wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

7°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 09:02

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Radzimir Dębski upamiętni Krzysztofa Pendereckiego. Rozmowa o wyjątkowym koncercie w Hali Stulecia
Kliknij, aby powiększyć
Radzimir Dębski w Hali Stulecia, gdzie w środę będzie dyrygował NFM Filharmonią Wrocławską podczas koncertu fot. Łukasz Rajchert
Radzimir Dębski w Hali Stulecia, gdzie w środę będzie dyrygował NFM Filharmonią Wrocławską podczas koncertu

– Uważałem Krzysztofa Pendereckiego za kogoś bardzo poważnego, sławnego, potem przekonałem się, że był rockandrollowcem, bezkompromisowym twórcą. Jego utwory wynikały z buntu – przekonuje Radzimir Dębski, kompozytor, twórca hip-hopu, który w swoim nowym projekcie „Radzimir Dębski Hommage Krzysztof Penderecki” prezentuje utwory Mistrza i swoje własne. Koncert we Wrocławiu w środę, 29 marca w Hali Stulecia, którą Radzimir Dębski nazywa... Halą Batmana. Przeczytajcie rozmowę na Wroclaw.pl.

Reklama

Magdalena Talik: Planował Pan ten koncert jako wyraz podziwu dla twórczości Krzysztofa Pendereckiego, ale pandemia i śmierć profesora zmieniła znaczenie słowa „hołd”. Jak powstał ten projekt?

Radzimir Dębski: Są dwie odpowiedzi – jedna świadoma, druga nieświadoma – bo w ogóle uważam, że nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, jest ich zawsze wiele.

Odpowiedź świadoma. Na początku naszym planem były warsztaty w Lusławicach (gdzie znajduje się Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego – przyp. red.), a potem trasa po filharmoniach w Polsce, wspólnie z profesorem Pendereckim. Potem nastała pandemia, zmarł profesor i wszystko musieliśmy zorganizować od nowa. Ale nie mogliśmy pozwolić na to, aby odwołać ten projekt i jesteśmy szczęśliwi, że się udało.

Odpowiedź nieświadoma. Bardzo dużo wydarzyło się w mojej głowie, uświadomiłem sobie, jak bardzo odnoszę się do Mistrza w swoim utworze „Tren Warszawskiego Getta” zamówionym przez Muzeum Polin. Napisałem mój tren mając świadomość, że odniesienie do „Trenu – Ofiarom Hiroszimy” Krzysztofa Pendereckiego jest mocne, choć muzycznie nie nawiązuję do utworu profesora. Ale to przecież on wprowadził do muzyki tę formę, choć treny są w ogóle polską specjalnością, przed Janem Kochanowskim pisała je też Anna Stanisławska. 

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Radzimir Dębski w Hali Stulecia</p> fot. Łukasz Rajchert
Radzimir Dębski w Hali Stulecia

Przypomniałem sobie czasy studenckie – na seminarium z kompozycji przygotowałem materiał poświęcony Krzysztofowi Pendereckiemu, uczyłem się o nim w szkole w Los Angeles, co bardzo budowało moją dumę narodową. Interesowałem się nim od samego początku, bo odbierałem go jako buntownika, co bardzo mi się podobało. A bycie buntownikiem w muzyce poważnej nie jest i nie było ani łatwe, ani popularne.

Kiedy po raz pierwszy usłyszał Pan utwór Krzysztofa Pendereckiego?

Już jako dziecko, choć wtedy poznałem nowsze utwory profesora – m.in. jego muzykę religijną. W liceum i na początku studiów odkryłem jego wczesną muzykę i sonoryzm. Uderzył mnie wtedy niezwykły kontrast między utworami powstałymi w różnych okresach życia.

Podczas naszego koncertu w Hali Stulecia nie pokazujemy może muzyki Krzysztofa Pendereckiego całościowo, ale w prezentowanych trzech utworach trudno będzie znaleźć podobieństwa, wypatrzymy natomiast sporo różnic.

Pamiętam, jak zszokowało mnie, że choć najpierw uważałem go za kogoś bardzo poważnego, sławnego, potem przekonałem się, że był rockandrollowcem, bezkompromisowym twórcą. Tym się wsławił. Jego utwory wynikały z buntu.

Zastanawiałem się, w jakim charakterze i duchu utrzymać ten koncert, a zależało mi na tym, aby był różnorodny emocjonalnie. Aby w programie znalazły się utwory poważne, ale i rzeczy ładne, ostre, mocne. A jednocześnie coś, co ma element „swagger” – czyli w języku hiphopowym – pewnego cwaniactwa, przekory.

Pana pseudonimem hiphopowym od lat jest JIMEK, ale kiedy przygotował Pan projekt z klasyką występuje Pan jako Radzimir Dębski.

Jako dziecko nie miałem wielkiej sympatii do mojego imienia i nazwiska, więc ksywa była tym, co wymyśliłem i się przyjęło na podwórku. Lubię ją i używam zawsze z wyboru, ale w przypadku tego projektu zastanawiałem się, czy JIMEK będzie na miejscu i wystarczająco poważnie z punktu widzenia profesora Pendereckiego. Podjąłem decyzję, że zostanę przy imieniu i nazwisku, choć gram też projekty hiphopowe jako JIMEK. Rozróżnienie ma pomóc odbiorcy, aby wiedział, że to różne muzyczne inicjatywy.

Koncerty projektu „Radzimir Dębski Hommage Krzysztof Penderecki” odbyły się już w Warszawie, teraz kolej na Wrocław, potem na Lusławice. Wrocław to nie tylko przystanek na trasie, zwłaszcza że w jednej z głównych ról występuje NFM Filharmonia Wrocławska. Jak się zaczęła Wasza współpraca?

Z NFM-em nagraliśmy m.in. drugą część „Historii Hip-hopu”, cenię sobie pracę z tym zespołem, jest świetny, podobnie jak siedziba Narodowego Forum Muzyki, gdzie odbywały się wszystkie próby do projektu „Radzimir Dębski Hommage Krzysztof Penderecki”. To był piękny organizacyjny zbieg okoliczności, że muzycy zgodzili się wziąć udział w tym przedsięwzięciu, bo oryginalnie miała to być edukacyjna trasa, a przez kolejne miesiące się to zmieniło.

Po pandemii wszystkie instytucje miały terminy zabukowane na parę lat do przodu, a możliwość dynamicznych zmian w kalendarzu dużej grupy ludzi to problemy logistyczne co najmniej jak na lotnisku. Jestem wdzięczny, że NFM Filharmonia Wrocławska chciała wziąć w tym udział i razem pracujemy.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Radzimir Dębski dyryguje NFM Filharmonią Wrocławską podczas koncertu w Warszawie</p> fot. mat. pras.
Radzimir Dębski dyryguje NFM Filharmonią Wrocławską podczas koncertu w Warszawie

Wystąpicie w specyficznym wnętrzu, w Hali Stulecia. Niegdyś dali tu występ Nowojorscy Filharmonicy, a krytycy załamywali ręce nad akustyką. Od tamtego czasu sporo się zmieniło. Teraz koncerty są tu codziennością.

Miałem przyjemność grać już w Hali Stulecia własny koncert z zaproszonymi raperami, m.in. Pezetem, ale było też wtedy sporo muzyki instrumentalnej. Wiem, że na pewno takie miejsce trzeba nagłośnić, ale akustyka to trochę mit, vodoo i nikt nie może powiedzieć, że się na tym zna. Wszystko zależy od rodzaju muzyki, sprzętu i ludzi, od inwestycji.

Poprzedni koncert brzmiał świetnie, wiele osób było w szoku, że można to miejsce tak nagłośnić. Pracujemy z ekipami, które wiedzą jak to robić. Środowy koncert będzie inny niż mój poprzedni w Hali Stulecia - poprzedni był stojący, ten całkowicie siedzący i jeszcze lepiej skorzystamy z przestrzeni. A ja nazywam ją Halą Batmana!

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Radzimir Dębski w Hali Stulecia</p> fot. Łukasz Rajchert
Radzimir Dębski w Hali Stulecia

Jest Pan, o ile wiem, zafascynowany architektonicznym obiektem Maksa Berga.

Jestem bardzo dumny, że mamy taki obiekt w Polsce. Bardzo lubię brutalizm i to pojęcie może być pięknym pomostem do koncertu, bo postawiłbym brutalizm w architekturze obok sonoryzmu w muzyce. To rodzaj sztuki, który obraża wielu ludzi, zwłaszcza tych, którzy nie lubią czegoś, co wykracza poza klasyczny kanon.

Dla wielu wnętrze Hali Stulecia jest zbyt brutalne, dla innych będzie szczere, nie kłamiące ornamentami. I ta niezwykła kopuła, która w architekturze jest tym, czym pewnie polifonia w muzyce. Do tego przeszklenia, padające do środka światło. Nieprawdopodobne wnętrze!

Wystąpi Pan podczas koncertu nie tylko w charakterze kompozytora, ale i dyrygenta własnych utworów (utworami Krzysztofa Pendereckiego zadyryguje Maciej Tworek – przyp. red.). Lubi Pan prowadzić orkiestrę?

To fajny moment, choć musiałem mocno się napracować, aby dojść do dzisiejszej wprawy, a przede wszystkim zapracować na szacunek przed doświadczonymi snajperami z NFM-u. Ale dyrygowanie zawsze mnie fascynowało, bo to nie jest rola dla każdego, ważna jest osobowość, ale i to, co chce się przekazać, aby muzyka zabrzmiała konkretnie tak, a nie inaczej.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Radzimir Dębski dyryguje NFM Filharmonią Wrocławską podczas koncertu w Warszawie</p> fot. mat. pras.
Radzimir Dębski dyryguje NFM Filharmonią Wrocławską podczas koncertu w Warszawie

Nie podchodzę do tego zadania jako dyrygent, ale raczej jako kompozytor i często, pod wpływem prób z orkiestrą, zdarza mi się też zmieniać zapis w moim utworze.

Nie wszyscy są entuzjastami muzyki Krzysztofa Pendereckiego. Jak by Pan ich zmotywował, by się przełamali i przyszli na koncert?

Jeśli nie są ciekawi tego, czego nie znają, nie przekonam ich. Zainteresowałem się muzyką poważną, bo ma inną funkcję w dzisiejszym lukrowanym, sztucznie słodkim świecie. Zmusza do zastanowienia się, a to pewna niewygoda dla ludzi. Sztuka poważna jest może trochę jak psychoterapia – nie każdy jest na nią gotowy, albo nie ma potrzeby z niej korzystać. To bardzo indywidualna kwestia.    

rozmawiała Magdalena Talik

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl