wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

7°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 20:57

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Rozmowa z kard. Henrykiem Gulbinowiczem

Wieloletni metropolita wrocławski, Honorowy Obywatel Wrocławia, kawaler Orderu Orła Białego - ks. kardynał Henryk Gulbinowicz - 17 października obchodzi 90-te urodziny.Główne uroczystości dla jubilata zaplanowane są na środę 16 października. Rozpoczną się one mszą św. o godz. 11.00 w Archikatedrze Wrocławskiej. Druga część świetowania będzie miała miejsce w Hali Stulecia. O godz. 18.00 odbędzie się jubileuszowy koncert na cześć jubilata organizowany przez prezydenta Wrocławia. Koncert poprowadzi Konrad Imiela. W programie koncert Opery Wrocławskiej pod batutą Dyrektor Ewy Michnik.

Po uroczystości, pomiędzy godz. 20.00 a 20.30 zaplanowano specjalny pokaz fontanny na Pergoli.

Kard. Henryk Gulbinowicz udzielił naszej redakcji wywiadu, w którym powiedział m.in. dlaczego Wilno jest mu bliższe niż Wrocław i za co w jego rodzinnych stronach można było dostać po gębie.

 

Arkadiusz Cichosz: Wilno, Białystok czy Wrocław? Które z tych miast jest Księdzu Kardynałowi najbliższe?

Ks. kard. Henryk Gulbinowicz: Najbliższe jest mi Wilno. Tam ujrzałem światło dnia w szpitalu św. Jakuba, w rodzinie Antoniego i Walerii Gulbinowiczów. Sama atmosfera kresów wileńskich jest bardzo szczególna. To tam została ona w moją osobowość jakoś wszczepiona przez rodziców i otoczenie.

Na Wileńszczyźnie są bardzo ciekawe zwyczaje i tradycje. Na przykład - kiedy pobierają się młodzi ludzie - to nie wolno po kilku miesiącach zapytać się, czy pani młoda jest w ciąży. Można było za to dostać po gębie. Trzeba było bardzo delikatnie zapytać: „czy było już u was święto małżeńskie"? A co to jest? To dzień, w którym żona powie swojemu mężowi, że już jest matką, że pod sercem jest nowe życie. Wtedy mąż musiał uklęknąć przed żoną na jedno kolano, bo kiedy pod sercem matki jest pierwsza żywa komórka, to przychodzi Pan Bóg z wizytą i przynosi ich dziecku duszę nieśmiertelną. Potem mąż musiał pocałować ją w rękę, bo dziecko będzie się rozwijało kosztem organizmu matki. Krew matki będzie przyczyną jego rozwoju. W końcu błogosławił to maleństwo, bo jest kapłanem domowego kościoła.

Takich zwyczajów jest bardzo dużo. Na przykład jak powinien się zachować tata, kiedy żona rodzi. Jak powinno się wychowywać maleństwo, kiedy zaczyna chodzić. Potem, kiedy dziecko umie się przeżegnać i odmówić modlitwę, to należało ofiarować dziecko Matce Bożej. Ja na przykład, gdy miałem pięć lat, byłem ofiarowany Matce Bożej w Ostrej Bramie. Pamiętam dokładnie tę uroczystość.

Wilno jest najbliższe, ale z Wrocławiem Eminencja jest związany od 1976 roku. Jakim miastem jest dla Księdza Kardynała Wrocław?

We Wrocławiu najdłużej przebywam, bo od 1976, kiedy papież Paweł VI kazał mi skończyć pracę biskupią w Białymstoku, gdzie byłem od 1970 roku i przejąłem archidiecezję w styczniu 1976, a ingres do katedry był 2 lutego tegoż roku.

Dla mnie Wrocław jest miastem ogromnie dynamicznym. Spotykam się z tymi, którzy tutaj przybyli po roku 1945. Pytam ich: jakżeście się tutaj zagospodarowali? Wyrzuceni z terenu II Rzeczypospolitej. Przyszli – jakbyśmy to powiedzieli na Wschodzie – z węzełkiem. Wszystko – co pokolenia wypracowały – musieli zostawić. Przyszli tutaj i zastali ruiny. To we mnie obudziło wielki szacunek do tych ludzi, że nie uciekli i z tym węzełkiem, nie płakali, tylko zaczęli szukać dachu nad głową. Życie było tutaj bardzo trudne, było jeszcze wielu Niemców. Na Wileńszczyźnie rozpuścili wówczas wiadomość: nie jedźcie do Polski, nie jedźcie na Zachód, bo tam strzelają do Polaków.

Praca z tymi ludźmi, jako arcybiskupa wrocławskiego, była również bardzo budująca. Z nowych dzielnic przychodziły delegacje i mówili: „Mamy gdzie mieszkać, mamy szkoły, sklepy, przychodnie, szpital, a nie mamy kościoła – księże arcybiskupie rób cokolwiek – zaniedbany jesteś”. I tak od 1976 do 2004 powstało ponad 425 budowli kościelnych i sakralnych.Dlaczego teraz Dolny Śląsk jest na drugim miejscu w naszym państwie? Dlatego, że ludzie przybyli ze Wschodu, umieli wychować nowe pokolenie – teraz już trzecie – które kształci się i rozbudowuje to miasto.

Co w naszym mieście jest dla Księdza Kardynała najpiękniejsze, a co wg Księdza Kardynała jeszcze należy poprawić?

Bardzo lubię starocie. Kiedy wizytowałem parafie, to nie tylko odprawiałem msze, głosiłem kazania, ale także chodziłem po wszystkich kątach w kościele, po strychach. Raz na strychu kościoła znalazłem figurę św. Hieronima z XIV wieku. Proboszcz nawet nie wiedział, co ma.

Lubię starocie, bo w nich można poznać, jak ludzie wiele lat temu pracowali. Jakie mieli talenty, jak w ich wyobraźni kształtowały się różne rzeczy. We Wrocławiu to wszystko, co stare, jest bardzo cenne, a to wszystko, co nowe, to pięknie świadczy o tym, że współczesny człowiek też ma swoje myślenie i chce, by został ślad jego pracy i dokonań.

Wrocław to „miasto stu mostów i stu kościołów”. Jakie miejsce Kościoła we współczesnym Wrocławiu widzi Ksiądz Kardynał.

Miejsce Kościoła jest zawsze centralne. Jeżeli człowiek wierzy w to, że jego życie nie jest podobne do krowy czy do konia i że urodził się, jakiś czas żyje a potem umiera i… Idzie do ziemi? Człowiek ma duszę nieśmiertelną. Człowiek nie tylko ma być na ziemi, ale też ma być w wieczności. Tam jest jego kres i jego miejsce, bo tam jak powiedział Pan Jezus: „jest mieszkań wiele”.Dlatego też Kościół pokazuje, że każdy kto żyje – umrzeć musi i potrzebne jest przygotowanie do życia w wieczności. Dlatego dla mądrego człowieka Kościół powinien być w centralnym miejscu.

Ksiądz Kardynał już od lat jest seniorem i pokazuje jak pięknie przeżywać jesień życia. Jak wrocławscy seniorzy powinni przeżywać ten czas?

Człowiek dopóki życie, na ile siły mu pozwalają powinien być aktywny fizycznie i psychicznie. Czasem ta fizyczność gdzieś jakoś się rozpływa. Wtedy zostaje ta czynność duchowa. Można dzielić się swoim doświadczeniem życiowym. To jest bardzo ważne w naszym życiu nie tylko rodzinnym.

Pamiętam swojego dziadka. Była taki zwyczaj, że jak się było u bierzmowania, a ja byłem w 1940 roku bierzmowany, to wymagano w naszej rodzinie, by pójść do dziadka właśnie i poprosić o błogosławieństwo. Poszedłem, on wyszedł na werandę i powiada „klękaj!”. Położył ręce na głowę i powiedział: „jesteś jasny, świećże jaśniej albo niech cię piorun trzaśnie”. Powiedziałem: „dziaduniu, co dziadunia mówi?” A on: „to co mi mój dziadek powiedział gdy ja byłem bierzmowany”. To jest dzielenie się doświadczeniem. Młody, dorastający człowiek, nie od koleżanki i kolegów powinien się dowiedzieć jak ustawiać swoje młode życie, ale właśnie od dziadków i od rodziców. To jest wielkie zadanie dla nas starych, abyśmy umieli tą aktywność duchową wykorzystać.

W zeszłym roku we Wrocławiu były mecze Euro 2012, w 2017 odbędą się igrzyska sportów nieolimpijskich. Jaka dyscyplina sportu jest Księdzu Kardynałowi najbliższa?

Ja ze sportem zawsze byłem na bakier. Mnie w dzieciństwie i w wieku chłopięcym nazywali „patyk” a moja siostra młodsza nazywała się „pani patykowa”. Chudzi bardzo byliśmy. Taki szczupły i chudeusz nie garnął się do sportu.Sport poznałem przez mojego ministranta. Był nim znany polski oszczepnik, medalista olimpijski – Janusz Sidło. To dzięki jego osiągnięciom, oszczep jest dla mnie też na pierwszym miejscu.

Czego powinno się życzyć Księdzu Kardynałowi, który kończy 90 lat?

Dobrej śmierci.Ja już swoje przeżyłem. Mój tata żył 93, dziadek 97 a pradziadek żył 107 lat. Więc Bogu dzięki, otrzymałem od rodziców dobre geny, powietrze na Wileńszczyźnie było doskonałe a czarny chleb dobrze działa na organizm. Dlatego też, ja żadnej groźnej choroby w życiu nie przeżyłem.

Jaka jest Księdza Kardynała recepta na długowieczność w dobrym humorze i tak wielkim optymizmie?

Zawsze być optymistą i widzieć w każdym człowieku dobro. To jest podstawa. Już do poczętego człowieka przychodzi sam Bóg.

Dla mnie takim pouczeniem szacunku do człowieka było pierwsze spotkanie z ks. prof. Karolem Wojtyłą. W roku akademickim 1951/2 rozpoczynałem studia na KUL i słyszałem o ks. Wojtyle, że ma wielkie powiedzenie u młodzieży jako duszpasterz. Chciałem go koniecznie poznać. Poznałem go dzięki dwóm starszym kolegom. Gdy rozmawialiśmy, nagle podeszła studentka i mówi nam: „Koledzy, jak tu zobaczyć profesora Wojtyłę?” Potrzebowała na półrocze wpis do indeksu a nigdy nie była na jego wykładzie. I co on robi? Mówi do niej: „Koleżanko, daj indeks może coś załatwimy” i jej podpisał. Nawet nie podziękowała i uciekła. A Wojtyła na to: „Na egzaminie ją przycisnę”. Nie zbeształ, nie skreślił.

A druga rzecz, która mnie przekonała o tym, miała miejsce w 1953 roku. Idę rano odprawiać mszę do zakonnic. Zaczepia mnie jakaś starsza kobieta i pyta: „czy ksiądz słyszał, że Stalin umarł?” Na wszelki wypadek pytam: „A skąd pani wie?” A ona mówi: „Jestem sprzątaczką w urzędzie wojewódzkim w Lublinie i tam słyszałam.” Patrzy mi w oczy i pyta: „Czy ktoś się pomodli za duszę Stalina?” Mnie jakby piorun strzelił. Tyle zbrodni miał na sumieniu, a ta prosta kobieta tak bardzo wierzyła w Boże miłosierdzie, które nikogo nie odrzuca. Z podziwem spojrzałem na tę kobietę i powiedziałem jej, że idę odprawiać mszę do zakonnic, to odprawię ją za niego. Nie wiem, może to była pierwsza msza za Stalina? W tej prostej sprzątaczce było ogromne zaufanie do Pana Boga.

Gdy się spotykamy z człowiekiem to proszę pamiętać, że zawsze w nim jest Pan Bóg i nie wolno nam go obrażać. Trzeba w miarę możliwości pomóc.

Dziękuję za rozmowę.

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl