wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

14°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 22:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Rodzina jest lekarstwem - rozmowa z czeskim reżyserem Bohdanem Slamą

Rodzina jest lekarstwem - rozmowa z czeskim reżyserem Bohdanem Slamą

Data publikacji: Autor:

Może kiedyś nakręcę film, który będzie wesoły i lekki, ale jakoś mi to na razie nie wychodzi. Gdy widzę ból i nieszczęście to chcę o tym opowiadać, zastanawiać się nad tym, rozwiązywać je - mówi Bohdan Slama, który do Wrocławia przyjechał na specjalny pokaz swojego filmu "Cztery słońca" w Kinie Nowe Horyzonty (4 stycznia).

Reklama

Agnieszka Kołodyńska: W tytule Pana najnowszego filmu są „Cztery Słońca”, ale w życiu bohaterów tego słońca brakuje. Dlaczego taki tytuł? 

Bohdan Slama: Tak jest rzeczywiście. Film miał mieć zupełnie inny tytuł, dość głupi - brzmiał on „Z klatki wylatuje ptaszek”. Kiedy pisałem scenariusz wiedziałem, że ten roboczy tytuł nie jest dobry. Pojechałem z ekipą na objazdówkę w poszukiwaniu ogródków działkowych, na których mieliśmy kręcić. W scenariuszu występował żółty płot i za wszelką cenę chcieliśmy go znaleźć. Obeszliśmy milion dwieście pięćdziesiąt trzy tysiące ogródków działkowych (śmiech) i byliśmy okrutnie wyczerpani. Chciałem się już poddać, ale doszliśmy do opuszczonego ogródka, w dodatku położonego na pagórku, tak że na horyzoncie było widać tylko niebo. To było to, czego szukaliśmy, w dodatku była tam bramka z czterema słoneczkami, żółtymi słoneczkami. Kiedy wróciłem zmęczony do hotelu cały czas miałem w głowie te cztery słońca i wpadłem na pomysł, by wykorzystać je w tytule.

Pokazuje Pan w swoich filmach życie na prowincji - smutne, beznadziejne, bez  perspektyw. Czeska prowincja tak wygląda, czy Pan przerysowuje jej obraz?

- Wydaje mi się, że w niektórych miejscach ta prowincja jest dużo bardziej depresyjna niż w moich filmach. Mimo to zawsze podkreślam, że prowincja to piękna kraina i że żyją tam mili, spokojni ludzie. Wybieram jednak do moich filmów bohaterów, którzy nie są szczęśliwi i zadowoleni, bo dla mnie muszą nieść w sobie dramat. Może kiedyś nakręcę film, który będzie wesoły i lekki, ale jakoś mi to na razie nie wychodzi. Gdy widzę ból i nieszczęście to chcę o tym opowiadać, zastanawiać się nad tym, rozwiązywać je. Ile mamy wokół siebie dzieci, które cierpią z powodu nieudanych relacji rodziców? Wszystko jedno więc, czy moi bohaterowie będą żyć w Pradze, czy w wiosce, bo tak naprawdę, jeśli te relacje nie działają, to nigdzie nie będą działać. Być może gdybym pokazywał idylliczną wieś i na jej tle zajmował się relacjami między ludźmi byłoby to wyraźniejsze... Nie wiem. Ciekawią mnie obrazy z prawdziwego życia, być może dlatego, że wychowałem się na czeskich serialach. W dzieciństwie wściekałem się na czechosłowackie kino i seriale, bo nie pokazywały prawdy. Tam wszystko było idealne, a bohaterowie szczęśliwi.

O co chodzi z postacią Karela, guru emanującego energią ze zwykłych kamieni? O Czechach stereotypowo mówi się, że są najbardziej laickim narodem Europy, a tu u Pana poszukują jednak duchowości, ale w dość pokrętny sposób?

Rzeczywiście to stereotyp, ale prawdziwy – jesteśmy ateistami, zlaicyzowanym i mało religijnym narodem, mimo to poszukujemy duchowości. Jak widać, robimy to właśnie w bardzo pokrętny sposób.

Traktuje Pan Karela z przymrużeniem oka, trochę złośliwie, ale przyjaźnie...

- Pewnie, że się z niego śmieję. Karel ma nadprzyrodzone zdolności, jest uczuciowy, empatyczny, ale nie wie co z tym zrobić, bo nigdy nie spotkał swojego mistrza. Takich znachorów jak on spotkałem wielu, a bardzo często są to zwyczajni oszuści. To nie dotyczy Karela, bo on ma czyste serce i od samego początku stara się powstrzymać bohaterów, by nie doszło do tragedii. Nie wie co zrobić, nie wie jaka to będzie tragedia, ale coś przeczuwa i dlatego jest to śmieszne. Nie lubię u Karela tego, że chce manipulować ludźmi, ale kocham go za to, że przywróci chłopca do życia. „Cztery słońca”  to troszkę bajka, ale dotyczy realnych spraw.

W filmie zawarł Pan bardzo osobisty wątek związany z utratą dziecka. - Historia opowiedziana w filmie nie jest moim doświadczeniem, ale to prawda, że zginęło mi dziecko. Mój nastoletni syn zginął w samochodowym wypadku, jechał razem z dwoma kolegami. Po jego śmierci zacząłem się zastanawiać nad tym, jakie były przyczyny tego co się stało i doszedłem do wniosku, że często powodem są nadwątlone relacje w rodzinie. Kiedy dziecko widzi, że w domu relacja między rodzicami nie układa się próbuje szukać dobrych relacji gdzie indziej. Dlatego dzieci uciekają z domu, z tego świata, w którym przyszło im żyć i starają się w ten sposób znaleźć drogę wyjścia.

Pana bohaterowie szukają sensu życia, miotają się, robią bezsensowne rzeczy, ale odnajdują się dzięki rodzinie. Lekarstwem na codzienność jest według Pana rodzina?

- Tak dla mnie to lekarstwo i mam nadzieję, że dla widzów także. Jestem głęboko przeświadczony o tym, że dla nas ludzi jest bardzo istotne byśmy mieli dobre relacje zarówno w rodzinie jak też w społeczeństwie.

Rozmawiała Agnieszka Kołodyńska

„Cztery słońca” reż. Bohdan Slama, w kinach od 4 stycznia.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama