Jeśli mamy listopad, to czas na American Film Festival
Entuzjastów amerykańskiego kina nie trzeba przekonywać. American Film Festival to od 14 lat ich impreza. – W konsulacie zawsze mówimy, że jeśli to drugi tydzień listopada, to we Wrocławiu jest festiwal – mówiła 7 listopada podczas gali otwarcia Jeanne Briganti, attaché ds. kulturalnychAmbasady Amerykańskiej, która od lat wspiera imprezę.
Temat AFF jest gorący nie tylko dla pracowników ambasady i konsulatu, ale przede wszystkim dla tych, którzy co roku rezerwują sobie tydzień na oglądanie niezależnych amerykańskich produkcji. Reżyser Alex Ross Perry, laureat tegorocznej Indie Star Award (nagrody honorowej American Film Festival za wybitne osiągnięcia w dziedzinie filmu niezależnego) przyznał, odbierając statuetkę projektu prof. Małgorzaty Dajewskiej, że branża filmowa w Ameryce jest w rozsypce. Patrząc jednak na program festiwalu trzeba przyznać, że tak źle chyba nie jest.
Na dużym ekranie obejrzymy 126 produkcji (94 długie i 32 krótkie metraże), łącznie 9879 minut seansów. Aż 63 filmy będą miały polską premierę, a 15 europejską. No i, jak podkreśliła dyrektorka festiwalu, Urszula Śniegowska, nieoceniona promotorka amerykańskiego kina w Polsce, ponad 50 procent filmów nakręciły kobiety!
Także kobieta, producentka Adele Romanski (odpowiedzialna m.in. za sukces Oscarowego filmu „Moonlight”, świetny „Tajemnice Silver Lake” i piękny „Aftersun”) odebrała podczas AFF drugą z Indie Star Awards. Powiedziała, że jest wzruszona i że...ulepiła niegdyś z Urszulą Śniegowską 100 pierogów, więc mogą się uważać za krewniaczki.
Jak zwykle słowa „American Film Festival uważamy za otwarty” (z liczebnikiem na początku, w tym roku 14) padły ze sceny w sali nr 1 Nowych Horyzontów, a festiwal otworzyli w środę 7 listopada wspólnie Urszula Śniegowska, Roman Gutek, Jeanne Briganti i Bartłomiej Świerczewski, dyrektor Departamentu Spraw Społecznych UM.
Nicolas Cage zadziwia w „Dream Scenario”
Wisienką na festiwalowym torcie okazał się film otwarcia „Dream Scenario” – nowe dzieło norweskiego reżysera Kristoffera Borgliego (znamy go z filmu „Chora na samą siebie”) z dawno niewidzianym w kinie niezależnym Nicolasem Cage'em w roli safandułowatego naukowca, którego świat wywraca się do góry nogami, kiedy zaczynają o nim masowo śnić ludzie na całym świecie.
Rzecz nie tylko warta obejrzenia, warta głębszej refleksji i fenomenalnie zagrana. Zwłaszcza przez Cage'a. Nie wolno na nim jeszcze stawiać krzyżyka. Wciąż potrafi wbić widza w fotel.
Film będzie w kinach od 5 stycznia. Polecamy!