wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

15°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 14:05

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. „Wielka woda” jest hitem! Zobaczcie, dlaczego warto oglądać serial Netflixa [NASZA RECENZJA]
Kliknij, aby powiększyć
Aktorka Agnieszka Żulewska brodzi w wodzie w ogarniętym powodzią Wrocławiu fot. Netflix
Aktorka Agnieszka Żulewska brodzi w wodzie w ogarniętym powodzią Wrocławiu

Ogląda się znakomicie! W polskiej wersji Netflixa, ale pewnie też w zagranicznych. Serial „Wielka woda” o powodzi z 1997 roku, która spustoszyła Wrocław i Dolny Śląsk spodoba się tym, którzy powódź pamiętają i tym, którzy urodzili się po niej. Z sześcioodcinkowego serialowi dowiedzą się, jak żywioł pochłonął wszystko, ludzie heroicznie walczyli, aby obronić swój dobytek i że katastrofy można było pewnie uniknąć. Dlaczego warto oglądać „Wielką wodę”. Nasz recenzja.

Reklama

„Wielka woda” w Netflix – po prostu chce się oglądać

Często oceniamy polskie produkcje dla platform streamingowych określeniem „niezłe, jak na polskie warunki”. Tymczasem „Wielka woda” zrealizowana dla Netflixa to po prostu świetnie zrobiony serial, który spodoba się nie tylko polskim widzom, ale i tym z zagranicy.

Już po pierwszych anglojęzycznych trailerach zamieszczonych na YouTube deklarowali chęć obejrzenia sześcioodcinkowej serii. 

Dotychczas świetne recenzje „Wielkiej wody” pojawiły się w głównych polskich dziennikach i na najważniejszych stronach internetowych poświęconych serialom, co cieszy tym bardziej, że mamy do czynienia z produkcją, która powstała z miłości do miasta i dzięki pomysłowi jego mieszkanki, producentki Anny Kępińskiej.

Do realizacji zaangażowano zarówno świetną ekipę reżyserską (nad odcinkami czuwali po równo – Bartłomiej Ignaciuk i Jan Holoubek), jak i scenarzystów (Kasper Bajon i Kinga Krzemińska), którzy solidnie podeszli do zadania i rozpisali historię powodzi z 1997 roku w formie kroniki.

Jaka powódź? Przecież susza jest!

Losy bohaterów śledzimy bowiem niemal dzień po dniu, poczynając od 25 maja 1997 roku, kiedy u wojewody dolnośląskiego odbywa się właśnie narada przed papieską pielgrzymką. Włodarze są zajęci trasami przejazdu papamobile, więc bagatelizują fax z analizą zagrożenia powodziowego dla Wrocławia od J. Tremer. „Jaka powódź? Przecież susza jest” – są przekonani.

Tydzień później – 8 lipca – na Żuławach Wiślanych wyniki pomiarów nie kłamią. I mieszkająca tam hydrolożka Jaśmina Tremer (w tej roli Agnieszka Żulewska) doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jej interwencja przynosi skutek – zostaje poproszona jako ekspertka do Wrocławia przez lokalnego polityka z kręgu wojewody, Jakuba Marczaka (Tomasz Schuchardt). Zaproszenie nie jest tylko wyjazdem służbowym, dwoje łączy wspólna przeszłość, choć nie od razu ją poznajemy. 

Tremer nie jest w mieście tylko gościem, niegdyś tu mieszkała, wciąż mieszka tu jej matka (Anna Dymna w niesamowitej charakteryzacji, niemal nie do poznania), a demony przeszłości (dawni znajomi) ścigają na każdym kroku. Hydrolożka odcina się od wszystkiego rzucając się w wir pracy.

Tak poznaje trzeciego głównego bohatera serialu, Andrzeja Rębacza (Ireneusz Czop), który remontuje rodzinne gospodarstwo w Kętach i dogląda ojca (ostatnia rola Jerzego Treli) w szpitalu na Traugutta. Mokre ściany w jego piwnicy dają do myślenia, ale powódź raczej trudno mu sobie wyobrazić. Tymczasem będzie musiał walczyć nie tylko z żywiołem.  

Powódź w serialu „Wielka woda” – wizja artystyczna z szacunkiem wobec faktów 

W serialu „Wielka woda” twórcy świetnie kreślą wizję kataklizmu, którego strasznych skutków moglibyśmy uniknąć, gdyby powódź była dla wszystkich priorytetem, a każdy poziom administracji  działał. Ale tak nie jest.

Mapa terenów, którą dostaje Tremer pamięta lata 60., profesorowie z uniwersytetu chwalą się pracami naukowymi, ale nie potrafią działać w sytuacji zagrożenia i obrażają się na wszelkie konieczne pomysły, magazyny wojskowych świecą pustkami, a rozkazy bywają wydawane, by imponować przełożonym, nieświadomy sytuacji wojewoda (Adam Nawojczyk) jest w podróży służbowej w Stanach, a dla ministra (Leszek Lichota) ważniejsze od spuszczenia wody ze zbiornika retencyjnego są rozgrywane tam regaty, bo można się tam odpowiednio pokazać przed wyborami. Nawet prezydenta (Tomasz Kot) trzeba przekonać do swoich racji.   

Dodajmy od razu, że serial nie jest dokumentalną wersją zdarzeń z 1997 roku, ale wizją artystyczną, co twórcy wyraźnie podkreślają. Świetnie udało się w „Wielkiej wodzie” pokazać powódź z perspektywy zwykłych mieszkańców, zarówno regionu, jak i Wrocławia. I wyeksponować też poważny konflikt, który rodzi się, kiedy rolnicy nie chcą wysadzenia wałów i zalania wsi, aby ocalić Wrocław. Żywioł obnaża wiele antagonizmów. 

Jedno jest wspólne – solidarność ludzi wobec wielkiej wody, bo wszystkie sceny pomocy, szybkiego organizowania się – nakręcono rewelacyjnie, zwłaszcza przejęcie autobusu MPK prosto z trasy na potrzeby przewiezienia pacjentów ze szpitala na Traugutta, czy transport wojskowy, który dowozi ludziom żywność i potrzebne artykuły.

Po obejrzeniu wracają wspomnienia.

A twórcy świetnie wkomponowali w fabularne kadry także autentyczne fragmenty materiałów filmowanych w lipcu 1997 roku z helikoptera, które pokazują rozmiar katastrofy. Ale i sceny do „Wielkiej wody” kręcone m.in. na Więckowskiego, w dawnym szpitalu kolejowym na Wiśniowej (który „udaje” szpital na Traugutta), na Kozanowie, czy na kąpielisku w Srebrnej Górze robią piorunujące wrażenie.

Lata 90. odtworzone fantastycznie – powrócą wspomnienia 

Zadbano w „Wielkie wodzie” o najdrobniejsze szczegóły (brawa dla scenografów Marka Warszewskiego i Kingi Babczyńskiej oraz kostiumografki Weroniki Orlińskiej) – po ulicach jeżdżą popularne wówczas auta (m.in. maluchy, polonezy, cinquecento), w radiu słyszymy Kazika i „Małe radości” Roberta Jansona, bohaterowie piją z wszechobecnych, a będących hitem nietłukących się filiżanek arcoroc, mężczyźni noszą nieco za duże garnitury, panie garsonki w pastelowych kolorach, czy inspirowane stylem indyjskim kamizelki (Marta Nieradkiewicz która wciela się w dziennikarkę lokalnej telewizji Merkury właśnie taką nosi).

Jedynie Tremer, która spędziła sporo czasu w Holandii i jest bohaterką niepokorną, inną, obcą, została celowo wyróżniona w serialu stylem bardzo współczesnym, choć uniwersalnym – nosi ciemne t-shirty (także z Hard Rock Amsterdam), dżinsy (z obowiązkowym paskiem) i trampki.  

„Wielka woda” – twórcy stopniują napięcie 

Pod względem dramaturgicznym scenariusz rozplanowano świetnie. Prawdziwą wielką wodę oglądamy w pełnej krasie dopiero w ostatnich dwóch odcinkach, ale twórcy tak umiejętnie stopniują napięcie i splatają losy bohaterów, że nawet bulgotanie wody w szklance i pająki uciekające do góry po ścianach mieszkania podnoszą widzowi ciśnienie.

Nie brakuje w „Wielkiej wodzie” humoru i to podanego bardzo umiejętnie, nawet w obliczu tematu, który do śmiechu raczej nie nastraja. Na długo zostanie w pamięci zwłaszcza bardzo wzruszająca i nieco zabawna scena, w której w tle widać pływających po mieście bohaterów w łodziach, ale bohaterami pierwszego planu są tak samo przestraszone szczury, które dryfują na drewnianym podeście. 

I wreszcie naprawdę sprawdza się obsada, zarówno role pierwszoplanowe, jak i casting drugiego planu, bo przekonująca jest Blanka Kot jako Klara, nastoletnia córka polityka Marczaka, a świetnie wypadają Mirosław Kropielnicki jako ochoczy pułkownik Czacki, Łukasz Lewandowski jako wyważony lekarz, czy Klara Bielawka w roli pielęgniarki Beaty i Grażyna Bułka jako sołtyska Kęt.  

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl