wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

23°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 18:50

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Prof. Degler od lat bada życie i dzieła Witkacego
Kliknij, aby powiększyć
Kolaż zdjęć - Stanisław Ignacy Witkiewicz fotografuje się przed lustrem, mniejsze zdjęcie – profesor Janusz Degler w swoim gabinecie fot. S. I. Witkiewicz/z kolekcji Ewy Franczak i Stefana Okołowicza, MAT
Kolaż zdjęć - Stanisław Ignacy Witkiewicz fotografuje się przed lustrem, mniejsze zdjęcie – profesor Janusz Degler w swoim gabinecie

Profesor Janusz Degler, teatrolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, poświęcił całe swoje zawodowe i sporą część prywatnego życia na badanie twórczości i biografii Stanisława Ignacego Witkiewicza. Dzięki jego determinacji udało się dokończyć wyjątkową edycję dzieł zebranych Witkacego. Nam opowiada o nowej książce „Obecność Witkacego”, która ukazała się nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego.

Reklama

Książka „Obecność Witkacego” ukazała się niedawno nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego. Spotkania autorskie z prof. Januszem Deglerem we Wrocławiu zaplanowano w Ossolineum (w środę 15 listiopada o 17.00) i podczas 31. Wrocławskich Targów Dobrych Książek w Hali Stulecia (w niedzielę 3 grudnia o 15.30).   

Magdalena Talik: Niedawno Pan profesor zakończył dzieło swojego życia, czyli 25-tomową edycję dzieł zebranych Stanisława Ignacego Witkiewicza. Dziesięć lat temu ukazała się Pana książka „Witkacego portret wielokrotny”, a teraz w księgarniach pojawił się tom „Obecność Witkacego”.

Prof. Janusz Degler: To była miła propozycja dyrekcji Państwowego Instytutu Wydawniczego po zakończeniu pracy nad edycją pism zebranych Witkacego. Zapytano mnie, czy mam tyle tekstów, aby złożyć z nich kolejną książkę.

Przejrzałem materiały i okazało się, że uzbierało się ich całkiem sporo. Większość była drukowana, ale dwa teksty dotyczące nieszczęsnego pochówku Witkacego – zwłaszcza „Sprawozdanie z przebiegu prac Komisji do spraw pochówku S. I. Witkiewicza powołanej 6.09.1994 przez Ministra Kultury i Sztuki” – nie zostały opublikowane, a są cennymi dokumentami, które po 30 latach powinny ujrzeć światło dzienne.

Witkacy prosi: „Nie zasypiaj, nie zostawiaj mnie samego”

Chciałam poprowadzić naszą rozmowę od bardziej pogodnego tematu, ale Pan profesor przywołał finalny akord życia Witkacego, a zatem od niego rozpocznijmy. Jest wrzesień 1939 roku, a Witkacy wraz z partnerką życiową Czesławą Oknińską-Korzeniowską, uchodząc  z Warszawy, dotarł do wsi Jeziory na Polesiu. Po kilku dniach usłyszeli wiadomość, że Armia Czerwona wkroczyła do Polski. Witkacy podjął decyzję o samobójstwie i rankiem 18 września oboje udali się do pobliskiego lasu.

Doszli do dużego dębu i tu Witkacy podał Czesławie rozpuszczone w garnuszku środki nasenne. Z jej  relacji, spisanej w 1976  roku (zob. „Kierunki” 1976, nr 13) wynika, że Witkacy zaczął ją głośno prosić: „Nie zasypiaj, nie zostawiaj mnie samego”. Pozostanie zagadką, czy nie chciał, żeby usnęła i umarła przed nim, czy też celowo nie dał jej na tyle dużej dawki, aby przeżyła.

Słyszała go jeszcze i widziała, że podwinął rękawy i zaczął żyletką ciąć żyły na przegubach rąk, ale krew nie płynęła. Ponowił tę próbę z tym samym efektem, przecinając żyłę w łokciu przedramienia. Czesława, gdy po przebudzeniu zobaczyła go martwego z małą ranką na szyi, domyśliła się, co zrobił.

Znalazł ich siedemnastoletni Włodzimierz Ziemlański, syn Walentego Ziemlańskiego, właściciela tutejszego majątku i przyjaciela Witkacego jeszcze ze służby wojskowej w armii carskiej. Pochowano zmarłego na maleńkim, prawosławnym cmentarzyku w Jeziorach.

Dramatyczny akt Witkacego miał jednak dalsze reperkusje. Zapewne on sam, choć lubił zaskakiwać przyjaciół i znajomych szokującymi pomysłami oraz niekonwencjonalnym zachowaniem, nie przewidziałby takiego obrotu spraw.

Kogo pochowano w trumnie Witkacego

Skąd było wiadomo, w którym grobie pochowano wówczas Witkacego?

W latach 70. Włodzimierzowi Ziemlańskiemu udało się pojechać do rodzinnych  Jezior, wówczas już na Ukrainie. Na grobie Witkacego nie było jednak krzyża i w tym miejscu wbił duży kołek w ziemię. Oznaczył także ów dąb.

Przez całe życie starał się spełnić ostatnią wolę ojca, żeby Witkacy wrócił do Polski. Pisał liczne listy, memoriały w tej sprawie do władz, ale odpowiedzi albo nie dostawał, albo były odmowne. Całą tę korespondencję przekazał do mego archiwum.

Sytuacja się zmieniła w 1988 roku, po spotkaniu Wojciecha Jaruzelskiego z Michaiłem Gorbaczowem, którzy podpisali „deklarację o współpracy polsko-radzieckiej w dziedzinie ideologii, nauki i kultury”. Udało się do niej wprowadzić dodatkowy punkt: sprowadzenie zwłok Witkacego do Zakopanego.

Skoro był to punkt formalny, urzędnicy musieli go wypełnić i podeszli do tego w typowo biurokratyczny sposób. Dość szybko załatwili konieczne formalności i zgodę odpowiednich władz ukraińskich, ale nikogo z nas nie zapytano o potrzebne dane, położenie grobu itd.

Ruszyła partyjno-rządowa delegacja (specjalny zespół KC PZPR) z ministrem kultury Aleksandrem Krawczukiem na czele, ale nie zaproszono do niej Włodzimierza Ziemlańskiego.

Na cmentarzyku bez trudu odszukano miejsce oznaczone przez niego i zaczęto kopać. Natrafiono na zwłoki niemowlęcia i przesunięto poszukiwania nieco dalej. Wreszcie dokopano się do trumny i wszyscy, zadowoleni, przyjechali z nią do Zakopanego.

Na szczęście, do ekipy dołączył Stefan Okołowicz, fotograf i witkacolog. Podczas otwierania trumny wykonał zdjęcia. Byliśmy w szoku, kiedy je zobaczyliśmy, ponieważ szkielet posiadał pełne uzębienie, a wiemy, że Witkacy miał sztuczną szczękę i nieraz dla żartu wyjmował ją w towarzystwie kobiet. Nie mieliśmy wątpliwości, że w trumnie nie spoczywa Witkacy.

Tymczasem wszystko było już przygotowane do uroczystego pogrzebu.

Zamknięto trumnę i przetransportowano do kościoła, mszę odprawił ks. Józef Tischner i ruszył kondukt. Brało w nim udział kilkaset osób, które specjalnie przyjechały z całej Polski.

Trumna została złożona w grobie matki Witkacego, Marii Witkiewiczowej. Ale szybko rozeszła się wiadomość, że prawdopodobnie nie pochowano Witkacego.

Nasze wątpliwości umocniły nie tylko zdjęcia Stefana Okołowicza, ale także opinia dwóch antropologów, którzy badali szkielet w prosektorium zakopiańskim i stwierdzili jednoznacznie, że była to młoda kobieta. Prawdopodobnie zmarła w połogu, dlatego przy niej znajdowały się szczątki niemowlęcia.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Profesor Janusz Degler w swoim gabinecie w Muzeum Teatru fot. MAT
Profesor Janusz Degler w swoim gabinecie w Muzeum Teatru

Powróciwszy z Zakopanego opowiedziałem zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi Tadeuszowi Burzyńskiemu o całej sprawie, a on opublikował artykuł we wrocławskim tygodniku „Sprawy i Ludzie” (28 IV 1988).

Co się działo! Minister kultury zareagował protestacyjnym listem, podkreślając, że artykuł „nie służy delikatnej tkance porozumień ze stroną ukraińską” oraz domagał się „wyciągnięcia stosownych wniosków” wobec autora. Na szczęście zbliżał się istotny przełom polityczny i Tadeuszowi nic się nie stało.

Prasa szeroko się o sprawie rozpisała, żądając wyjaśnień, kto jest za nią odpowiedzialny. W czerwcu 1994 roku minister kultury, Kazimierz Dejmek, powołał specjalną komisję, która miała ustalić, kogo przywieziono z Jezior. Brałem w niej udział i sporządziłem sprawozdanie, które potwierdza, że w grobie Marii Witkiewiczowej nie pochowano jej syna. Można je przeczytać w tomie „Obecność Witkacego”.

Oczywiście, pojawiło się pytanie, co dalej? Sugerowaliśmy, by trumnę pochować obok grobu Marii Witkiewiczowej z napisem, że spoczywa tu nieznana osoba przywieziona z Ukrainy, ale Maciej Witkiewicz, najbliższy krewny Witkacego, w imieniu rodziny zadecydował: „Zostawmy, niech ciocia ma młode towarzystwo”.

I trumna z bezimienną kobietą do dzisiaj spoczywa w grobie na cmentarzu na Pęksowym Brzysku w Zakopanem. Natomiast komisja postanowiła uhonorować grób Witkacego w Jeziorach. W listopadzie 1995 roku pojechała tam delegacja z Anną Micińską na czele, by położyć płytę nagrobną, informującą w dwóch językach, że „Na tym cmentarzu spoczywa…”

Czy w kolejnych latach były jeszcze rozmowy, aby ponownie pojechać na cmentarz w Jeziorach i spróbować odnaleźć prawdziwe szczątki Witkacego?

Kazimierz Dejmek zapytał nas o to i komisja jednogłośnie się sprzeciwiła. Cmentarz w Jeziorach jest mały, kopie się grób przy grobie, często jeden na drugim. Nie było pewności, że nawet podczas rozległych i starannych poszukiwaniach odnajdzie się właściwe szczątki.

Uznaliśmy ponadto, że miejsce ma swoją wymowę symboliczną. To prawie dawna granica II Rzeczypospolitej. Niech zatem mogiła Stanisława Ignacego Witkiewicza będzie znakiem dokąd sięgała Polska.

Minister to zaakceptował. Ci, którzy chcą oddać hołd Witkacemu, mogą pojechać do Jezior i uczcić jego pamięć, zapalając znicz na nagrobku.

Witkacy – najwszechstronniejszy polski artysta

W jednym z rozdziałów pisze Pan profesor słowa „Witkacy na całe życie”. Bada Pan jego twórczość przez ponad 60 lat! A czy pamięta Pan moment, kiedy zobaczył Pan w Witkacym nie tylko pisarza, dramaturga, malarza, czy filozofa, ale po prostu człowieka?

W 1957 roku ukazała się księga pamiątkową „Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca”. Wspominali go i pisali o jego twórczości przyjaciele oraz bliscy znajomi. Wyłaniał się z tych tekstów obraz nie tylko najwszechstronniejszego artysty w polskiej sztuce, aczkolwiek nie docenionego za życia, lecz także człowieka o wyjątkowej osobowości, błyskotliwego i pełnego uroku osobistego, zarazem jednak zmagającego się z różnymi słabościami, które nadawały tragiczny rys jego życiu.  

Był także artystą życia, który zaskakiwał, a nieraz gorszył otoczenie swoimi ekscentrycznymi pomysłami i niekonwencjonalnym postępowaniem. Tworzyły one czarną legendę Witkacego – wariata z Krupówek, błazna, nieudanego artysty, który zmarnował swój talent. 

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Jadwiga Witkiewiczowa na tle egzotycznego pejzażu, portret Stanisława Ignacego Witkiewicza fot. z Książnicy Pomorskiej w Szczecinie
Jadwiga Witkiewiczowa na tle egzotycznego pejzażu, portret Stanisława Ignacego Witkiewicza

Wyjątkowym źródłem do poznania osobowości Witkacego są „Listy do żony”, które troskliwie przechowała małżonka, Jadwiga Witkiewiczowa. Wszystkie w liczbie 1278 przepisała Anna Micińska i miała je opracować  do wydania. Niestety, jej przedwczesna śmierć sprawiła, że musiałem się podjąć tego zadania.

To absolutnie wyjątkowa korespondencja, której nie można porównać z żadną inną. Decyduje o tym przede wszystkim bezgraniczna szczerość wobec adresatki. Witkacy nie ma przed nią żadnych tajemnic, pisze o najbardziej intymnych sprawach, zwierza się z kłopotów, jakich dostarczają mu związki z innymi kobietami, radzi się nawet, jak ma z nimi postępować. Jadwiga po dwóch latach od ślubu zaakceptowała tę sytuację i za obopólną zgodą stworzyli tzw. małżeństwo koleżeńskie.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Jadwiga Witkiewiczowa fotografowana przez Witkacego, po prawej skan jednego z listów Witkacego do żony fot. Stanisław Ignacy Witkiewicz/ze zbiorów Ewy Franczak i Stefana Okołowicza, skan z PIW
Jadwiga Witkiewiczowa fotografowana przez Witkacego, po prawej skan jednego z listów Witkacego do żony

Ale to, co najbardziej fascynujące i jest źródłem mojego nieustannego zainteresowania, to fakt, że Witkacy odmienia swoje sensy, jest jak kameleon. W zależności od kontekstu społecznego, politycznego kulturowego, artystycznego odczytujemy jakąś część jego twórczości i dostrzegamy jej zadziwiającą aktualność.

Przykład? Dramat „Szewcy” wpisuje się w rytmy naszej historii. Kiedy historia przyspiesza, sztuka o przewrotach społecznych brzmi szczególnie aktualnie. W stanie wojennym była najczęściej wystawianym utworem.

Nic dziwnego, że zainteresowanie Witkacym wciąż jest bardzo duże. Jako jeden z nielicznych polskich pisarzy zrobił, choć pośmiertnie, międzynarodową karierę, której po roku 1956 sprzyjało uznanie go za prekursora teatru absurdu. Liczne przekłady otworzyły mu drogę na sceny w kilkunastu krajach.

Stał się przedmiotem zainteresowania wielu renomowanych badaczy. Śledzę tę światową recepcję niemal od początku i nieraz bywam zaskoczony odkrywczym sposobem rozumienia jego twórczości i jej wnikliwymi interpretacjami.  

Na fali tego zainteresowania, czemu sprzyjało kilka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych, wyodrębniła się osobna dziedzina - witkacologia, która prężnie się rozwija.

Zyskała już ramy instytucjonalne, bo powstał Instytut Witkacego w Warszawie. Pod jego patronatem moi młodsi koledzy wydają półrocznik „Witkacy!”. Ponadto istnieją strony internetowe, jak www.witkacologia.eu, prowadzona przez Wojciecha Sztabę, który odnotowuje na bieżąco wszystkie informacje o recepcji Witkiewicza na świecie.

Witkacy mógł „prać w mordę” za brak higieny

Witkacy byłby chyba zadowolony z tej nieoczekiwanej kariery.

Nie wiem jednak, czy byłby zadowolony z tego, że nie ma już przed nami żadnych tajemnic, mimo iż ciągle jeszcze coś ważnego odkrywamy. Witkacy to hydra wielogłowa – odetniemy jedną, zaraz wyrasta nowa.

Od prawie siedemdziesięciu lat stale nam towarzyszy i moja nowa książka jest właśnie o tej obecności. Co sprawia, że do niego wracamy, co decyduje, że stanowi dla nas inspirację, punkt odniesienia i jest jednym z nielicznych artystów, który się nie starzeje?

Może nie starzeje się, bo miał wyjątkowe poczucie humoru i dystans do samego siebie. W przeciwnym razie nie urządzałby tzw. szpryngli i nie kupował znajomym… szczotek do mycia ciała braci Sennewaldt w prezencie, o czym przypomina Pan profesor w tomie „Obecność Witkacego”.  

To jeden z tematów jego ostatniej, nie wydanej za życia, książki „Niemyte dusze”, w której poświęca cały rozdział wstydliwej sprawie, że Polacy się nie myją, a przecież higiena ciała jest warunkiem dobrego samopoczucia. Dlatego zalecał mycie całego ciała, przynajmniej raz w tygodniu, szczotkami braci Sennewaldt.

I pisał: „jak ktoś mi powie, że nie był nigdy w łaźni, a jest w dodatku już po czterdziestce, to naprawdę w mordę bym prał niechluja dla jego dobra do krwi – dodaję […]”.   

I nie żartował! W prymitywnych warunkach zakopiańskiej willi Witkiewiczówka urządził łazienkę z prysznicem i kąpiel była stałym elementem jego codziennego rytuału.

Wydawał przy tym okrzyki, które przerażały gości Witkiewiczówki.

Uważał, że od higieny ciała prowadzi droga do higieny duszy. Powinniśmy być zdrowi, czyści, dzięki czemu nasza kondycja psychiczna od razu będzie lepsza, co pozwoli pozbyć się różnych kompleksów, cechujących Polaków. Piszę o tym w szkicu „Witkacy – wychowawca narodu”.

Tadeusz Różewicz był zachwycony „Niemytymi duszami” i proponował, aby przynajmniej fragmenty o higienie wprowadzić do lektur szkolnych. Podpisuję się pod tym apelem, zwłaszcza, że szczotki braci Sennewaldt (dziś pod szyldem spółki Befaszczot) nadal można nabyć w Bielsku-Białej.

Cuda św. Witkacego – wciąż można odnaleźć listy

W książce „Obecność Witkacego” wciąż odkrywamy na nowo tego artystę. Ale, choć ciągle nas zaskakuje, czy można coś jeszcze odkryć wokół jego biografii i twórczości?

Witkacy ciągle pisze… Niedawno, na sesji w Słupsku, dowiedzieliśmy się, że w maju 1918 roku podczas pobytu w Piotrogrodzie, debiutował na łamach „Dziennika Narodowego” jako krytyk teatralny recenzją „Upiorów” Ibsena wystawionych przez tamtejszy Polski Teatr Ludowy, co zmienia chronologię jego tekstów.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Okładka książki „Obecność Witkacego” prof. Janusza Deglera fot. MAT
Okładka książki „Obecność Witkacego” prof. Janusza Deglera

Nadal mamy nadzieję, choć niestety chyba nigdy się nie spełni, że odnajdzie się jakiś dramat spośród 20, które spaliły się podczas wojny w kufrze, do którego spakowała rękopisy Jadwiga Witkiewiczowa.

Jeden z nich „Persy Zwierżontkowskaja” grano w 1927 roku w Teatrze Miejskim w Łodzi. Zachowały się afisz, program, rachunki, ale po egzemplarzu ani śladu, choć musiało być ich kilka, bo sztuka była wieloobsadowa.

Największe nadzieje można jednak wiązać z listami, ponieważ Witkacy korespondował z kilkudziesięcioma osobami. Umacnia tę nadzieję odkrycie w Paryżu jego kilku listów do francuskiego intelektualisty Andre Goupil-Vardona.

A zatem nie traćmy nadziei na „cud św. Witkacego”, dzięki któremu edycja dzieł zebranych powiększy się o jeden tom odnalezionych tekstów…

O profesorze Januszu Deglerze

Profesor Janusz Degler – urodził się w 1938 r. w Sosnowcu. Wojnę przeżył w okolicach Częstochowy, potem jego rodzina przeniosła się na tzw. ziemie zachodnie (do Bystrzycy Kłodzkiej). Ukończył słynne V LO we Wrocławiu. Rozpoczął studia filologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim, pracował w Ossolineum, potem został asystentem na uczelni.

Doktoryzował się w 1970 r. (praca „Inscenizacje sztuk S.I. Witkiewicza w dwudziestoleciu międzywojennym”), habilitował sześć lat później (na podstawie oceny dorobku naukowego i rozprawy pt. „Witkacy nieznany” i edycji „Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne S.I. Witkiewicza”). Tytuł profesorski uzyskał w 1989 r.

Profesor Janusz Degler był wieloletnim kierownikiem Zakładu Teorii Kultury i Sztuk Widowiskowych IFP. Pełnił również rolę rektora wydziału zamiejscowego PWST w Krakowie, filia we Wrocławiu. Przez szereg lat był także kierownikiem literackim Teatru im. C.K. Norwida w Jeleniej Górze. Jego liczne książki i artykuły odnoszą się do twórczości i życia Witkacego.

W 2016 w Muzeum Teatru otwarty został Gabinet prof. Janusza Deglera, w którym Profesor prowadzi konsultacje w każdy czwartek w godzinach 13.00–14.00.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl