wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

21°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 15:55

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Rozważne i pragmatyczne – kobiety w mundurach we Wrocławiu

Czy dziś jeszcze kogoś dziwi widok kobiety w mundurze – zatrudnionej w policji, wojsku, służbie więziennej, w straży miejskiej, pożarnej albo granicznej? Nie. Ale wielu „cywili” zastanawia się, dlaczego przedstawicielki słabszej, a na pewno piękniejszej, płci zostają twardzielkami, którym służbowe obowiązki nieraz przeszkadzają w życiu prywatnym i rodzinnym, a czasem bywają wręcz niebezpieczne. A może swoje profesje traktują jako sposób na to, żeby pokazać mężczyznom, gdzie raki zimują?

Reklama

Pracują we Wrocławiu – w wojsku, policji i straży miejskiej. Wszystkie podkreślają, że decyzje o zatrudnieniu się w służbach mundurowych przemyślały. Bo „tylko takie się liczą" – twierdzi kpt. Agnieszka Maciejewska-Miedziak, od kilku lat wykładowca w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych imienia generała Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu, która ma za sobą również czas służby w jednostce wojskowej, gdzie zajmowała stanowiska dowódcze i sztabowe.

„Wojsko było i jest moją pasją”...

...deklaruje kpt. Agnieszka Maciejewska-Miedziak, którą w życiowych wyborach zawsze wspierają najbliżsi. Podobnie było wtedy, gdy postanowiła wstąpić do Sił Zbrojnych RP. – W Wojsku Polskim jest cała gama stanowisk, na których wykorzystywane są różne umiejętności, wykształcenie, wiedza czy predyspozycje. Dzięki temu istnieje możliwość zmian, ciągłego rozwijania się czy podwyższania swoich kwalifikacji – mówi kpt. Maciejewska-Miedziak i dodaje, że nigdy nie brała pod uwagę zmiany zawodu. Natomiast dalszy rozwój – jak najbardziej, dlatego, oprócz Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, ukończyła również prawo na Uniwersytecie Śląskim.

– Do szkoły oficerskiej zdawałam tuż po maturze. Już od pierwszych dni stawiano nam duże wymagania. To wymagało determinacji i obowiązkowo chęci służenia Ojczyźnie. Łatwo się dostosowałam i nigdy się nie rozczarowałam – podkreśla kpt. Maciejewska-Miedziak. Mówi też o miłych wspomnieniach z czasów studiów, mimo że obowiązków jej nie brakowało i na pewno miała mniej wolnego czasu niż typowy „cywilny" student. – Chyba po prostu większe wymagania bardziej mnie mobilizowały – mówi pani kapitan.

Kpt. Agnieszka Maciejewska-Miedziak – celny wybór zawodowej kariery, fot. Tomasz Walków

A co z kolegami w mundurach? Czy nigdy nie dawali odczuć, że wojsko to nie miejsce dla dziewczyny, a wrodzona delikatność i inna, niż męska, „konstrukcja psychiczna" nie dadzą szansy na sprawdzenie się w roli rasowego żołnierza, a tym bardziej dowódcy? – Kobiety żołnierze przebyły długą drogę, żeby zmienić takie poglądy – mówi kpt. Agnieszka Maciejewska-Miedziak. – Relacje te z roku na rok ewoluowały i ten proces trwa. Kobiety mają pełne prawo do obejmowania stanowisk we wszystkich korpusach: szeregowych zawodowych, podoficerskim i oficerskim. Jest nas też coraz więcej i przestaje to być dziwne czy zaskakujące. W moim przypadku stosunki służbowe i z kolegami zawsze były właściwe i nie ma znaczenia, że muszą oni nieraz stosować się do moich poleceń, bo tak po prostu działają instytucje o określonej hierarchii – podkreśla pani kapitan. – Wszyscy jesteśmy żołnierzami i stawiane nam zadania nie są uzależnione od płci. No może poza egzaminem z wychowania fizycznego, w którym dla kobiet obowiązują inne normy sprawnościowe – uśmiecha się kpt. Maciejewska-Miedziak.

Bycie żołnierzem to zaszczyt i sprawa honorowa, ale uprawianie tego zawodu niesie też niedogodności. – Na pewno jest taką rozłąka z rodziną, podczas wyjazdów na poligon, ćwiczenia, szkolenia itp., co jest specyfiką żołnierskiego fachu – mówi pani kapitan. – Moja rodzina jednak to rozumie i akceptuje. To bardzo mi pomaga spełniać się zawodowo – dodaje i podkreśla, że kobieta, decydując się na zawód żołnierza, a także chcąc założyć rodzinę, powinna wspomniane komplikacje wziąć pod uwagę. Przede wszystkim zaś to, że powodzenie w tej profesji jest uzależnione od stopnia determinacji w dążeniu do celu.

Od cywilnej garsonki do służbowego munduru

– Wcześniej pracowałam w „cywilnym” zawodzie, w administracji państwowej. Przekonałam się  jednak, że monotonne zajęcie i pewien rodzaj stagnacji z nim związanej niestety nie są dla mnie – mówi Aleksandra Janczak, młodszy strażnik Straży Miejskiej Wrocławia w Oddziale Ochrony Środowiska. Dziś ma za to codziennie nowe wyzwania i czasem trudne do przewidzenia zdarzenia, które wysoko windują poziom adrenaliny, ale zapewnia, że nie chce tego zamienić na nic innego. – Moja praca jest interesująca, wymaga kontaktu z mieszkańcami i uczestniczenia w rozwiązywaniu ich problemów. Gdy udaje się pomóc, mam jeszcze większą satysfakcję i utwierdzam się w przekonaniu, że człowiek w mundurze strażnika jest w mieście potrzebny – podkreśla Aleksandra Janczak.

Gdy tym „człowiekiem w mundurze” jest na dodatek kobieta, to okazuje się, że i oblicze działań, nawet z gatunku tych przykrych, jest łagodniejsze. – Rzeczywiście, odnoszę wrażenie, że bycie kobietą w niektórych okolicznościach pomaga, czy to podczas interwencji, czy w czasie wyciągania konsekwencji z już popełnionych w mieście, zabronionych prawem czynów. Wrocławianie szanują kobiety w mundurze – nie używają wulgarnych słów, nie komentują podjętych czynności w jakiś szczególnie obcesowy sposób, generalnie są w grzeczniejsi – uśmiecha się pani Aleksandra. A okazji, wymagających przywołania nieszanujących wspólnego dobra do porządku, jej nie brakuje, ponieważ jest oddelegowana do czuwania nad jakością i ochroną naszego miejskiego środowiska, czyli nad tym, co ją od dawna interesuje.

Strażniczka Aleksandra Janczak – na służbie blisko miejskiego środowiska, fot. Tomasz Walków

– Swoje postanowienie wstąpienia do straży miejskiej i to, czym się chcę w niej zajmować, oczywiście przegadałam z rodziną. Szczególnie mocno wspierał mnie w tym postanowieniu mój mąż, kibicując mi na każdym etapie rekrutacji do straży. Jestem mu za to bardzo wdzięczna, bo bez niego trudno byłoby przetrwać te chwile zwątpienia, gdy zastanawiałam się, czy w ogóle dam sobie radę – opowiada Aleksandra Janczak. – Potem, gdy zdobyłam tę pracę, było już łatwiej, nie tak stresująco, mimo że to zajęcie nie polega na „wąchaniu kwiatków”. To trudne wyzwanie, ale przyzwyczaiłam się do niełatwych wyzwań jako ratownik medyczny, bo taki zawód także wykonuję. W domu cieszą się, że tym się właśnie zajmuję – chwali się miła strażniczka. – Nam wszystkim nie jest bowiem obojętne, w jakich warunkach żyjemy i jaka będzie przyszłość także naszych dzieci – a chcemy, żeby była jak najlepsza i jak najzdrowsza oczywiście.

Miejskich strażników płci męskiej jest we Wrocławiu znacznie więcej niż wykonujących tę samą pracę kobiet. Jednak Oddział Ochrony Środowiska jest pod tym względem specyficzny – bowiem to właśnie panie wiodą prym w tym młodym zespole. – Mamy tylko sześciu panów i przyznam, że nawet trochę tego żałuję. Jestem bowiem zdania, że z mężczyznami czasami lepiej można się dogadać – twierdzi pani Aleksandra, choć bardzo ceni cały swój oddział i uważa go za zgraną grupę. Większość jego członków zaczynała bowiem pracę w tym samym czasie i razem się szkoliła. Hierarchia służbowa jako taka właściwie między nimi nie istnieje, wyłączając osoby na stanowiskach kierowniczych. – Wszyscy mamy ten sam stopień – wyjaśnia Aleksandra Janczak. – Przyjaźnimy się, a relacje z przełożonymi układają się nam lepiej niż poprawnie. Gdy każdy wie, co i jak ma robić, nie ma powodu do konfliktów czy niedomówień – dodaje strażniczka. 

To, że kobiety, za taką samą pracę, jaką wykonują mężczyźni, są w naszym kraju gorzej opłacane, nie należy niestety na razie do rzadkości. Czy takie nierównouprawnienie dotyka również miejskie strażniczki we Wrocławiu? – Płeć nie ma tu nic do rzeczy – prostuje Aleksandra Janczak – u nas liczą się osiągnięte wyniki. Z racji bycia kobietami nie mamy też żadnej taryfy ulgowej. Wykonujemy takie same czynności, jakich podejmują się nasi koledzy. Ale to prawda, że możemy liczyć na pewne „fory” na przykład w Dzień Kobiet – uśmiecha się pani Aleksandra i dodaje, że przy podobnych okazjach panie strażniczki mogą liczyć na co najmniej kwiatki od swoich współpracowników.

Zapytana o rady dla tych pań, które chciałyby podążyć śladem jej zawodowych wyborów, pani Aleksandra na pierwszym miejscu wymienia mocne nerwy i twarde (co wcale nie oznacza, że z kamienia!) serce. – Sytuacje, na które nieraz trafiamy, budzą nawet więcej niż spore emocje, trzeba umieć nad nimi panować, ponieważ w przeciwnym razie niełatwo będzie utrzymać ład i porządek w mieście, co jest przecież naszym głównym zadaniem – twierdzi Aleksandra Janczak. Delikatnie daje też do zrozumienia, że każdy strażnik miejski to też tylko człowiek – rozumie więc dobrze drugiego człowieka, ale i sam liczy na zrozumienie.

Pierwszy mundur w rodzinie!

Sierżant Małgorzata Bury jest policjantką ruchu drogowego pionu patrolowego. Robi więc dokładnie to, co sobie jako dziecko wymarzyła. – Nigdy nie było w naszej rodzinie policjantów czy żołnierzy – opowiada. – Jestem pierwsza, która w służbach mundurowych odnalazła swoją drogę. I co najważniejsze – rodzina poparła mój wybór. Co prawda, rozważałam też przez chwilę podjęcie pracy jako nauczyciel wychowania fizycznego, jednak po ,,założeniu munduru”, nigdy potem nie przyszło mi do głowy, żeby odejść ze służby.

Sierżant Małgorzata Bury – najlepszy przykład, że mundur pasuje kobietom, jak ulał, fot. Tomasz Walków

A to służba nielekka. Zwłaszcza dla kobiety. Filmowe i serialowe bohaterki, których potyczki z przestępcami śledzimy czasami z wypiekami na twarzy, to często tylko malowany obrazek w zestawieniu z rzeczywistością, której muszą stawić czoło policjantki. „Schody” zaczynają się oczywiście na początku kariery w mundurze. – Ale tak jest chyba w każdej pracy, że najpierw czujemy się niepewnie, zastanawiamy się, co nas tak naprawdę czeka – mówi pani sierżant. – Wszystko zaczyna się w szkole policyjnej. To pół roku musztry, dyscypliny, ścisłego wypełniania wszystkich poleceń i nade wszystko skupienia. Zlekceważenie jakichś elementów szkolenia może bowiem kiedyś drogo policjanta kosztować – podkreśla Małgorzata Bury. – Chyba właśnie już na etapie szkoły przekonałam się, że policjantką trzeba się urodzić, a bycie nią jest mocno związane z siłą charakteru, temperamentem, z usposobieniem… No i z ciężką pracą. Taka bowiem bywa potem służba patrolowa – dodaje pani sierżant. – Od tego, ile zaangażowania jesteśmy w stanie w nią włożyć, zależeć będzie, ile satysfakcji uda nam się z tego czerpać.

Dziś Małgorzata Bury może śmiało powiedzieć, że mundur zaczął do niej pasować, nam zaś wypada dodać, że nie tylko w sensie przenośnym. Z niejaką zazdrością patrzymy bowiem na młode, ładne kobiety, którym tak do twarzy w służbowym „rynsztunku”. No i na dodatek ten blue kolor… Skoro nawet pisząca te słowa, kobieta, z przyjemnością zawiesza na „wystylizowanych” policjantkach oko, to co mają powiedzieć mężczyźni...

– Tak, wiem, że bycie policjantem należy do kategorii typowo męskich zawodów – mówi sierż. Małgorzata Bury. – Nie liczę więc na żadne taryfy ulgowe, choć dumnie noszę głowę z tego powodu, że jestem kobietą. A to że nieraz starszą stopniem od kolegi z patrolu nie oznacza, że jakoś to szczególnie wykorzystuję. Wzajemny szacunek i koleżeństwo na służbie to bowiem podstawa – deklaruje pani sierżant.

Ona także nie zauważa, że jako kobieta jest mniej „sprawiedliwie” traktowana. Ani pod względem wynagrodzenia za pracę, ani co do piastowanych w policji funkcji. – Jesteśmy – i my, kobiety, i nasi koledzy – wynagradzani zależnie od tego, jakie wyniki osiągamy w pracy. Wszystkim nam też stawia się równe wymagania. To, że dziewczyny malują usta czy paznokcie, ani nie określa naszych umiejętności, ani nie każe traktować nas według jakiejś taryfy ulgowej. Ja wiem, że muszę przede wszystkim dobrze wykonywać swoje obowiązki. Choć nie powiem, że nie jest mi szczególnie miło, gdy w Dzień Kobiet koledzy pamiętają o kwiatkach czy ciepłych słowach – uśmiecha się pani Małgorzata.

Takich ciepłych słów, a właściwie „słówek” próbują używać także nieraz ci, którzy łamią prawo, licząc, że policjantka „zmięknie” i najwyżej pogrozi palcem. – To prawda – przyznaje sierżant Małgorzata Bury. – Dopuszczający się wykroczeń w ruchu drogowym imają się różnych sposobów, żeby uniknąć sankcji – bywa więc, że starają się wykorzystać swój urok osobisty, próbują prawić komplementy… Ale agresywnych, którzy liczą na to, że „argument siły” zwolni ich z mandatu karnego, również nie brakuje. Cóż, zarówno jedni, jak i drudzy są wobec prawa równi, a my to prawo tylko egzekwujemy – uśmiecha się pani sierżant.

Wrocławska drogówka ma wprost modelowe oblicze! Od lewej: starszy sierżant Magdalena Walkowiak, sierżant sztabowy Grażyna Skowron, sierżant Małgorzata Bury i starszy posterunkowy Ewa Włodarz, fot. Tomasz Walków

Chciała pokazać, że da radę – i dała

Sierżant sztabowy Grażyna Skowron, Wydział Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu – po siedmiu latach na służbie już wie, że to, czego chciała dowieść swojemu mężowi – „staremu” policjantowi, stało się faktem. – Chciałam udowodnić, że nie będę gorsza w tym zawodzie od niego, i tak się stało. Dałam radę – uśmiecha się sympatyczna pani sierżant sztabowy. Żeby osiągnąć cel, wypełniała punkt po punkcie wymaganą „procedurę” dojścia do służby w policji. – Zdałam egzaminy wstępne, przeszłam całą rekrutację, potem przez pół roku dostałam prawdziwą szkołę w… szkole policyjnej. Nie było zmiłuj, nie było taryfy ulgowej – na porannych apelach, w czasie musztry, bez zbędnych pytań czy dyskusji. Ważny był tylko rozkaz i polecenia przełożonych. Czasami trzeba było zacisnąć zęby, nie okazywać słabości, nie buntować się. Dla każdego to niełatwy egzamin, a dla kobiety takiej jak ja, czyli matki pięcioletniej córki, za którą ogromnie tęskniłam, skomplikowany podwójnie – wspomina Grażyna Skowron.

Czas szkolenia pani sierżant wykorzystała jednak optymalnie i pozostało tylko zdobyte umiejętności zacząć wcielać w zawodowe życie. Na początek poszły więc trzyzmianowe dyżury w ruchu drogowym – w patrolach pieszych i zmotoryzowanych. A początków w mundurze się nie zapomina i różnie – tak jak pani Grażyna – je wspomina: – W zasadzie nie było dwóch służb podobnych do siebie, codziennie działo się coś innego, inni ludzie stawali na naszej patrolowej drodze, dochodziło do rozmaitych sytuacji i incydentów. Szczęściem, zawsze mogłam i mogę liczyć na starszych kolegów, którzy mając ogromne doświadczenie, pokazywali mi, jak należy prawidłowo na różne zdarzenia reagować.

Sierżant sztabowy Grażyna Skowron – ze „starymi” policjantami jak równy z równym, fot. Tomasz Walków 

W ogóle pani sierżant nie ma powodu, żeby na swoich kolegów w mundurach narzekać. Wie, że podstawą dobrych relacji w pracy, nie tylko przecież w policji, jest wzajemny szacunek. – I uważam, że to się przenosi nawet dalej – bo gdy ludzie, którym tak naprawdę służymy, widzą, że w policji panują i obyczaje, i atmosfera, którym można tylko przyklasnąć, z większą wyrozumiałością i poważaniem odnoszą się do naszej pracy – uważa sierżant szt. Grażyna Skowron   

W ruchu drogowym pracuje wielu policjantów, tylko część z nich to kobiety. Pani Grażyna nie uważa, że z uwagi na płeć powinny być one jakoś szczególnie traktowane czy trzymane pod kloszem. – Zdecydowałyśmy się świadomie na taki, a nie inny zawód, więc przyjmujemy go z całym „dobrodziejstwem inwentarza”. Każdy powinien być oceniany wedle zasług i wyników oraz tego, jak sumiennie i rzetelnie podchodzi do obowiązków. Co do mnie – jak dotąd nie usłyszałam jeszcze złych opinii na temat swojej pracy – mówi pani sierżant sztabowy.

A o tym, że postanowienia sprzed kilku lat, że będzie dobrą policjantką, „rosną w siłę”, chyba dobrze zaświadcza fakt, że przełożeni zdecydowali o jej awansie. – Cieszę się, że uwierzono we mnie. Naprawdę jestem z tego dumna, choć pracy wyraźnie mi przybyło i nieraz, w krótkich chwilach słabości, chciałabym nawet wrócić na patrol – śmieje się Grażyna Skowron.

Zdecydowanie lepiej zaczęła również wyglądać jej sytuacja rodzinna – więcej czasu, jaki może teraz poświęcić najbliższym, to nieoceniona zdobycz. – Tak, w pracy to jakoś uchodzi, ale w domu przecież mamy nie biorą zwolnienia – żartuje moja rozmówczyni, której podobnie jak jej koleżankom po fachu mundur wcale nie odbiera kobiecości, choć można uwierzyć, że taki sam w kółko strój służbowy nieraz może uwierać… Co robią, żeby zminimalizować te niedogodności? – Ratujemy się makijażem, fryzurą albo manikiurem – mówi wrocławska policjantka. – Oczywiście odpowiednio wyważonymi w zestawieniu z mundurem. Jednak gdy popatrzeć na to z innej strony – czyż nie odpada mi ten codzienny dylemat, co tym razem na siebie włożyć…?

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl