W programie wieczoru w NFM nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć scen z opery „Carmen” Georgesa Bizeta, który dał mezzosopranistkom status śpiewaczek pierwszej wielkości. Ale repertuar Elīny Garančy jest znacznie bogatszy. Obejmuje partie zarówno z pięknego dzieła Camille'a Saint-Saënsa, bo partia Filystynki w „Samsonie i Dalili” to wymarzony repertuar dla głosu mezzo. Będzie aria „Prostite vy, holmy, polya rodnye” z „Dziewicy Orleańskiej” Piotra Czajkowskiego, czy cavatina Balkis z „Królowej Saby” Charlesa Gounoda, mniej znanej opery twórcy „Fausta”. Z kolei orkiestra wykona podczas koncertu m.in. znakomitą, żywiołową uwerturę do opery „Rusłan i Ludmiła” Michała Glinki, czy oniryczne „Medytacje” z opery „Thaïs” Julesa Masseneta.

Elīna Garanča w NFM
Klasyczna / Koncert Narodowe Forum Muzyki (NFM) Wrocław
Dla łotewskiej artystki, która urodziła się w Rydze w rodzinie muzycznej (mama jest śpiewaczką, ojciec chórmistrzem) ostatnie wydarzenia i pandemia także stała się wyzwaniem, ale w wywiadach przyznawała, że wychowała się w kraju, z którego podróżowało się niegdyś ze sporymi kłopotami, więc przywykła do rozmaitych obostrzeń. Podczas lockdownu poświęciła czas dwóm dorastającym córkom (ich ojcem jest mąż artystki, dyrygent Karel Mark Chichon), ale i stresowała się absencją artystyczną. Przyznawała, że doświadczyła zarówno wielkiej euforii i relaksu, bo nie musiała śpiewać, zapamiętywać partii, pakować walizek, czy wstawać bladym świtem, by zdążyć na samolot, jak i niemal depresji, kiedy wydłużająca się przerwa w koncertach działała przygnębiająco i wprowadzała niepokój.
Mimo to Garanča jest optymistką, uważa, że nawet lockdown można pozytywnie wykorzystać. Dlatego młodym śpiewakom doradzała, aby czas wolny spożytkowali do doskonalenia techniki, która jest często ich słabym punktem. Po odmrożeniu wielu teatrów Łotyszka wróciła na scenę, a wrocławski koncert jest jedną z nielicznych w Polsce okazji, by posłuchać tej znakomitej, obdarzonej pięknym głosem i doskonałą techniką śpiewaczki na żywo.