Po wejściu na salę każdy widz zastaje na swoim siedzeniu parę słuchawek, o których założenie jest poproszony zaraz po rozpoczęciu się widowiska. To może zaskakiwać, ale na pewno nie dziwi. Każdy, kto przyszedł na ten spektakl, wie bowiem, że odtwórca tytułowej roli Wieloryba – Krzysztof Globisz przed kilkoma laty doznał ciężkiego wylewu, a obecnie jest w trakcie rehabilitacji, w stanie ciągłego paraliżu i afazji.
Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal?
Na scenie – akwarium z wodą, sprzęt audiowizualny, ściana z kartek, instrumenty, delikatne błękitne światło. W oczy rzucają się duże „pluszaki” – to morskie głębiny, rafa koralowa, ale takie, które można zobaczyć w dziecięcym pokoju albo... w gabinecie psychoterapeuty. A my – widzowie – dostaliśmy zaproszenie na jego kozetkę...
Wszystko w przyjemnym, wręcz przytulnym klimacie, który za chwilę ma zostać skonfrontowany z chorobą, ułomnością, które ogromnym wysiłkiem przyjdzie zwalczać w nadziei na powrót do tego, co było kiedyś. Lub może raczej na zbudowanie życia od nowa.
Nurkowanie w siebie
Pisząca te słowa, ze słuchawkami na uszach, każdą kolejną minutę przedstawienia odczuwała natomiast jako sposób na odcięcie się od tu i teraz. Dźwięki i głosy, padające na początku spektaklu, chwila po chwili stawały się coraz bardzie klarowne i donośne. Stojący na środku, dyrygent tych odgłosów Wieloryb-Globisz sprawia, że czujemy się jak zanurzeni w prawdziwych oceanicznych głębinach.
Ocean, jak się później okazuje, to alegoria naszego własnego ciała. Coś, co każdy odkrywa i przeżywa na swój sposób, i może tym świadomie kierować. Oczywiście, o ile tylko odnajdzie w sobie dostatecznie dużo siły i przyjaciół, dobrych ludzi, którzy potowarzyszą mu w tej trudnej, „podwodnej” podróży.
W spektaklu słuchamy narracji. Prowadzą ją dwie byłe studentki Globisza, które teraz są na scenie jego przewodniczkami, a nawet opiekunkami. Zuzanna Skolias i Marta Ledwoń, bo to o nich mowa, grają działaczki Green Peace’u, które znajdują na bezludnej plaży wyrzuconego na brzeg wieloryba płetwala.
Dźwiękami i świetnie wykonanymi piosenkami, przy akompaniamencie grającego na perkusji Antonisa Skoliasa, a także polewaniem wodą próbują przywrócić wielorybowi pełnię sił. Czy taka muzyka wystarcza? Czy inne, mocniejsze dźwięki jakichś instrumentów, zaplątane w to widowisko, nie przydałyby mu większego „rezonu”? Przez chwilę nawet tak uważałam...
W słowach jest tyle krzepiącej muzyki
Dość szybko jednak doszło do mnie, że „Wieloryb The Globe” we wrocławski PPA znakomicie się wpisuje – niepowtarzalną muzyką, jaką stworzyło każde z wypowiedzianych, momentami z wielkim trudem, słów bohatera tego wieczoru, w połączeniu z dźwiękami i melodiami na żywo miksowanymi przez „aktywistki Gren Peace'u”.
Spotkanie oko w oko z tym, który nie chce być małą rybką, a wielkim oceanicznym ssakiem – Wielorybem, który na lądzie jest co prawda bezradny, ale za to pod wodą króluje w głębinach, to jest bardzo emocjonujące przeżycie.
I na długo pozostanie to pytanie, które nieraz słyszeliśmy podczas tego wieczoru: „Rozumiesz?”.
-----------------------------------------------------
40. PPA: „Wieloryb The Globe”, tekst: Mateusz Pakuła, reżyseria: Eva Rysová, scenografia i kostiumy: Marcin Chlanda, muzyka: Zuzanna Skolias, Antonis Skolias, choreografia: Cezary Tomaszewski, reżyseria światła: Mateusz Wajda, multimedia: Jennifer Dzieło, Przemysław Celiński, Przemysław Fik. Występują: Krzysztof Globisz, Zuzanna Skolias, Antonis Skolias, Marta Ledwoń