wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

9°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 05:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Do archeologa jak do sklepu… [WIDEO+ZDJĘCIA]

Do archeologa jak do sklepu… [WIDEO+ZDJĘCIA]

Data publikacji: Autor:

Jak powinna wyglądać ekshumacja, dlaczego pod wrocławskim Rynkiem nie powstanie trasa turystyczna na wzór krakowskiej, czy każdy odkryty pod ziemią szkielet to „obiekt archeologiczny” i po czym poznać, że potłuczona ceramika wykopana w ogrodzie to rzeczywiście zabytek – dowiedzieliśmy się za jednym zamachem w jednym „sklepie” na Nadodrzu.

Reklama

Przy wrocławskiej ulicy Władysława Łokietka są m.in. bar, punkt skupu i sprzedaży telefonów komórkowych, zakład fryzjerski i szewski, biblioteka czy pasmanteria. Tę „normalkę” miejskich witryn dość zaskakująco zaburza jedna – z napisem „Archeolog”. Były akurat godziny otwarcia tego „sklepu”, więc weszliśmy, żeby zapytać:

Czym pan handluje?

„Zza lady” przyjął nas Łukasz Król, właściciel ARCHEOTECH-u, który dzieli przy Łokietka biuro – pracownię archeologiczną-architektoniczną – z firmą Arachne Łukasz Żmuda. Pod tym samym adresem siedzibę ma też Fundacja Dziedzictwa Archeologicznego Dolnego Śląska, którą obaj, znający się od czasu studiów na wrocławskim Uniwersytecie, archeolodzy również firmują. Okazuje się, że jako indywidualni klienci, można by rzec – detaliści, możemy sobie u archeologów kilka rzeczy „kupić”. Na przykład… ekshumację zwłok z rodzinnego grobu, z gwarancją, że odbędzie się ona dyskretnie, z pełnym poszanowaniem dla miejsca i złożonych w nim szczątków, a zleceniodawca otrzyma pełną dokumentację z jej przebiegu. Zastanawiamy się tylko, czy taka usługa nie jest specjalnie wyceniana, zważywszy na tytuły naukowe jej wykonawców? Ale okazuje się, że „u archeologa” bywa taniej niż…  w zakładzie pogrzebowym. Kto potrzebuje, może tę ofertę sprawdzić...

Od Łukasz Króla dowiadujemy się również, jak archeolog zdejmie nam z głowy wszystkie formalności i czynności, gdy zechcemy postawić swój wymarzony jednorodzinny dom na terenie sąsiadującym ze stanowiskami archeologicznymi. Dodatkowo może też prowadzić archeologiczny nadzór w trakcie budowy domu, żeby czym prędzej zabezpieczyć ewentualne znaleziska.

„Najfajniej pracuje się mi przy… cmentarzyskach”

Na Dolnym Śląsku jest sporo archeologów i mimo że czasami obierają sobie specjalizacje, które ich najbardziej zawodowo interesują, jak na przykład archeolodzy śródziemnomorscy, to badać mogą wszystko. Pod warunkiem że ukończyli 5-letnie studia, uzyskali tytuł magistra i odbyli 12-miesięczną praktykę w terenie.

ARCHEOTECH zajmuje się na przykład głównie dużymi inwestycjami, na które większość zleceń pochodzi od Generalnej Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. I właśnie podczas takich prac firma Łukasza Króla znalazła najwięcej fascynujących archeologicznych obiektów. – Mieliśmy duże wykopaliska na trasie autostrady A-1, odcinek piąty Kutno – opowiada właściciel ARCHEOTECH-u. – Niewiele się spodziewaliśmy, a trafiliśmy na superstanowiska z okresu rzymskiego, w tym na cmentarzysko z 300 grobami. I to wszystko na niewielkim obszarze, bo tylko 0,6 ara.

Okazuje się, że największą frajdę ze swojej pracy Łukasz Król ma, odkrywając właśnie cmentarzyska. Tak jak to w 2008 r., w Trzebnicy, podczas nadzoru, a potem prac archeologicznych przy budowie hipermarketu. – W ciągu trzech miesięcy wyeksploatowaliśmy aż 1196 szkieletów, my to nazywamy – „osobników”, czyli regularny cmentarz, o którym nikt przedtem nie wiedział – chwali się i pokazuje niesamowite zdjęcia.

„Dziupla” pełna nieboszczyków

Archeologicznemu fachowi często towarzyszą nie tylko niewygody, zła pogoda czy awarie ciężkiego sprzętu, którym często trzeba się posługiwać przy dużych robotach ziemnych. Okazuje się, że archeologowi na karku czasami siada… policja. Łukasz Król musiał na przykład się jej tłumaczyć, że nie jest żadnym Kubą Rozpruwaczem, a odkrywcą i badaczem historii, gdy został „nakryty” z ponad tysiącem ludzkich szkieletów upakowanych w kartonikach…

– Okazało się, że magazyn, który wynajmowałem, znajdował się dokładnie naprzeciwko „diupli” z częściami samochodowymi, którą namierzyła policja – wspomina szef ARCHEOTECH-u. – Kazano mi więc przyjechać i otworzyć też ten mój magazyn. A w środku… no właśnie moi „osobnicy” popakowani równo w pudełkach. Postawiono na nogi prokuratora, który dopiero u konserwatora zabytków znalazł potwierdzenie, czym jest moje znalezisko – śmieje się dziś Łukasz Król.

Każdy może trafić na skarb

Gdzie we Wrocławiu jest największa szansa na archeologiczne odkrycie? – pytamy archeologa. – Przy okazji prac w starych kamienicach, podczas pogłębiania piwnic, można znaleźć jeszcze prawdziwe cuda – odpowiada. – Mnie udało się trafić na pozostałości XIII-wiecznej chałupy, która znajdowała się 3 m poniżej poziomu Rynku, pod budynkiem na pl. Solnym.

A co się dzieje ze wszystkimi drobnymi znaleziskami, jak sprzęty, narzędzia czy na przykład biżuteria? – Jak wszystko inne, co wydobywamy z ziemi, trafia do muzeum. W ogóle, według prawa, wszystko, co znajduje się w ziemi, należy do państwa, więc kazde znalezisko historyczne trzeba zgłosić do konserwatora albo do muzeum – wyjaśnia Łukasz Król. A czy można liczyć na jakąś gratyfikację, gdy skarb znajdziemy we własnym ogródku? – pytamy, mając na myśli odkopane niedawno ceramiczne „szczątki”, które tak naprawdę okazały się doniczką z czasów późnego Gierka. – Zdarza się oczywiście, ale to są wyjątkowe sytuacje – słyszymy w odpowiedzi. – Nie za każdą znalezioną skorupę, z którą człowiek pobiegnie do muzeum, ktoś mu zapłaci. 

Małgorzata Wieliczko

wideo: Oktawian Sebastian

fot. ARCHEOTECH Łukasz Król

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama