wroclaw.pl strona główna Sport i rekreacja we Wrocławiu – najświeższe wiadomości Sport i rekreacja - strona główna

Infolinia 71 777 7777

7°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 11:05

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Sport i rekreacja
  3. Sportowe metamorfozy – Adam Ryszczyk [WYWIAD]

– To nie było tak, że obudziłem się pewnego razu i stwierdziłem, że będę biegał. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek ukończę ekstremalny RMG na Saharze – mówi wrocławianin Adam Ryszczyk, który stawiając na sport zmienił swoje życie nie do poznania.

Reklama

Patryk Załęczny: Adam, jesteś osobą, która przeszła w swoim życiu niemałą metamorfozę. Zmieniłeś swój styl funkcjonowania praktycznie o 180 stopni i chyba tego nie żałujesz?

Adam Ryszczyk: – Sam dobrze wiesz, że swego czasu bardzo ciężko było mnie zmotywować do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. W duchu twierdziłem, że wcale tego nie potrzebuję, że jest mi dobrze jak jest i nie chce się aż nadto przemęczać. Nie rozumiałem osób, które wylewały siódme poty na treningach i jeszcze chwaliły się tym w mediach społecznościowych. Aż nagle wydarzyła się pewna historia, która sprawiła, że obecnie wstaję około 5 rano, idę na trening, zmieniam swoje życie, swój wygląd i samopoczucie i z każdym kolejnym dniem jestem silniejszy, pewniejszy siebie i coraz bardziej zadowolony z życia.

Zdradzisz o jaki moment chodzi?

– Ciężko to wytłumaczyć jednym zdaniem, aczkolwiek około dwóch lat temu znajoma wspomniała, że startuje w Runmageddonie Wrocław i nieśmiało zapytała, czy nie chciałbym jej towarzyszyć? Na początku pomyślałem, że chyba zwariowała, ale po dwóch dniach – zapisałem się. Dlaczego? Nie pytaj, sam nie byłem w stanie odpowiedzieć sobie na takie zagadnienie. Ważyłem wówczas jakieś 130 kg, gdyż tak jak wspomniałem wcześniej, aktywność fizyczna nie była moją mocną stroną i wcale mi jej nie brakowało. Ale słowo się rzekło i wziąłem udział we wrocławskim Runmageddonie i… o dziwo przeżyłem. Co więcej, natchnęło mnie to do kolejnych zmian.

Czasami ludzie szybko podejmują decyzje, ale równie szybko tracą zapał. W Twoim przypadku było inaczej.

– Dokładnie. Tuż po samym biegu zapisałem się na kolejną edycję, czyli w 2017 roku. I nie było nawet momentu, w którym zwątpiłbym w sens startu. Zacząłem stawiać sobie kolejne cele, widząc, że to co robię, przynosi odpowiedni skutek. Dla przykładu, w trakcie kolejnej edycji RMG Wrocław wraz z Olą, Jackiem i Tomkiem poprawiliśmy zeszłoroczny wynik o godzinę. To mi coś pokazało i zmotywowało na tyle, że postanowiłem rozpocząć specjalistyczne treningi, aby z zawodów na zawody móc stawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej.

Ciężko było się przełamać i udać się na pierwszy trening?

– Samo bieganie było zbyt nudne, dlatego postanowiłem spróbować biegów z przeszkodami. To jakoś zdecydowanie łatwiej mi przychodziło. Zacząłem zapisywać się na kolejne zawody i z tygodnia na tydzień chciałem pokonywać swoje granice. Waga spadała, ubrania stawały się za duże, a ja coraz lepiej się czułem.

Sukcesy dodawały motywacji?

– Tak, szczególnie medale, których w młodości nie udawało mi się nigdy zdobywać, a teraz stawały się niesamowitym argumentem ku temu, aby kontynuować to, co zacząłem. Organizatorzy doceniają zawodników i praktycznie każdy bieg zakończony jest wręczeniem medalu, choć należy podkreślić, że jest to zasłużony laur, a nie wręczony z przypadku. To naprawdę ciężkie i wymagające zawody. Nie każdy dobiega do mety.

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu bieganie nie było Twoją najmocniejszą stroną.

– To nie było tak, że obudziłem się pewnego razu i stwierdziłem, że będę biegał i na to postawię teraz w swoim życiu. Bieganie samo w sobie nie jest dla mnie wyzwaniem. Najwięcej wymagały ode mnie przeszkody, zwiększenie dystansu i skracanie czasu, a co najważniejsze – pokonywanie własnych słabości.

Obserwuję Twoje poczynania i widzę, że praktycznie każdy weekend spędzasz bardzo aktywnie.

– Tak, to prawda. To mnie nakręca. W tym roku mam już za sobą 5 startów, w tym RMG Sahara, a przede mną jeszcze około 20 zawodów. Powoli zaczyna brakować weekendów, a cały czas wyszukuje kolejnych biegów. W okresie zimowym, kiedy nie było zawodów z przeszkodami, startowałem w biegach ulicznych. Tak, aby podtrzymywać formę i cały czas uczyć się swojego organizmu.

Wspomniałeś o Runmageddonie na Saharze. Ciężko było się tam dostać i odpowiednio przygotować do startu?

– Kiedy tylko znalazłem informację o tym wydarzeniu, od razu pojawił się błysk w oku i myśl, że jest to szalony pomysł, ale jednocześnie ogromne wyzwanie, którego chciałbym się podjąć. Ponadto chciałem sprawdzić, w którym miejscu jestem i czy dam radę pokonać kolejne bariery. Początkowo stanowczo za lekko podchodziłem do przygotowań. Po pewnym czasie, kiedy oznajmiłem znajomym, że chcę wziąć udział w biegu na Saharze, uświadomili mi, z czym to tak naprawdę się je i jaki wysiłek mnie czeka w trakcie zawodów na piaskach pustyni. Od razu mogę zaznaczyć, że mieli rację. Wówczas wraz ze swoim trenerem ustaliliśmy plan przygotowań. Siłownia, bieganie, rower, basen i tak łącznie 4-5 razy w tygodniu po co najmniej godzinie. Do tego odpowiednia dieta i cykliczne zwiększanie pokonywanych dystansów. Znaczna część osób krytykowała mnie i dziwiła się, że zdecydowałem się na taki krok. To jeszcze bardziej mnie motywowało, bowiem zrobiłem to wyłącznie dla siebie, aby sprawdzić się w tak ekstremalnych warunkach.

Jak wyglądał Twój dzień na Saharze? Chyba nie znam innej osoby, która chciałaby jeszcze w tak ekstremalnych warunkach podejmować się jakiejkolwiek aktywności fizycznej.

– Po przylocie otrzymaliśmy informację, że o 5 rano musimy wstać, a godzinę później wyjeżdżamy na miejsce startu. Do pierwszego punktu jechaliśmy autobusem około 6 h, a emocje rosły z minuty na minutę. Pierwszy dzień i do pokonania mieliśmy 34 km, co zajęło nam około 5 godzin. Po biegu, kolejna wizyta w hotelu, czas na krótką regenerację i ponowna 6-godzinna podróż autobusem na miejsce drugiego etapu, który obejmował odcinek 20 km. Po powrocie do hotelu otrzymaliśmy informację, że jutro istnieje zagrożenie burzą piaskową, więc aby dokończyć wyścig musimy wystartować o 4 nad ranem. Oczywiście nie było sprzeciwu, choć w związku z tym mieliśmy tylko 4 h na regenerację, a do pokonania aż 40 km. Ekstremalne warunki pojawiły się w trakcie ostatnich 6 km, które przyszło nam pokonywać we wspomnianej burzy piaskowej, co znacznie utrudniło wysiłek. Ciężko się chodzi w takiej zamieci, a co dopiero biega, ale daliśmy radę! Ostatniego dnia natomiast uczestniczyliśmy w 5-kilometrowym biegu przyjaźni po plaży w Agadir, gdzie odbyła się wspólna dekoracja zwycięzców i uczestników.

Ciężko było poradzić sobie z tak ekstremalnym wycieńczeniem organizmu?

– Na swojej drodze napotkaliśmy wiele przeszkód. Pęcherze na stopach, zakwasy czy brak snu, jednak adrenalina i żądza dokończenia wysiłku wzięła górę. Dodatkowo otuchy dodawało wsparcie innych uczestników, z którymi się bardzo zżyłem. W pewnym momencie bieg stał się tylko dodatkiem do atmosfery, jaką wspólnie udało nam się stworzyć.

Utrzymujecie nadal kontakt?

– Podczas wyjazdu na RMG Sahara poznałem niesamowitych ludzi, z którymi utrzymuje cały czas kontakt. Każdy z nich jest inny, praktycznie nikt się nie znał, ale z obcych sobie ludzi staliśmy się rodziną. Te 3 dni na pustyni naprawdę nas połączyły i dały poczucie, że nikt nikogo nie zostawi w tych trudnych warunkach.

Co mógłbyś poradzić osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze sportem, bądź twierdzą, że sport nie jest dla nich?

– Radziłbym tylko jedno. Aby najpierw zaczęli coś robić, zamiast wyłącznie o tym mówić. Od mówienia nic się nie zadzieje. Nie mogą się przejmować tym, co powiedzą inni. Każda forma aktywności fizycznej jest dobra, poprawia samopoczucie, jak i samoocenę, a o tym chyba nikt nie wspomina. Pewność siebie to podstawa!

Przed Tobą jeszcze wiele startów. Jakie wyznaczyłeś sobie cele na najbliższą przyszłość?

– Ciężko znaleźć porównywalne wyzwanie do tego, którego podjąłem się w trakcie RMG na Saharze. Udział w kolejnej edycji jest praktycznie pewny, ale ciągle szukam czegoś podobnego. Zapewne jeszcze wiele przede mną. Na początku wspomniałem, że wszystko zaczęło się, kiedy ważyłem 130 kg. Był to czerwiec 2017. Liczę, że niebawem wniosę na wagę jedyne 99 kg, a to nie jest jeszcze moje ostatnie słowo! Udowodnię sobie, że dam radę, a innym chciałbym pokazać, że można osiągnąć wiele - wystarczy tylko wziąć się do roboty.

Zobacz także: trwają zapisy do Runmageddon Wrocław 2018!

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl