Chantal Akerman o małych wielkich sprawach
Biografia i twórczość belgijskiej reżyserki, córki ocalałych z Holokaustu polskich Żydów, naznaczona była rodzinną traumą (dziadkowie zginęli w Auschwitz, gdzie została też wywieziona matka Chantal Akerman). Była wdrukowana w nakręcone przez nią filmy, jej echo odnajdziemy także w książce „Matka się śmieje”, którą artystka napisała w 2013 roku, kiedy jej matka zaczęła umierać, a Akerman wróciła z Nowego Jorku, aby się nią opiekować. Tę rolę przejęła z pewnymi obawami, były wprawdzie blisko z matką, ale jednocześnie wiele spraw codziennego życia rodzicielki odkrywała niejako na nowo.
Książka to rodzaj dziennika bez dat, zapisu kolejnych, wydawałoby się, nieistotnych wydarzeń (jak posiłek, wyjście do fryzjera, krótka rozmowa), które są przecież nieodłączną i bodaj najważniejszą częścią naszego życia. Akerman, która w swoich filmach (a w tomie znajdziemy zdjęcia z kilku produkcji, m.in. z „Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela”) uświadamiała, jak codzienność i wykonywane często mechanicznie czynności determinują kobiecą egzystencję, w tomie „Matka się śmieje” przybliżyła nie tylko dnie spędzone na obserwowaniu matki, ta wizyta stała się rodzajem katharsis. Akerman przepracowała w nim relacje rodzinne, własną inność, wielką miłość do matki, którą filmowała jeszcze potem w obrazie „No Home Movie”.
Ten przejmujący raptularz zainteresuje nie tylko fanów filmów belgijskiej reżyserki (dla nich wymarzona będzie lektura kolejnych filmów podczas retrospektywy na 21. Festiwalu Nowe Horyzonty), ale wszystkich, którzy doskonale wiedzą, że największą miłość wyrażamy niekoniecznie specjalnymi słowami, bardziej małymi gestami.
Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela
Wydarzenie kinowe Kino Nowe Horyzonty
Jak na nowo przyglądać się filmom
Na francuskich teoretykach filmu zawsze można polegać, zwłaszcza na tych związanych z kultowym (i wciąż ukazującym się) pismem „Cahiers du Cinéma”, dla pracy w którym Jacques Aumont porzucił w latach 60. karierę inżynierską. Jego znakomitą książkę „Interpretacja filmów” opublikował właśnie Państwowy Instytut Wydawniczy w przekładzie Teresy Rutkowskiej (szkoda, że nie wspomnianej na karcie tytułowej). To lektura obowiązkowa dla filmoznawców, ale i tych, którzy oglądając filmy chcą na nie spontanicznie reagować, nadawać im sens, czasem mylny. Aumont zwraca uwagę, by nie mylić dokonywanej często „na gorąco” interpretacji z analizą, bardziej przemyślaną (o niej także napisał niegdyś książkę), wyjaśnia wiele filmowych scen (zaczyna od pięknej z „Jesiennej sonaty” Ingmara Bergmana), zachęca, by nie sugerować się chronologią rozdziałów, ale eksplorować książkę wedle własnego uznania.
Od razu należy zaznaczyć, że tom francuskiego teoretyka do najłatwiejszych nie należy, ale uważna lektura sprawi kinomanom niemałą przyjemność, zwłaszcza że każdy z nich filmy jednak interpretuje. Czy dostrzega wszystko na ekranie? Choćby obrazy, jakie Hitchcock umieszcza w gabinecie Normana Batesa w „Psychozie”? Dla tych, którzy nie mieli szansy się dobrze przyjrzeć wyjaśnienie na str. 197-198. A to tylko jeden z wielu smaczków, choć „Interpretacja filmów” to przede wszystkim oparta na solidnych fundamentach praca naukowa, z tezą, argumentami, pieczołowicie przygotowaną metodologią.
Ciekawostką jest fakt, że w książce Aumonta znajdziemy także akapit poświęcony Chantal Akerman i stosowanym w jej filmach (m.in. we wspomnianej już „Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela”) długim ujęciom wnętrz, za sprawą których widz ma szansę (i czas), aby przywołać też własne doświadczenie.