Osiem tysięcy kibiców, w wypełnionej po brzegi wrocławskiej Hali Stulecia fetowało fantastyczne zwycięstwo Czeczeńca z polskim obywatelstwem Mameda Chalidowa nad Japończykiem Ryutą Sakuraiem. Inne walki 25. już Konfrontacji Sztuk Walki także dostarczyły kibicom sporo wrażeń.
– Japończycy walczą, dopóki się im ręki nie złamie albo się ich nie udusi. Normalny człowiek już dawno by odpłynął, a oni walczą na śmierć i życie. Ma nadzieję, że dziś nie doprowadzę do tragedii – mówił przed sobotnią walką Chalidow.
Mamed miał z Sakuraiem zadawnione porachunki. Trzy lata temu podczas KSW nr 13 ich walka zakończyła się remisem, lecz wielu obserwatorów uważało, że Chalidow tę walkę przegrał. Od tamtej pory Mamed wszystkie walki kończył przed czasem, lecz bardzo chciał wyrównać rachunki i możliwość walki z Japończykiem przyjął z radością.
Sobotnia walka rozpoczęła się od szybkich, lecz przygotowanych ataków Mameda. Kilka razy uderzył "Samuraja" prawym sierpowym oraz niezwykle mocnymi kopnięciami kolanami. – Trenerzy ułożyli taki plan, że jeżeli mam walczyć w stójce, to mam mocno w niego wchodzić, rozbijać go. Nastawialiśmy się na trzy rundy. Miałem go trafiać i wygrać na punkty. Ale gdyby nadarzyła się okazja, to miałem ją wykorzystać. Moje uderzenia były mocne, ale całe szczęście, że nie walczyliśmy dalej w stójce, bo on oddawał. A też ma mocne ciosy i mógł mnie trafić. Twardą ma głowę, ale trójkąt go zaskoczył – opisywał początek pojedynku Chalidow.
Ale Mamed bił na tyle mocno, że Japończyk postanowił przejść do walki w parterze. Chalidow to jednak specjalista od technik walki leżąc. Założył Sakuraiowi trójkąt i niemalże go udusił. Walka została przerwana jeszcze przed upływem dwóch minut, a Mamed mógł cieszyć się z udanego rewanżu. – Nie chodziło mi o złamanie jego ducha walki, ale o rywalizację sportową. Przy zamkniętym trójkącie ja też bym odklepał poddanie się. To przecież jest sport i nie ma co ryzykować zdrowiem. Ryuta to rozsądny człowiek, który pewnie ma też rodzinę i ryzyko mu niepotrzebne. Dobrze, że odklepał, bo nie chciałbym sytuacji, żeby zemdlał – mówił po walce Chalidow.
Mamed to sztandarowy zawodnik federacji KSW i jeden z lepszych na świecie w swojej wadze.
Wielu uważa, że powinien walczyć w najważniejszej federacji UFC, ale Chalidowowi się to po prostu nie opłaca. Za pierwsze występy zarobiłby tam nie więcej niż 20 tysięcy dolarów. Walcząc w KSW jego pensja jest kilka, a czasami nawet kilkanaście razy większa. Ale krąg godnych pojedynku z nim rywali się zawęża. – Będę walczył z każdym, kogo wskaże mi federacja KSW.
Na twarzy Mameda po pojedynku nie było widać żadnych śladów walki. – Dbam o to, żeby nawet na treningach nie dostawać. Gdy ubieram rękawice bokserskie, to nawet na gardę ciosów nie przyjmuję, bo każdy cios w głowę przez gardę, to naruszenie jakichś komórek w mózgu, a one się nie odbudowują. Potrzebuje zdrowia dla siebie i dla swojej rodziny – wyjaśnia Chalidow.
ANDRZEJ LEWANDOWSKI
Walka wieczoru:
84 kg: Mamed Khalidov pokonał Ryutę Sakuraia przez poddanie (trójkąt nogami) – 1 runda
Główna karta:
Pojedynek o mistrzostwo KSW w wadze półśredniej
78 kg: Aslambek Saidov pokonał Daniela Acacia przez jednogłośną decyzję sędziów (30-28, 30-28, 30-27)
77 kg: Rafał Moks pokonał Luiza Ricardo Simona przez poddanie (gilotyna) 1 runda 1 (1:26)
84 kg: Abu Azaitar pokonał Krzysztofa Kułaka przez TKO (uderzenia w parterze), 1 runda (2:20)
93 kg: Virgil Zwicker pokonał Mike’a Hayesa przez KO (prawy sierpowy i uderzenia w parterze), 1 runda (1:10)
120 kg: Oli Thompson pokonał Kamila Walusia przez TKO (uderzenia w parterze), 2 runda 2 (2:25)
84 kg: Piotr Strus pokonał deczyją sędziów Matta Horwicha (29-27, 28-28, 29-28).
Undercard:
77 kg: Rafał Błachuta pokonał Roberta Radomskiego przez poddanie (kimura z trójkąta nogami), 2 runda (1:26)
70 kg: Jakub Kowalewicz pokonał. Mateusza Dubiłowicza przez TKO (uderzenia z dosiadu), 3 runda (2:50)