wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

16°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 16:30

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Pierwsza dama fizykochemii. Nieprzejednana w imię nauki

Pierwsza dama fizykochemii. Nieprzejednana w imię nauki

Małgorzata Wieliczko ,

Czterdzieści lat temu, 17 grudnia 1980 r., prof. Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska w Auli Leopoldyńskiej wrocławskiego Uniwersytetu została wypromowana na doktora honoris causa tej uczelni. Została tym samym pierwszą kobietą w historii UWr, która taki tytuł otrzymała – między innymi „za wybitne osiągnięcia naukowe i zasługi dla rozwoju Uniwersytetu Wrocławskiego oraz za zorganizowanie Wrocławskiej Szkoły Chemii Koordynacyjnej”.

Reklama

Ten honorowy doktorat jest jednym z czterech, jakie pani Profesor otrzymała. W podobny sposób uczciły ją bowiem Wyższa Szkoła Techniczna w Bratysławie (1971), Politechnika Wrocławska (1978) i  Uniwersytet im. Łomonosowa w Moskwie (1979). 

Uczona światowej sławy, jedna z najwybitniejszych przedstawicielek nauki i największych indywidualności polskiej chemii, której pasja naukowa dała podwaliny wrocławskiej szkole chemii koordynacyjnej, zaliczanej do najsilniejszych tego typu szkół w Europie, w grudniu 1945 r. została mieszkanką dolnośląskiej stolicy na kolejnych 46 lat życia. 

Spotkanie z Marią

Swoje dzieciństwo i młodość, a także okres, przybliżający ją do tzw. wieku balzakowskiego, Bogusława Jeżowska – a po ślubie w 1935 r. już Jeżowska-Trzebiatowska – podzieliła pomiędzy Stanisławów, gdzie przyszła na świat w 1908 r., a Lwów, w którym ukształtowała się jej osobowość, świadomość patriotyczna, a także to, co zaważyło na całym dorosłym, zawodowym życiu pani Profesor – spotkanie z najjaśniejszą gwiazdą polskiej nauki. 

„W Gimnazjum im. Królowej Jadwigi uczyli znakomici nauczyciele i do nas, uczniów, zaczynały docierać wieści o nowych odkryciach, które wstrząsały nawet dziećmi. Wśród największych uczonych jest Polka, Maria Curie-Skłodowska, odkrywczyni promieniotwórczości, która staje się dla mnie przykładem wielkiej pasji naukowej. W czasie podróży do Polski Maria Skłodowska odwiedziła Lwów. Miała wykład w Ratuszu i spotkanie z młodzieżą. To było fascynujące. Piękno nauki, pozwalającej na coraz lepsze zrozumienie otaczającego nas świata, zaczęło zwyciężać w moim umyśle z zamiłowaniami humanistycznymi, zamiłowaniem do języka i literatury polskiej” – napisze po latach w swoich wspomnieniach prof. Jeżowska-Trzebiatowska.

Rodzina Jeżowskich w 1915 r. – rodzice Seweryn i Stefania, córki (od lewej): Janina, Bogusława i Anna. W roku 1917 na świat przyszedł jeszcze brat dziewczynek – Krzysztof

Gdy więc przyszedł czas na wybór studiów, dylemat: „(...) czemu poświęcić się dalej – ukochanej humanistyce czy świeżo rozbudzonej miłości do chemii i fizyki. A może, o czym marzył ojciec, wybrać studia medyczne”, panna Jeżowska, zgłębiająca jeszcze na własną rękę znaczenie chemii fizjologicznej, praktycznie nie miała wątpliwości, że chemia zawładnie jej całym przyszłym życiem.

Jej politechnika, jej pasja

Przyszła twórczyni szkoły chemii koordynacyjnej na swoją Alma Mater wybrała lwowską Politechnikę, doceniając fakt, że chemia na tej uczelni cieszyła się znakomitą opinią, m.in. dzięki wysokiemu poziomowi kształcenia studentów.

Budynek Politechniki Lwowskiej przed 1939 r., źródło: domena publiczna

Kandydatka na Wydział Chemiczny, Bogusława Jeżowska, swój egazmin wstępny zdała celująco, stając się jedną z tylko dziesięciu dziewcząt w gronie stu studentów tego wydziału. Co prawda, jak sama wspomina, jej rodzice uznali ten wybór za... szalony, ona sama nie mogła się jednak doczekać pierwszego wykładu i wszystkich pozostałych zajęć. Wspominała:

„Wszystko mnie pasjonowało – wykłady z chemii nieorganicznej prof. Wiktora Jakóba, z matematyki doc. Maksymowicza i z fizyki prof. Reczyńskiego. Drugi rok studiów, kiedy była analiza ilościowa, był dla mnie mniej ciekawy, ale chemia organiczna i potem fizyczna dawały mi pełną satysfakcję. Jako specjalizację wybrałam barwniki organiczne u prof. Wacława Leśniańskiego, wybitnego uczonego o światowej sławie. Profesor był zachwycony rezultatami mojej pracy, zachęcał mnie do niej, jak mógł, ale czułam, że to nie to. W tym samym budynku mieściła się Katedra Chemii Nieorganicznej, której kierownikiem był prof. Jakób. To właśnie on zaczął otwierać przede mną horyzonty pracy badawczej. Zobaczyłam całkiem inną chemię. Zobaczyłam, że w rękach chemika jest możliwość tworzenia nowego świata materii, barwy, kryształów… Rozwijająca się nauka o atomach i elektronach stała się moją pasją”. 

Praca i odpowiedzialność

Na trzecim roku studiów Bogusława Jeżowska była już zastępcą młodszego asystenta, wynagradzaną za pracę 120 zł miesięcznie. Te pieniądze przeznaczała na utrzymanie rodziny (miała troje rodzeństwa – dwie siostry i brata), która w obliczu utraty pracy przez ojca – dyrektora banku w upadłości, znalazła się w bardzo trudnym położeniu. 

Niebawem ponownie awansowała – na młodszego asystenta. Tempa nabrała także praca naukowa młodej chemiczki. W związku z jej badaniami związków kompleksowych molibdenu, wiosną 1931 r. opublikowała artykuł na ten temat w „Rocznikach Chemii”, który stał się podstawą jej pracy magisterskiej, a także wzięła udział w swojej pierwszej konferencji naukowej na Zjeździe Chemików Polskich. 

Ale tę dobrą passę przerwała choroba. W lipcu tego samego roku Bogusława Jeżowska tak ciężko zapadła na tyfus, że prawie otarła się o śmierć. Wychodziła z niego pół roku, tracąc po drodze możliwość obrony dyplomu w zakładanym czasie. Ale upór, niepohamowany głód wiedzy i dążenie do odkrywania tego, co wciąż nieodkryte sprawiły, że młoda chemiczka nie dała o sobie zapomnieć.

Matka renu 

W roku 1931 uniwersytecki mistrz Bogusławy Jeżowskiej sprowadził do Lwowa pierwszy gram renu, metalu, wykrytego sześć lat wcześniej przez niemieckich badaczy Waltera i Idę Noddacków. Właśnie ten jeden gram sprawił, że Jeżowska „zapałała miłością” do pierwiastka niezwykłych mocy. Fizykochemia związków kompleksowych renu stała się dla niej badawczym piorytetem.

Pisała potem o renie przez wiele lat w szeroko cytowanych publikacjach. Znaczenie jej badań było tak doniosłe, że w czasie wykładów na paryskiej Sorbonie w roku 1950 przedstawiano Bogusławę Jeżowską-Trzebiatowską jako „La mère du rhènium” – matkę renu. Była nią zresztą nie tylko we Francji, ale wszędzie tam, gdzie o chemii renu nauczała.

Re, rhenium, pierwiastek chemiczny o liczbie atomowej 75; odkryty w 1925 r. przez Idę i Waltera Noddacków i Otto Berga, należy do grupy manganowców, w postaci metalu przypomina platynę, ma temp. topnienia ok. 3180 °C, a wrzenia 5627 °C, fot. Alchemist-hp (talk) (www.pse-mendelejew.de), praca własna, wikimedia 

Znaczenia swojej pracy była pewna, a gdy próbowano kwestionować jej odkrycia, nie poprzestawała li tylko na słownej wymianie argumentów. Siadała w laboratorium i sprawdzała ponownie to, co już ogłosiła światu. Tak umacniała swój status wprawnego i wiarygodnego badacza. Opowiadała:

„W badaniach mechanizmu redukcji nadrenianu potasowego, tak na drodze chemicznej, jak i elektrochemicznej, wykryłam, że pierwszym stopniu utlenienia, jaki pojawia się w roztworach kwaśnych, jest ren 5-wartościowy w postaci kompleksu chlorkowego. Kompleks ten wydzieliłam i określiłam jego budowę w fazie stałej. Praca o nim została ogłoszona w 1932 w języku niemieckim. Zaraz ukazała się też następna – o redukcji renu 7 do renu 4. Niedługo potem Noddackowie ogłosili w tym samym czasopiśmie obszerną publikację poświęconą chemii renu. Zaatakowali moje wyniki, że nie są prawdziwe, że ren 5-wartościowy nie istnieje i jak wykazują ichdoświadczenia, nie może nigdy występować. Przeczytałam, płakałam i pracowałam od rana do późnego wieczora. Przeprowadziłam ponowne badania, które potwierdziły wyniki poprzednich”.

Finał powyższego sporu okazał się zwycięski dla pani Profesor – Walter Noddack, już wówczas zaprzyjaźniony z polską badaczką i jej mężem, na rzymskim Kongresie Chemii w 1939 r. przyznał oficjalnie, że Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska miała rację.

Pierwsza pani doktor Politechniki Lwowskiej

„Praca z chemii renu stała się podstawą mojej pracy doktorskiej. Złożyłam egzamin doktorski z notą celującą. Obejmował chemię fizyczną bardzo zaawansowaną oraz nowoczesną na owe czasy – chemię nieorganiczną, opartą już na nowych poglądach, które w nauce wyrastały z dnia na dzień. Dyplom doktorski z odznaczeniem wręczono mi w maju 1935 roku. Był to pierwszy doktorat nadany kobiecie na Politechnice Lwowskiej. Opisano to w gazetach, a Aula Politechniki była wypełniona obserwatorami. Byłam ubrana w czarną wizytową suknię” – tak opisuje swój kolejny naukowy sukces Bogusława Jeżowska, którą w tym samym roku spotkała inna szczęśliwa chwila – ślub z młodym, zapalonym badaczem, kolegą z tej samej uczelni i wydziału Włodzimierzem Trzebiatowskim. 

W 1949 r., już w okresie wrocławskim swojej kariery, dzięki pracom nad renem Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska uzyskuje stopień doktora habilitowanego.

Razem w życiu, razem w nauce

Włodzimierz Trzebiatowski był studentem lwowskiej Politechniki, ale specjalizację z fizyki i chemii ciała stałego zaliczał w Niemczech i w Szwajcarii – jako stypendysta Funduszu Kultury Narodowej. Na Uniwersytecie we Lwowie natomiast stworzył Zakład Fizykochemii Ciała Stałego i tam się habilitował. „Wielką radością była dla mnie nasza przyjaźń, długie dyskusje, spotkanie się dwojga młodych, zapalonych badaczy, oddanych bez reszty nauce. [...] Osobowość mojego męża miała duży wpływ na mnie i moją dyscyplinę pracy...” – pisała we wspomnieniach pani Profesor.

Po dziesięciu latach życia na Kresach – naznaczonych głównie okresem wojny, okupacji i konspiracji, którego pokłosiem były Krzyż Zasługi z Mieczami, nadany Bogusławie Jeżowskiej-Trzebiatowskiej (1944) za działałność w Armii Krajowej (pod pseudonimem „Ren” zajmowała się produkcją materiałów wybuchowych na potrzeby AK), oraz tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata (1991) za ukrywanie przez całą wojnę dr. Emila Tasznera, późniejszego twórcę polskiej chemii peptydów) – małżonkowie Trzebiatowscy w grudniu 1945 r. przenieśli się do Wrocławia.

Jak wielu innych profesorów lwowskich, oboje małżonkowe Trzebiatowscy od razu włączyli się do organizacji podstaw życia naukowego i dydaktycznego w zrujnowanym wojną mieście. Najpierw, w obrębie połączonych ze sobą jeszcze Uniwersytetu i Politechniki, Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska kierowała Zakładem Chemii Nieorganicznej i Analitycznej Oddziału Farmacji, KatedrąChemii Ogólnej i Katedrą Chemii Nieorganicznej II Wydziału Chemii PWr, a później Katedrą Chemii Pierwiastków Rzadkich.

Włodzimierz Trzebiatowski najpierw został kierownikiem Katedry Chemii Nieorganicznej Uniwerstetu i Politechniki (1945-1952), w tym czasie (1950-1952) sprawował też funkcję dziekana Wydziału Mat-Fiz-Chem UWr. W latach 1972-1944 był prezesem Polskiej Akademii Nauk.

Małżonkowie Trzebiatowscy

W 1951 r. Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska przyjęła zadanie zorganizowania nowego kierunku, czyli chemii (tu kierowała jedną z trzech katedr – chemii nieorganicznej), na Wydziale Mat-Fiz-Chem UWr. Kilka lat później objęła obowiązki dziekana tegoż Wydziału. Włożyła bardzo dużo wysiłku, aby wspomniane trzy katedry scentralizować w 1969 r. pod mianem Instytutu Chemii UWr, którego została dyrektorem aż na 10 lat (do czasu przejścia na emeryturę w 1979 r.). Stał się on jej prawdziwą dumą, zwłaszcza po tym, gdy mógł się rozgościć w nowym budynku przy ul. Joliot-Curie, o co pani Profesor walczyła przez 15 lat. By rozwijać nowe metody badawcze, również dużym wysiłkiem zorganizowała dla Instytutu nowoczesną aparaturę. 

Gra zespołowa 

Sprawowanie obowiązków dyrektora Instytutu i kierownika Zakładu Chemii Nieorganicznej, a także członkostwa (od 1967 r.) w Polskiej Akademii Nauk, a przez 13 lat (1978-1991) przewodniczenia  jej wrocławskiego Oddziału, nie wyparło pracy badawczej. W tym czasie, już z najwyższym stopniem naukowym dr. habilitowanego i tytułem profesora (od 1954 r.), Bogusława Jeżowska-Trzebiatowska, była autorytetem fizykochemii strukturalnej, spektoskopii, magnetochemii, chemii jądrowej i radiacyjnej, o której pracy było głośno na świecie, ponieważ wykładała na wielu nie tylko europejskich uczelniach, jak m.in. te w Paryżu, Rzymie, Florencji, Genewie, Londynie, Berlinie, Moskwie, Zurychu, Pradze czy Tuluzie, ale i na uniwersytetach m.in. w Berkeley, Los Angeles, Tokio, Toronto, Melbourne, Ann Arbor czy Nanjing.

Pani Profesor ze współpracownikami (od lewej): Z. Grzymalskim, J. Kalecińskim, i  Ziółkowskim 

To ona stała za organizacją wielu krajowych i międzynarodowych konferencji, a także starała się, by do jej instytutu przyjeżdżali najlepsi uczeni – przybliżała ich do Polski, a Wrocław do świata. Miała opinię tej, która jak nikt potrafi integrować środowisko, a zaowocowało to tym, że wrocławska i polska chemia stanęła ramię w ramię z nauką światową, uruchomiła się współpraca z wieloma ośrodkami, i zwiększyła mobilność pracowników Instytutu podczas wyjazdów i staży zagranicznych.

Po latach, jeden z jej wychowanków, prof. Henryk Kozłowski, opowiada w wywiadzie, udzielonym dziennikarce Barbarze Folcie:

– Pani Profesor organizowała też dla nas spotkania z wybitnymi wrocławskimi lekarzami i biochemikami, pozwalała nam na badania w obrębie nowych dziedzin, a że dużo podróżowała, to i my dzięki Niej mogliśmy poznawać świat. Każdy z jej uczniów był na dobrym stażu zagranicznymw USA, Japonii, Wielkiej Brytanii, Niemczech. Tam uczyliśmy się innego spojrzenia na problemy nauki. Często też jeździliśmy na konferencje naukowe.

Mężny duch w kruchym ciele

W każdej z tych wspomnianych wcześniej dziedzin prof. Jeżowska-Trzebiatowska potrafiła stworzyć ze swoimi uczniami i współpracownikami zespoły badawcze na wysokim poziomie. „Średniactwo” nie leżało w kręgu jej zainteresowań. Co prawda, taka naukowa różnorodność naukowo-badawcza była niektórym nie w smak – próbowano krytykować panią Profesor za taki „rozmach”. Wątpiono, czy jedna osoba potrafi ogarnąć tak szeroki obszar zagadnień i jednocześnie kierować ponad 50-osobowym zespołem.

Ale pani Profesor potrafiła. Gdyby wszyscy znali wówczas jej życiorys, w tym koleje naukowego rozwoju, pewnie byliby bardziej wstrzemięźliwi w osądach. Poza tym, pokładająca wiarę w pracy zespołowej – i w takowym sukcesie – miała zaufanie do swoich współpracowników, nigdy nie wyraziła się także o nich, albo o studentach, w negatywny sposób. Była kruchą, wręcz filigranową kobietą, ale cechowała ją duża odporność na przeciwności, a o swój Instytut czy nawet całe środowisko chemików potrafiła walczyć jak lwica, np. w różnych ważnych warszawskich komisjach czy w ministerstwie.

Podczas zajęć ze studentami

Te zalety, a także poczucie ważności wykonywanej pracy, a także odpowiedzialności za nią branej, sprawiły, że badania z zakresu chemii koordynacyjnej, które rozpoczął lwowski mistrz prof. Jeżowskiej-Trzebiatowskiej – Wiktor Jakób, mogły zostać przez nią tak doskonale rozwinięte we Wrocławską Szkołę Chemii Koordynacyjnej, do dziś najmocniejszą szkołę chemii w Polsce. Jednym z dowodów na to jest srebrny medal, przyznany Wydziałowi Chemii UWr – jako jednemu z trzech nagrodzonych wydziałów nauk ścisłych w Polsce – w CHE Excellence Ranking pod względem liczby publikacji światowych. W tych rankingach nie liczą się wszystkie publikacje, ale liczy się ilość bardzo dobrych prac, ponieważ w nowoczesnych dziedzinach na świecie panuje potężna konkurencja.

Tacy zwyczajni niezwyczajni

„16 grudnia [1991 - red.] rano pod dom na ul. Braci Gierymskich podjeżdża służbowy samochód. Profesor Trzebiatowska jest prezesem wrocławskiego Oddziału PAN. Kierowca dzwoni do drzwi. Zwykle wyjście z domu zabiera Jej dużo czasu, musi być fryzura, makijaż, biżuteria… ale dzisiaj jest gotowa. Stoi w holu w eleganckim długim futrze i szpilkach. – Czy czegoś nie zapomniałam? No tak, zegarek. Został na górze w sypialni. Wraca, bardzo się spieszy. Drewniane kręte schody. Od dawna ma słaby wzrok, nie nosi okularów, bo dodają lat. Spada w dół jak krucha porcelanowa figurka. Uderza głową w drewniane stopnie. Nie odzyskuje przytomności. Ma 83 lata” – te słowa spisała w swojej książce pt. „Taki zwyczajny” Wanda Dybalska z relacji prof. Małgorzaty Jeżowskiej-Bojczuk, bratanicy prof. Bogusławy Jeżowskiej-Trzebiatowskiej, która zbierała i archiwizowała pamiątki rodzinne (zmarła w 2018 r. prof. M. Jeżowska-Bojczuk była kierownikiem Zespołu Chemii Medycznej Wydziału Chemii UWr).

Grób profesorostwa Trzebiatowskich na Osobowicach. Oboje zmarli śmiercią tragiczną. Prof. Trzebiatowski w listopadzie 1982 r. podczas powrotu do domu samochodem wpadł na drzewo niedaleko zoo, fot. wikimedia, domena publiczna

Pani Profesor została pochowana na cmentarzu Osobowickim obok zmarłego dziewięć lat wcześniej prof. Włodzimierza Trzebiatowskiego. Oboje stanowili przyklad nie tylko wielkiego oddania i miłości wobec siebie, ale i tytanicznej pracy i wiedzy, których ślady zaważyły na losach wielu pokoleń polskich chemików, ale i na rozwoju światowej nauki, której znaczenia dla naszego codziennego życia często sobie nie uświadamiamy.

Czy prof. Jeżowska-Trzebiatowska mogła zostać laureatką Nagrody Nobla?

Takie pytanie padło również we wspomnianym już wywiadzie z prof. Henrykiem Kozłowskim, założycielem Zespołu Chemii Bionieorganicznej i Biomedycznej na UWr, który jest m.in. światowym autorytetem w dziedzinie chemii bionieorganicznej procesów neurodegeneracyjnych:

– Gdyby pani Profesor pracowała w bogatszym miejscu, to osiągnęłaby jeszcze więcej, ponieważ miała wiele doskonałych pomysłów. Aby zdobyć Nagrodę Nobla, trzeba mieć przede wszystkim znakomity pomysł, a potem warunki do realizacji tego projektu. Profesor Trzebiatowska pracowała m.in. nad „wiązaniem tlenowym” – był to projekt aktywacji tlenu przez metale w biologii. Pani Profesor rozwijała to zagadnienie – nazwijmy je „wiązaniem tlenu do metali”. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych warunki dla nauki w Polsce były ogromnie trudne. Była dyrektorem Instytutu, a ponieważ była bardzo twardą kobietą, zdobywała pieniądze na aparaturę dla wszystkich naszych laboratoriów. Nie wyszła z gabinetu ministra – byłem raz świadkiem takich starań – chociaż próbowano się jej pozbyć, dopóki nie uzyskała potrzebnych Instytutowi środków finansowych. To jednak nie był koniec problemów. Ponieważ ministerstwo dawało złotówki, trzeba było znaleźć sposób na ich zamianę na dolary, aby dopiero za te dolary móc kupić niezbędne przyrządy. Zawsze dzielnie walczyła o cały Instytut – odpowiedział prof. Kozłowski.

Bibliografia:Wspomnienia prof. Bogusławy Jeżowskiej-Trzebiatowskiej z archiwum rodzinnego prof. Małgorzaty Jeżowskiej-BojczukWanda Dybalska, Taki zwyczajny, Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe Atut, Wrocław 2005Spotkajmy się we Wrocławiu (Let's meet in Wrocław), 2/2008 (22)

Zdjęcia: Archiwum prof. M. Jeżowskiej-BojczukOddział PAN we WrocławiuSpotkajmy się we WrocławiuWikimedia.com

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl