wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

10°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 10:05

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Holland & Hollande and Poland

Trzy dni temu, w Teatrze Wielkim, podczas wręczania „Paszportów Polityki”, Agnieszka Holland, laureatka prestiżowej nagrody Kreator Kultury – wyraziła zaniepokojenie. Żałowała, że wśród licznych w świecie (także w mongolskim Ułan Bator, bułgarskiej Sofii) protestów przeciwko zamachowi na redakcję Charlie Hebdo – zabrakło Polski. 

Reklama

Wróciła właśnie z Paryża, gdzie z francuskim prezydentem Françoisem Hollandem i milionem innych ludzi (była też polska premiera Ewa Kopacz) wyrażała niezgodę na polityczne i religijne morderstwa.

Agnieszka Holland nagrodę Kreatora Kultury „Polityki” dostała za: „otwartość, odwagę tworzenia ambitnej sztuki i bezkompromisowość wyrażania w życiu publicznym niepopularnych idei. Za to, że swoją twórczością nie pozwala nam zapomnieć o historii i paradoksach Europy Wschodniej”. Więc nie mogła zdziwić tymi gorzkimi słowami.

Charlie Hebdo

Ta reżyserka, tłumaczka Milana Kundery, scenarzystka – była przed laty w łódzkiej szkole filmowej moją profesorką. Więc z jej poglądami na życie stykałem się niejeden raz. I wiele razy się z nimi utożsamiałem. Chociaż ten wytknięty przez artystkę brak w Polsce masowego pochodu popierającego wolność wypowiedzi, różnorodność kultur, solidarność z redakcją satyrycznego pisma „Charlie Hebdo” upatruję w tym, że mało u  nas odmiennych religijnie nacji, niewielu mieszka emigrantów i jesteśmy lekuchno egocentryczni (czyli światowo pępkowi). Rodacy Marianny i ich liczni przyjaciele szli w paryskim pochodzie pod słynnym hasłem Wielkiej Rewolucji Francuskiej: Wolność, Równość, Braterstwo. My, Polacy, maszerujemy zazwyczaj pod omszałymi słowami: Bóg, Honor, Ojczyzna. To jest właśnie ten pępek świata. A gdy szczerze rozbierzemy te wyrazy na czynniki pierwsze, bacząc na to, co dzieje się za oknem – wnioski wyjdą nieciekawe.

Pisarz Michel Houellebecq

W naszym ukochanym kraju taki tygodnik, jak Charlie Hebdo, nie mógłby się ukazywać w ogóle. Daję Wam na to uroczyste słowo honoru – jako profesjonalista z branży gazetowej i estradowej satyry. Byłem lat kilka zastępcą redaktora naczelnego najważniejszego polskiego pisma satyrycznego „Szpilki”, redagowałem inne satyryczne pisma – więc dobrze wiem, co mówię, co piszę. Nasza tubylcza bigoteria, prawdziwi Polacy, strażnicy szemranej moralności – rozszarpaliby takie pismo na strzępy po pierwszych numerach, wdeptaliby je w ziemię. Może przy muzułmanach, przy Mahomecie, nie robiliby takiego rabanu – bo się na tym najzwyczajniej nie znają. U nas nazwanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego niewinnym kartoflem było przed laty wielką europejską awanturą. Ale czy dopuszczacie do publicznej przestrzeni kolorową okładkę pisma, na której prezydent Komorowski rozmawiałby z wystającym z jego rozporka własnym przyrodzeniem. Albo okładkę na której Jan Paweł II migdaliłby się z żołnierzem szwajcarskiej gwardii. Albo gdyby ze wszystkich otworów aktora Olbrychskiego wypływałyby podejrzane płyny. Nigdy, przenigdy, never, stop, przepadnij czarcie piekielny!

Georges Wolinski

A takie niezwyczajne okładki seriami całymi ozdabiają satyryczne pismo Charlie Hebdo. Tam to właśnie prezydent Francji, papież, aktor Gerard Depardieu i wielu innych celebrytów, ludzi ze świeczników, często znajdują się w trudnym położeniu. Dziennikarze tygodnika śmieją się także ze słabości katolicyzmu, judaizmu.

Pismo to istnieje 45 lat i w wielojęzycznej, wielokulturowej, 66-milionowej Francji ukazuje się w każdą środę w nakładzie 40-60 tysięcy egzemplarzy. Ostatni środowy numer, opublikowany po tragicznych zdarzeniach zabicia 10 dziennikarzy – ukazał się w niebotycznym nakładzie 5 milionów egzemplarz (kto to mówił, że na śmierci nie robi się biznesów). I znów z Mahometem na okładce. To świadczy o dużej odwadze wydawcy, którego pismo nie pierwszy raz było celem terrorystycznych zamachów, podpaleń redakcji. Oraz świadczy o tym, że nie można dać się zastraszyć.

Gérard Depardieu

Chociaż jest jeden człowiek nastraszony wyraźnie. To zadymowy pisarz Michel Houellebecq, którego powieść „Cząstki elementarne” sporo namieszała na polskim rynku wydawniczym (seks, pornografia i niezwyczajne zachowania bohaterów).

Charlie Hebdo mocno promował (także na okładce w ostatnim numerze przed atakiem) nową powieść oskarżanego o rasizm i podżeganie do nienawiści Houellebecqa, powieść zatytułowaną „Soumission” (Poddanie). To pełna wizji nieodległa historia (2020 rok) zawładnięcia Francji przez muzułmanów, to historia przemianowania Sorbony w uniwersytet islamski, to francuski prezydent wywodzący się z Bractwa Muzułmańskiego, szalejąca na ulicach poligamia. Michelowi Houellebecqowi, który uznawał islam za najgłupszą religię na świecie, przydzielono policyjną ochronę – ale przedwczoraj zaprzestał reklamy swojej nowej książki, wyjechał z Paryża po angielsku, zniknął bez śladu (mieszkał wcześniej prawie incognito w Irlandii, Hiszpanii). Do serca szydercy wkradł się widać strach.

Andrzej Czeczot

Z artystów rysowników pracujących w Charlie Hebdo moją uwagę od lat skupiał Georges Wolinski, syn polskiego Żyda, zastrzelony w redakcji, prawie w 80. rocznicę swoich urodzin (wczoraj, w czwartek, odbył się jego pogrzeb). Miał wielki mir u swoich rodaków. Woliński przez 11 lat (1970–1981) był redaktorem naczelnym Charlie Hebdo. To ciekawa osobowość – stał na czele rewolty studentów, aby pracować później dla komunistycznego dziennika „L’Humanite”, dla umiarkowanego „Liberation”, mieszczańskiego pisma „Paris Match”. Zamieszczał w prasie rysunki polityczne – ale wielką, dominującą część talentu przeznaczył na seks, na turbulencje damsko-męskie. Prawie wszystko kojarzyło mu się z ciupcianiem. Mocno tym przypominał innego wybitnego rysownika, swojego rówieśnika, polskiego artystę i mojego kumpla – Andrzeja Czeczota. Mieli zadziwiająco podobne sposoby oglądania oraz oceniania świata. Szczególnie tego bez majtek.

 Zdzisław Smektała  Szpilek zakała

Te ich upodobania skłoniły mnie ongiś do podjęcia prób zorganizowania wspólnej międzynarodowej wystawy: „Wolinski & Czeczot – Znawcy Piekła i Nieba”. Byłem wówczas prezesem legnickiego Satyrykonu, międzynarodowej fundacji zrzeszającej rysowników z całego świata – więc pomysł był bliski realizacji. Tym bardziej że Andrzejowi Czeczotowi organizowałem – także we Wrocławiu – indywidualne wystawy, Andrzej ilustrował moje literackie teksty. Ale uciekł do nieba. A teraz dołączył do niego Georges Wolinski. Jeśli nadal chcieliby mieć wspólną wystawę – muszą tam na mnie jakiś czas poczekać.

 

Zdzisław Smektała, „Szpilek” zakała

Niektóre zdjęcia z Francji – z nutką elegancji

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl