wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

11°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 06:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Ballady i romanse we Wrocławskim Teatrze Pantomimy [RECENZJA, ZDJĘCIA]

We Wrocławskim Teatrze Pantomimy spektakl „Ballady i romanse” inspirowany cyklem Adama Mickiewicza i podzielony na trzy części, z których każdą reżyseruje inny twórca. Zdecydowanie najciekawszą z nich są finałowe „Lilije” w reżyserii Błażeja Peszka ze świetną Izabelą Cześniewicz w roli „pani, która zabiła pana”. Ale ta część elektryzuje także dlatego, że Peszek zdecydował się, że Mickiewiczowski tekst będzie integralną częścią pokazu.

Reklama

Pomysł na współczesną konfrontację z wybranymi z cyklu utworami Mickiewicza był świetny – opowiedzieć historie, które wywołały sensację A.D. 1822 w kontekście dzisiejszego świata i jego problemów – galopującej inflacji, niemożności zbudowania głębszych relacji międzyludzkich, sytuacji kobiet – jak zapowiadali twórcy każdego z ogniw „Ballad i romansów”. Efekt końcowy jednak budzi mieszane uczucia. 

„Romantyczność” – między życiem i śmiercią

W pierwszej części przedstawienia – „Romantyczności” – reżyserujący Piotr Soroka stawia naprzeciw siebie parę bohaterów. Ona to Karusia, której, jak pamiętamy z tekstu Mickiewicza, „źle w złych ludzi tłumie”, która „płacze, a oni szydzą”. On to duch zmarłego Jasia (Eloy Moreno Gallego), którego dziewczyna kurczowo się trzyma, zatracając się szaleństwie. Ta relacja jest z natury jednostronna, to próba przyciągania niemożliwego, namiętność urojona, ale przeżywana z równą intensywnością co prawdziwa. 

Piotr Soroka najlepiej wykorzystał w tej inscenizacji ruch tak kluczowy dla teatru pantomimy.

Agnieszka Dziewa i Eloy Moreno Gallego tworzą przekonującą parę kochanków z innego wymiaru, w którym nieobecny mężczyzna jest fantazją zakochanej kobiety. Trudno jednak zrozumieć decyzję, aby Eloy Moreno Gallego występował w całej części nago. Obnażenie aktora powinno być raczej absolutną ostatecznością zarezerwowaną dla sceny o wyjątkowym ładunku emocjonalnym. W tym przypadku nagość powszednieje, przez co trudno właściwie wskazać, po co jej użyto.

A szkoda, bo z ballady Mickiewicza wiemy, że Jaś objawiał się Karusi w białej sukience, „biały jak chusta”. I tak na scenie w „Romantyczności” zjawia się ukochany – w białej tkaninie, która okrywa go niczym ducha w pięknym filmie „Ghost Story” Davida Lowery'ego (w którym żywi i ci, którzy odeszli spotykają się w tym samym domu) – można było pozostać przy tej koncepcji i ją rozwinąć. Zwłaszcza w opozycji do ciekawie ubranej (na wzór projektów Gunthera von Hagensa) Agnieszki Dziewy, której kostium z narysowanymi mięśniami – podkreślał jej cielesność, to, że jest ze świata żywych. 

„Świteź” – przewodnik po jeziorze osobliwości

Stosunkowo najsłabiej wypada w „Balladach i romansach” środkowa część w reżyserii Zdenki Pszczołowskiej, choć punkt wyjścia ma interesujący. Pokazać to, co pod powierzchnią jeziora Świteź, przywołać historie zatopionych, usłyszeć owe „zgiełk walczących” i „wrzaski niewieście”, pokazać mieszkańców Tuhanowicz. Stąd nad brzegiem próbuje zgłębić tajemnice jeziora badacz (Artur Borkowski), a spod tafli (tu w postaci ciekawej kopuły wykonanej przez scenografkę Annę Oramus) świat zmarłych zabiega o uwagę świata żywych. Chce opowiadać, wykrzyczeć ból, lęk, przywołać wojnę. 

Dla bohaterów (Sandra Kromer-Gorzelewska, Jan Kochanowski, Krzysztof Szczepańczyk) jezioro jest rodzajem portalu, przez który komunikują się ze światem żyjących. Na ile skutecznie, ocenią widzowie, ale choć ciekawie ogląda się konfrontację bohatera ze świata żywych z bohaterami ze świata umarłych ta konfrontacja nie wzbudza oczekiwanych emocji. 

„Lilije” – mord męża, szaleństwo, czyli żywot kobiety

W żadnej z obydwu wcześniejszych części „Ballad i romansów” nie używa się na scenie tekstu Adama Mickiewicza. A być może to jednak klucz to sukcesu, czego dowód mamy w balladzie „Lilije”, gdzie reżyser Błażej Peszek zdecydował się, aby aktorzy nie tylko opowiedzieli historię ruchem, ale i słowem (podany został niemal cały tekst). Nie było wcale archaicznie, gdyby ktoś się obawiał. Przeciwnie! Zrobiło się mrocznie i przejmująco, bo też historia żony mordującej męża i siejącej lilije (zaklinając, by rosły wysoko i zasłoniły ten leśny nagrobek), a potem popadającej stopniowo w obłęd wciąż ma wielki narracyjny potencjał. 

Świetnie, niezwykle przekonująco wypada na scenie Izabela Cześniewicz w roli żony i Artur Borkowski oraz Mariusz Sikorski jako bracia zamordowanego męża, z których każdy liczy na to, że poślubi wdowę. Jest w tej części i miejsce nie tylko na zgrozę, ale i czarne poczucie humoru, a balans zachowany jest idealnie. Peszek podkreślał, że „Lilijami” pragnie opowiadać o historii kobiet, które życia zmusza do podejmowania wielu decyzji, często tragicznych w skutkach. Nie wiem, czy ostatnie ogniwo „Ballad i romansów” we Wrocławskim Teatrze Pantomimy to przede wszystkim feministyczna opowieść, ale wydaje się naprawdę Mickiewiczowska w duchu. A o to chyba w dużej mierze chodziło.

Magda Pasierska, Szymon Tomczyk – muzyka na żywo w spektaklu

Duetu tworzącego na bieżąco muzykę w spektaklu nie można pominąć tylko zdaniem informującym o udziale, bo Pasierska i Tomczyk są równoprawnymi autorami, wspólnie z trzema reżyserami, „Ballad i romansów”. Tworzą nie tylko muzykę, całą fonosferę spektaklu, nastrój, klimat, panują niepodzielnie nad naszym odbiorem rzeczywistości w trzech częściach. Ta ścieżka dźwiękowa prawdopodobnie mogłaby być osobnym bytem i pewnie oddziaływałaby równie mocno.   

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama