„Kornik zjadł mi wykałaczkę”, „Nie krzycz”, „Izadora Dunkan w pozie ostatecznej” - to niektóre z rzeźb Wiktora Gajdy, które pokazane zostaną na wystawie „Bokiem na wskroś”.
Gajda to rzeźbiarz, który studiował malarstwo, jednak ta dziedzina sztuki nie przynosiła mu satysfakcji, więc zainteresował się rzeźbą. „Po studiach malowałem, ale czułem, że to dla mnie za mało. Powiedziałem sobie - zrób coś, co cię naprawdę satysfakcjonuje. I to był takie hasło do boju” - wspomina artysta.
Urodził się w Toruniu w 1938 roku, studiował w Warszawie w pracowni Artura Nacht Samborskiego. Jego prace trafiły do muzeów narodowych w Krakowie, Warszawie, Wrocławiu i do w Muzeum Sztuki w Łodzi. Dziś pracuje w Warszawie i w Stroniu Śląskim, w Kotlinie Kłodzkiej.
Jego prace, a na wystawie zobaczymy 19 prac rzeźbiarskich, kilka obrazów i kilkanaście rysunków, wyróżnia specyficzne poczucie humoru. Gajda w żartobliwy sposób odnosi się do otaczającej go rzeczywistości, do świata, ikon popkultury, ludzkich słabości i obaw. Sięga też po wątki mitologiczne. Rzeźbi głowy ludzkie, torsy – często bez ramion, bez dalszych części, przypominające maszkarony zdobiące renesansowe lub secesyjne budynki. Dopełnieniem jego prac bywają ironiczne podpisy i nadawane tytuły, jak choćby „kornik, który zjadł wykałaczkę”. Śmiech, groteska to narzędzia, którymi posługuje się z wprawą artysta.
A
„Bokiem na wskroś. Wiktor Gajda – malarstwo, rzeźba, rysunek”. Wystawa w Muzeum Narodowym od 2 do 29 września.