wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

15°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 23:30

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Przydatne informacje
  4. Celebryci we Wrocławiu
  5. Międzymiejskie animozje

Wszystkie miasta w Polsce jej nie lubią! Dlaczego? A tego to już nie wiadomo. Na przykład we Wrocławiu, przyznanie się do darzenia stolicy sympatią, budzi w rozmówcy odrazę, a stwierdzenie o posiadaniu tam kilku dobrych przyjaciół może w skrajnych przypadkach doprowadzić do utraty kumpli w rodzinnym mieście.

Wrocławska niechęć do stolicy jest być może równa tej, jaką odczuwają mieszkańcy Krakowa. Jednak napięcia pomiędzy warszawiakami i krakusami mają swoje uzasadnione podłoże, obnażone w szyderczej piosence grupy Pod Budą „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”. Niby że Kraków powinien być mentalnym i administracyjnym centrum, ale gdyby był, to normą stałyby się „butne miny, święte słowa i głupota, która aż naprawdę boli”.

Futbol utwardza serca

Często niesnaski pomiędzy miastami mają swoje źródło w braku „sztamy” między fanami klubów piłkarskich. Jednak, według dziennikarzy sportowych, kibice Śląska i Legii nie żywią aż tak wielkiej nienawiści wobec siebie. Nie ma co prawda żarliwej miłości, ale jest szacunek i respekt. Gdy chodziło o zakazy stadionowe dla kibiców, oficjalnie przeciwnicy z „młyna” (tak we Wrocławiu nazywana jest strefa najbardziej zaangażowanych fanów futbolu) i „żylety” (to samo, tylko na warszawskim stadionie) kupowali sobie nawzajem bilety. Nie w piłce więc leży pies pogrzebany.

Dusza miasta, dusza ludzi

Dziennikarz muzyczny Filip Kalinowski jest rodowitm warszawiakiem, jego żona wrocławianką. Przez kilka lat mieszkał we Wrocławiu, teraz wraz z żoną osiedli w stolicy na dobre. Ostatnio na fejsie Filip zacytował Leopolda Tyrmanda, krytykującego kilkadziesiąt lat temu warszawski „stadny instynkt”:Jeśli panuje moda na szarość, wszyscy są w Warszawie szarzy, jeśli na kolorowość – kolorowi. Przeciętny warszawiak lubi to, co modne, nigdy natomiast nie zastanawia się nad tym, co ładne, nie rozważa swych upodobań, nie posiada własnych skłonności ku temu czy innemu przedmiotowi, takiemu czy innemu krojowi ubrania, tej czy innej barwie. Dlatego właśnie ginie w modnym tłumie. Albowiem ogromnej większości warszawiaków obca jest ta prosta prawda, że elegancja to nie to samo, co kosztowne naśladownictwo bieżącej mody, że elegancja to własne sympatie, uwydatnione w dobrze dobranym do własnej osoby ubraniu.– Tak, to pasuje do tego miasta dziś, po 60 latach od powstania tekstu – śmieje się Filip. – I dotyczy nie tylko mody, ale i muzyki, żarcia i innych sfer życia. Ludzie nie zastanawiają się nad sobą, budują swój świat według schematów, nawet mają ambicje być wyjątkowymi.

Dziennikarz opowiada, że gdy przyjechał pierwszy raz do Wrocławia, urzekły go luz, brak spięcia, otwartość ludzi. I choć uważa, że takie uogólnienia są krzywdzące, ma poczucie, że Warszawa jest specyficzna. Trudno mu przy tym orzec, czy to kwestia warszawskiej tożsamości, historii miasta, innych perspektyw zawodowych czy większych ambicji lub pracowitości warszawiaków. – Napływają tu przecież ludzie z różnych stron – mówi Filip. – Jako rodowity warszawiak nie mam problemu z tym, że ktoś czuje się tu od razu u siebie. Roztrząsanie, kto jest, a kto nie jest naprawdę z Warszawy, nie ma dla mnie sensu.

W stolicy lubią przetwory

Niedawno dyskutowano w stolicy nad „słoikami” – czyli osobami napływowymi, które robią tu kariery i po weekendzie wracają z okolicznych miejscowości z zapasami domowych przetworów. Wiele osób oburzyło się tym, że „słoiki” zostały uhonorowane żartobliwym neonem. Intencją projektantów było zaś odczarowanie negatywnych skojarzeń. – Chodziło o pokazanie, że my, rodowici, jesteśmy otwarci na przyjezdnych, chętnie wymieniamy doświadczenia, tworzymy ten koktajl i energię – mówi współautorka zwycięskiego projektu Magdalena Czepiewska. – Warto pokazać, że przybysze w tych słoikach przywożą swój talent, ambicje i chęć pracy, również współtworzą to miasto – dodaje drugi z autorskiej pary Karol Murlak.

Trudno więc chyba uznać, że cała Warszawa jest wroga temu, co niewarszawskie…

Wrocław cud miód

Warszawiacy odwiedzający Wrocław nie mówią, że trafili na „wiochę, zadupie, prowincję”. Przeciwnie. Nie tak dawno pewien dziennikarz wystawił nam piękną laurkę, pisząc, że spotkał wyłącznie szczęśliwych, uśmiechniętych i życzliwych ludzi, w dzień pracujących, w nocy imprezujących, zadowolonych z pensji, która na wszystko wystarcza („zarobki takie, jak w Warszawie, ceny niższe”!), kochających miejskie władze, wyluzowanych („mniej tu splendoru i lansu, ale żyje się spokojniej. „Byłem tym bardziej zdziwiony, bo przecież warszawiaków nigdzie nie lubią, a tutaj nawet cienia negatywnego podejścia” – napisał.

Jednocześnie poznał „prawdę” o warszawiakach, wygłoszoną przez kelnera – światowca: „Bo wiesz, w Warszawie wszyscy są jacyś spięci. Wiecznie wkurzeni. Ciągle gdzieś się spieszą, ciągle gonią, nawet nie wiem, za czym. Po roku już miałem dosyć tej presji na pieniądze, lans, bycie tu i tam. Zostawiłem pracę w korporacji i wróciłem tutaj, chociaż wcale nie jestem z Wrocławia – opowiadał mi Bartek”.Znalazłam jeszcze coś. Na forum internetowej strony „Zielone Mazowsze” opublikowano list, zachwalający nasze inwestycje drogowe (http://www.zm.org.pl/?a=wroclaw-092). „Dlaczego ten standard jest nie do uzyskania w Warszawie? Wrocław od 1945 r. nie należy do Niemiec, więc nie tu należy szukać odpowiedzi” – czytamy. Serce rośnie!

Zabierzcie sobie te cegły

A więc może to nie obustronne animozje, tylko nasza niechęć? Może zbyt przejmujemy się zdaniem jakiegoś kretyna, pytającego, czy we Wrocku mówimy po polsku czy po niemiecku?Sprawdzam fora internetowe. Dowiaduję się, że najstraszniejsze w Warszawie są: pozamykane osiedla i „biedne te dzieci warszawskie – od najmłodszych lat przyzwyczajane są do tego, że bandyta to normalne zjawisko w społeczeństwie i dlatego wszyscy mieszkańcy muszą mieszkać w klatkach, zamiast wsadzić te parę tysięcy darmozjadów do pierdla”; „beznadzieja knajpiana – w Warszawie knajpy zamyka się o takich porach, o jakich my we Wrocławiu zwykle się umawiamy na rozpoczęcie imprezy”; „ogólna drożyzna – 80 zł za pięć żywców” itd., itp. A na koniec trafiam na „wątek cegły”, zainicjowany przez znanego wrocławskiego forumowego trolla: „Po wojnie zamiast odbudowywać nasze piękne miasto komuchy wywoziły z Wrocka cegły, by odbudować szalet zwany Warszawą”.

Debaty o oddawaniu tych cegieł i tego, co się stanie, gdy „nie oddadzą” („zabiorę i nie będzie Starówki, Krakowskiego, a jak zabiorę wszystko, co wy wcześniej, to ściany w muzeach będziecie mieć puste, jeśli będą ściany”), nie ma oczywiście sensu komentować. I odetchnęłam z ulgą po takim pojednawczym wpisie: „Bardzo mili ludzie mnie tam przyjęli, bez uprzedzeń. Aha. I jeszcze obiecałem – i to nie jest żart ani złośliwość – że przywiozę im cegłę. Jedną, wprawdzie nie wyjmę jej z Barbakanu, ale za to nówkę. To będzie taki mój mały pojednawczy, symboliczny gest:))) Całkiem poważnie to piszę”.

– Smuciło mnie, gdy słyszałem we Wrocławiu, że ktoś jedzie „do warszawki” – mówi Filip Kalinowski. – To pojęcie, moim zdaniem, dotyczy nie miejsca, ale grupy ludzi. Przecież jest też „wrocławek” i charakteryzuje się tym samym – dążeniem do tworzenia elity, wykluczaniem innych. W każdym miejscu można znaleźć swój świat i poczuć się u siebie, nie szydząc z tych, którzy gdzie indziej czują się najlepiej.

Barbara Chabior

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl