Podobnie jak w kilku ubiegłych latach, poloneza poprowadzili DJ-e Radia Eska Wrocław – Kasia Pawlak, Tomasz Wołodźko i Maciek Stajniak. Dla nich to też superzabawa, a dzięki ich poczuciu humoru zabawa nie jest sztywna ani pompatyczna. – Liczy się dobra zabawa i to chcemy zagwarantować wszystkim maturzystom – mówi Grzegorz Tutkaj, szef promocji Radia Eska Wrocław. Polonez dla Fredry odbył się już po raz 15. Pierwszy we Wrocławiu zorganizowano w 2001 roku. Wtedy zatańczyło kilkanaście osób z XV LO. W tym roku w tańcu wzięło udział na pewno kilka tysięcy maturzystów, nie tylko z Wrocławia, ale i całego regionu. Organizatorem wydarzenia była Gazeta Wyborcza Wrocław.
Hrabia pomaga
Wrocławski zwyczaj wiąże się z przesądem zaklinania matury. Spoglądający na licealistów Aleksander Fredro ma nagradzać ich lekkim piórem i bystrością umysłu, według przysłowia: „kto tańczy, ten zdaje”. – Niektórzy twierdzą, że jeśli się zatańczy tego poloneza, to matura w kieszeni – mówi Ania, tegoroczna maturzystka z LO nr 7 we Wrocławiu. – Mam zamiar zatańczyć, ale to nie zwalnia mnie z nauki. Niestety. Fajnie by było, gdyby taniec wystarczył, ale aż w takie cuda nie wierzę – śmieje się dziewczyna.
Sezon studniówek
Taniec otwiera także czas organizowania w szkołach studniówek. Postanowiliśmy zapytać wodzirejów, czyli DJ-ów z Radia Eska Wrocław, jak oni wspominają swoje bale studniówkowe.
Kasia Pawlak: – Na moją studniówkę poszłam z kolegą z klasy, Pawłem. Potem okazało się, że on się we mnie podkochiwał i miał nadzieję na coś więcej niż kumpelstwo. Swoją sympatię okazywał jednak dosyć dziwnie. Wsadzał mnie głową do kosza na śmieci i takie tam podobne szkolne wygłupy. Ale wracając do studniówki, postanowiłam, że zakasuję koleżanki z klasy i zamiast sukienki, ubrałam czarny obcisły kombinezon. Uszyłam go u krawcowej, żeby nikt nie miał podobnego ciucha i żeby idealnie pasował. Był piekielnie seksowny i nic dziwnego, że dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością. Sama zabawa byłą super. Bawiliśmy się nie w klubie czy restauracji, ale na sali gimnastycznej. To była wspólna decyzja klasy. Nie chodziło o to, żeby wydać kupę kasy, ale żeby bawili się wszyscy. I tak było.
Tomek Wołodźko: – Na moją studniówkę ubrałem garnitur. Czarny. I miałem krawat. Tak jak każdy inny garnitur, mój był piekielnie niewygodny. Dodam, że to był jedyny mój garnitur w życiu. Do dzisiaj wisi w szafie i nadal jest niewygodny. Sama impreza miała miejsce w szkole oficerskiej. To się odbywało dzięki współpracy mojego liceum nr X z tą szkołą. Umówiliśmy się z klasą, że nie bierzemy osób towarzyszących, tylko mieliśmy się bawić we własnym gronie. I tak było do północy. Po północy studenci szkoły oficerskiej weszli na salę… bo mogli i wykosili nam wszystkie tancerki. Stało się tak bo, po pierwsze, byli starsi, a po drugie, lepiej tańczyli. No i dziewczyny ich wybrały. I wiem, że wiele z tych związków trwa do dzisiaj.
Maciek Stajniak: – Moja studniówka, w technikum ekonomicznym, nie była zbyt udana. Na początku było nudno, a potem… nie pamiętam. Nie przywiązałem także uwagi do ubioru. Poszedłem w dżinsach i w luźnej marynarce. Jednak rok później poszedłem na studniówkę, jako osoba towarzysząca pewnej dziewczyny. Nie znałem jej wcześniej, pierwszy raz zobaczyłem ją, gdy przyjechałem po nią właśnie na tę studniówkę. I to była czysta umowa handlowa. Miałem imprezę, a w zamian miałem wytrzymać w dobrym stanie do północy, kilka razy zatańczyć z tą dziewczyną, no i rozmawiać z nią przy stoliku. I na tejże właśnie studniówce poznałem dziewczynę, która przyszła także jako osoba towarzysząca, i była zobowiązana do dokładnie tego samego, co ja. Wytrzymaliśmy do północy. A potem urwaliśmy się na miasto. No i ta znajomość utrzymała się przez jakiś czas.