterze zaś  usługi dla mieszkańców. Autorka projektu nie kryje, że było w tym nawiązanie do idei słynnego architekta, urbanisty i planisty Le Courbusiera.

Jadwiga Grabowska-HawrylakautorManhattanu

Jadwiga Grabowska-Hawrylak w swoim domu. Jednorodzinny dom według jej projektu uznano za najlepszy w Polsce w 1984 r.

Jak podkreślają wrocławscy architekci - jak na tamte czasy - projekt był bardzo nowatorski. Budynki są rzadkim dla PRL-u przykładem formalnych poszukiwań i mimo swoich wszystkich wad (krytykuje się m.in. zbyt małe pomieszczenia czy niefunkcjonalne klatki schodowe), stanowią jeden z ciekawszych przykładów polskiej architektury mieszkaniowej ówczesnych lat. 

Nowoczesny projekt

- To bardzo dobry, nowoczesny projekt, tylko środki nie pozwoliły na lepszą realizację. Wówczas tak budowało się tylko w Warszawie. Weźmy choćby parking otwarty pod budynkami wielorodzinnymi. Świetne rozwiązanie, teraz przepisy nie pozwalają na nie – podkreśla Artur Szczepaniak, główny projektant pracowni architektonicznej AP Szczepaniak (ich dziełem jest przebudowa i modernizacja budynku Nowa Papiernia). Jest autorem artykułu nt. architektury  PRL-u. - Manhattan był symbolem nowoczesnego Wrocławia, z którego Wrocław był dumny. Pamiętam dobrze z dzieciństwa pocztówki właśnie z widokiem Manhattanu – wspomina.

Sedesowce w obiektywie Stefana Arczyńskiego w latach 1978-79. (fot. Wratistaviae Amici, źródło:dolny-slask.org.pl) 

Jego zdaniem niektóre budynki wzniesione za czasów PRL-u, przeżywają swój renesans. Zaczęto dostrzegać piękno tej architektury, jej niezwykłą wartość, z której po dziś dzień czerpią projektanci z całego świata. Jako przykłady takiej dobrej architektury podaje właśnie Manhattan, budynek przy ul. Grabiszyńskiej projektu Stefana Millera, realizacje małżeństwa Krystyny i Mariana Barskich (w tym przede wszystkim Instytut Matematyczny i Dom Asystenta Uniwersytetu Wrocławskiego przy ul. Pasteura, akademiki Kredka i Ołówek), dom naukowca przy pl. Grunwaldzkim projektu Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak. Jego zdaniem rewitalizacja jest sposobem na uratowanie spuścizny architektonicznej z czasów PRL-u. – Czasem wystarczy coś wyremontować, przebudować, by wydobyć walory obiektu.

Przykładem tego typu realizacji jest Dom Asystenta Uniwersytetu Wrocławskiego, w którym powstały pierwsze w Polsce mikro-apartamenty. To, zdaniem Artura Szczepanika, doskonały przykład architektury modernizmu, w którym forma wynika z funkcji i nie ma żadnych stylizacji.

Jak budowano Manhattan? 

Projekt osiedla powstawał w latach 1967-1970 (w Miastoprojekcie Wrocław), a budowa przypadła na lata 1970-1973 i realizowana była przez Wrocławskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Ogólnego. Budynki powstawały kolejno: od mostu Grunwaldzkiego w stronę ul. M. Skłodowskiej–Curie. Projektantka wykorzystała naturalną różnicę terenu, który przy mości był wyższy o 2 metry. Wokół osiedla sedesowców narosło sporo anegdot i legend, jak choćby ta, że projekt domów był taki dziwny i nietypowy dla Polski, bo miał być pierwotnie przeznaczony dla Maroka czy Brazylii. - Bzdura, nigdy tak nie było. Miałam zlecenie na mieszkaniówkę w tej lokalizacji, wytyczne były, że budynki mają być z prefabrykatów betonowych, bo takie metody budowy wtedy obowiązywały – dementuje pogłoski Jadwiga Grabowska–Hawrylak.

Jak twierdzą niektórzy, tylko dzięki jej uporowi, energii i stanowczości budynki mają 16, a nie 11 pięter, co było wtedy normą. Nie na darmo zwracano się do niej na budowie „panie inżynierze”. Albo „pani inżynierowa”.

– Wywalczyłam 16 pięter, bo tłumaczyłam urzędnikom partyjnym, że skala Wrocławia tego wymaga i że miasto na tej wielkości budynki zasługuje – wspomina z uśmiechem Jadwiga Grabowska-Hawrylak. Dla przyszłych lokatorów oznaczało to bonusy: wolno było zamontować dwie windy, a nie jedną jak w 11-piętrowcach.

Manhattan-widok do Mostu Grunwaldzkiego

Widok na Manhattan od strony mostu Grunwaldzkiego. (fot. Tomasz Walków)

Projekt jedno, a rzeczywistość peerelowska drugie. Z wielu rzeczy trzeba było zrezygnować. Pomysł zastosowania na elewacji okładziny z drewna egzotycznego był nierealny do zrealizowania. Lepsze gatunki rodzimego drewna były rarytasem. – Gdy chciałam użyć dębu na schody do jednego sklepu czy szkoły na Podwalu, musiałam mieć na to zgodę władz – opowiada autorka projektu.  

Pierwotnie mieli mieszkać naukowcy

Problemów przy budowie było co nie miara, nie tylko borykano się z brakiem materiałów. Nie wolno było przekroczyć rozmiarów pomieszczeń, bo obowiązywały sztywne normatywy – słynna jest historia o ty, że gdy Jadwiga Grabowska-Hawrylak powiększyła o kilkanaście centymetrów przestrzeń w budynku, musiała się z tego gęsto tłumaczyć.

Nie brakło dramatycznych chwil. W trakcie powstawania drugiego z budynków władze lokalne chciały przerwać budowę i zburzyć budynki. Uratowała ją wizyta I sekretarza KC Edwarda Gierka w Paryżu, gdzie Polska zaprezentowała na wystawie swoje ówczesne, najlepsze realizacje architektoniczne. Wśród nich był też projekt wrocławskiego Manhattanu. Jak wspomina jego autorka projekt tak się tam spodobał, że Edward Gierek, który wtedy dopiero sie o nim dowiedział, kazał kontynuować budowę.

Ponoć w trakcie budowy wieżowców na skutek zastosowania pali wbijanych zaczęły pękać budynki stojące przy okolicznych ulicach, m.in. ul. Nauczycielskiej. Dlatego też zmieniono technologię wykonywania i rodzaj pali na wiercone, co było nie lada problemem. Udało się to zrobić i okoliczne budynki przetrwały.

O postępach w budowie - lub ich braku - pisała ówczesna prasa. Np. Gazeta Robotnicza na początku lat 70-tych donosiła m.in. o kłopotach z produkcją wind do 16-piętrowców: zdaniem dziennikarza takich wind nie było w stanie wyprodukować polskie przedsiębiorstwo i musiały być sprowadzone ze Szwecji. To, wraz z przeciągającą się budową, miało znacznie podnieść koszty budowy mieszkań, na które stać było nielicznych - część z nich faktycznie kupowano za dolary. Ostatecznie windy wyprodukowano w Polsce. Oryginalne nadbudowy na dachach wzięły się właśnie dzięki windom,a dokładnie ich maszynowniom. 

Sedesowce od początku wyróżniały się wyglądem na tle powstających z wielkiej płyty osiedli. Dostrzegali to współcześni. „Lata siedemdziesiąte przyniosły wielkie przyspieszenie w budownictwie mieszkaniowym. Nowe zespoły i osiedla nieraz cieszą oko niebanalną architekturą jak na Popowicach czy przy pl. Grunwaldzkim” – pisze Ignacy Rutkiewicz w książce z 1979 r. „Wrocław wczoraj i dziś”.

sedesowce na pl. grunwaldzkim  w latach 1974-79

Plac Grunwaldzki, lata 1974-79. (źródło Wratislaviae Amici dolny-slask.org.pl)

W sedesowcach pierwotnie mieli zamieszkać wrocławscy naukowcy. Przez pierwszych kilkanaście lat mieszkali tu lekarze, artyści i ludzie kultury (np. poeta Janusz Styczeń, który wciąż tam mieszka), znani piłkarze jak Władysław Żmuda, Tadeusz Pawłowski i naukowcy. Z końcem lat 80-tych lokatorzy zaczęli się wyprowadzać. Teraz sedesowce bardziej przypominają akademiki. W nadbudowach na dachu od lat nie ma świetlic - przez pewien czas wynajmowano je na pracownie. W jednej ktoś urządza mieszkanie.

Maria Zwierz mieszka w jednym z ostatnich sedesowców od początku jego istnienia. Zna je jak własną kieszeń. Żal jej, że budynki są w tak opłakanym stanie. Bardzo czeka na zapowiadaną renowację. Jako historyk sztuki i kustosz muzeum czasem oprowadza po Manhattanie wycieczki i osoby zainteresowane współczesną architekturą. – Takich jak ja stałych mieszkańców została może jedna czwarta. Pozostali się wyprowadzili, mieszkania sprzedali lub mieszkania wynajmują studentom, rotacja jest duża – opowiada. Są tacy, którzy mają tu po kilka mieszkań. W jednym z budynków mieszka też z 83-letnią córką najstarsza wrocławianka – 107-letnia pani Maria.

 

Wieżowce na placu Grunwaldzkim wkrótce odzyskają swój blask. Manhattan. #wroclaw #igerswroclaw #wroclove #manhattan #remont #rusztowania

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Instagramers Wroclaw (@igerswroclaw)20 Kwi, 2015 o 3:05 PDT

Manhattan wspomina Tomasz Jakub Sysło, artysta, grafik, rysownik komiksów, specjalista ds. social media, nauczyciel akademicki.

Spędziłem tam 30 lat, fajnie się mieszkało, miałem blisko do ogólniaka (XIV LO), a z okien naszego mieszkania na VII piętrze był wspaniały widok na Ostrów Tumski. Nie lubię określenia „sedesowce”, wolę Manhattan. Nazwa pochodzi od lokalu gastronomicznego, który był w pasażu handlowym na dole.

To było osiedle samowystarczalne. Na dole były sklepy m.in. słynny sklep „Artur” z kryształami, koktajlbar, niedaleko akademika „Dwudziestolatka” była budka z najlepszymi w mieście rurkami z kremem i stał saturator. Nie było placu zabaw, ale dzieciaki sobie radziły - gra w kapsle, zjeżdżanie po poręczach, zabawy na trzepaku. Ścigaliśmy się na rowerach, a na tarasie na XVI piętrze urządzaliśmy latem grille, ganialiśmy się – słowem był tam luz i swoboda. Niezłe były piwnice pod blokami, parę razy tam schodziłem po kompot, ale gdy raz się zgubiłem i nie mogłem trafić do wyjścia, to już nie chodziłem.

Pamiętam też, gdy nauczyciel chyba biologii lub geografii opowiadał, że jak chcemy zobaczyć stalaktyty lub stalagmity, to wystarczy pójść na parking na Manhattanie – tak tam kapało z dachu, że się potworzyły w garażach różne formy. Pamiętam, że jak zabrakło prądu w blokach, nie było światła i nie działały windy, to ludzie na każdym piętrze wystawiali zapalone świeczki, aby sąsiedzi mogli jakoś wejść na górę. To była niepisana umowa.

Pamiętam, że gdy przyszyła powódź w 1997 r., to chyba jako jedyni w całym mieście mieliśmy wodę w kranach. W jednym z bloków Henryk Jerie przechowywał słynne 80 mln zł. Solidarności. W moim bloku w latach 90-tych rozegrały się też tragiczne sceny, gdy Marokańczyk zaatakował nożem kilka osób. Nie zapomnę, gdy otworzyłem drzwi mieszkania, a tam stała jedna z jego ofiar z nożem w plecach. 

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl