Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
- Konkurs Chopinowski – Tomasz Broda patrzy w lewo, cała sala w prawo
- Rysowanie na żywo – rodzaj performansu
- „Przeszkadza mi Pan tym przewracaniem kartek”
- „Rękopis znaleziony we Wrocławiu” w Muzeum Teatru
- Opowieść, która wydaje się nie mieć końca
- „Rękopis” na talerzach i kaflach ceramiki bolesławieckiej
- Wystawa Tomasza Brody w Muzeum Teatru – zwiedzanie, bilety
Konkurs Chopinowski – Tomasz Broda patrzy w lewo, cała sala w prawo
Balkon Filharmonii Narodowej, I etap Konkursu Chopinowskiego. Na zdjęciu Tomasza Brody widać, w jakim miejscu siedzi – z lewej strony dojrzymy kawałek loży jurorskiej i głowę Piotra Palecznego wielkości szpilki.
Z prawej (niewidoczna na zdjęciu) jest scena i występujący na niej uczestnicy konkursu. Cała publiczność patrzy na prawo, Tomasz Broda uparcie obraca głowę tylko w lewą stronę, w stronę jury.
Ma bojowe zadanie – sporządzić karykatury jurorów Konkursu Chopinowskiego – a to, wbrew pozorom, spore wyzwanie artystyczne i logistyczne.
– To nie konkurs muzyki popularnej, podczas którego mogę chodzić między rzędami i przyglądać się ludziom z bliska. W Filharmonii Narodowej mam szansę obserwować jurorów lepiej tylko w trakcie przerw, kiedy włączane są silniejsze światła, bo podczas gry pianistów w sali panuje półmrok, co utrudnia zadanie – tłumaczy wrocławianin.
Od razu też zaznacza, że takie stresujące sytuacje, które wymagają wyjątkowej koncentracji wyzwalają w nim proces twórczy. – Koncentrują energię, której nie jestem w stanie skumulować w innych warunkach – dodaje.
W weekend 18-20 października wszystko się zmieni. Wtedy siedzący w Filharmonii Narodowej Tomasz Broda wreszcie spojrzy w prawo. Powstaną bowiem karykatury finalistów, którzy wystąpią z orkiestrą.
– Będzie ekspresja, ruch, zupełnie inny rodzaj energii – zaznacza artysta, na co dzień też wykładowca wrocławskiej ASP.
Rysowanie na żywo – rodzaj performansu
Wszystko zaczęło się nietypowo. Organizator konkursu, Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, szukał specjalisty, który napisałby artykuł o tradycji rysowania karykatur podczas wielu lat konkursu, od pierwszej edycji w 1927 roku (tekst został opublikowany w biuletynie konkursu).
Dr Paweł Płoski, dyrektor Muzeum Karykatury, zarekomendował Tomasza Brodę. Przy okazji padła propozycja rysowania na żywo jurorów i finalistów XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
– Dla mnie tworzenie na żywo to zapis jedynej, niepowtarzalnej chwili i emocji, jakie towarzyszą rysunkom. Uchwycenie stuprocentowego podobieństwo postaci nie jest rzeczą najważniejszą, zwłaszcza że ludzie mi podczas konkursu nie pozują.
Traktuję tę pracę raczej jako rodzaj performansu, zabawy emocjami. W Filharmonii Narodowej wprawdzie nie mam szansy patrzeć modelowi w oczy, ale też odczuwam błyskawiczne relacje, jakie się nawiązują w krótkich chwilach, gdy pracuję – opowiada Tomasz Broda.
I przyznaje, że kiedy rysuje, muzyka Chopina wykonywana przez uczestników konkursu go niesie. – To są potężne emocje. Kiedy pianiści zaczynają grać, przez całe moje ciało przechodzi prąd i wyładowuje się w rysowaniu – nie ma wątpliwości wrocławianin.
„Przeszkadza mi Pan tym przewracaniem kartek”
Tomasz Broda do pracy w Filharmonii Narodowej zabiera zatemperowane kredki (rysuje czarną i czerwoną) i piórnik z zapasowymi kolorami. W trakcie jednej z sesji wypisały się czerwone kredki, sięgnął więc po pomarańczową. – Dlatego karykatura Pani Ewy Pobłockiej różni się od pozostałych – zwraca uwagę.
Nie temperuje kredek w trakcie przesłuchań. Jego aktywność i tak wystarczająco intryguje sąsiadów.
– Jeden z Panów powiedział mi w przerwie, że bardzo mu przeszkadza ta moja aktywność, zwłaszcza przewracanie kartek. Ale innym razem siedziała koło mnie Pani, która z zainteresowaniem obserwowała, co robię – mówi wrocławski rysownik.
– Staram się po prostu nie przeszkadzać, a nawet podczas pracy mam wrażenie, że nie jestem tak głośny, jak „pacjenci oddziału pulmunologicznego”, czyli słuchacze, którzy w każdej przerwie między utworami wybuchają donośnym kaszlem – żartuje Tomasz Broda.
„Rękopis znaleziony we Wrocławiu” w Muzeum Teatru
Już od 11 października z kolei fani Tomasz Brody mają jeszcze jedną okazję podziwiać jego prace na wystawie zatytułowanej „Rękopis znaleziony we Wrocławiu” w atelier Stefana Arczyńskiego w Muzeum Teatru.
Zainspirowała ją powieść (Jana Potockiego) i film (Wojciecha Jerzego Hasa) „Rękopis znaleziony w Saragossie”, a oglądała już publiczność Festiwalu Kino na granicy w Cieszynie (po czeskiej stronie), Lubuskiego Lata Filmowego w Łagowie i Festiwalu Komedii w Lubomierzu.
Ekspozycja, która powstała jako efekt stypendium prezydenta Wrocławia na realizację przedsięwzięć artystycznych, obejmuje nie tylko zdigitalizowane i powiększone do formatu plakatowego grafiki, ale też szkice i oryginały rysunków.
– To moja graficzna interpretacja powieści i filmu, a zainspirowała mnie forma plastyczna, język wizualny tego filmu, niezwykle oryginalny, ale też historia powstania obrazu hasa, cały kontekst – tłumaczy Tomasz Broda.
I podkreśla, jak szalonym pomysłem w I połowie lat 60.XX wieku, w doświadczonym wojną kraju, w Gomułkowskiej Polsce, był artystyczny film zrealizowany z olbrzymim rozmachem, który jakimś cudem się udał.
– Niezwykłe jest to, że w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu przygotowano wnętrza, a w ograniczonych mocno warunkach zbudowano makiety udające hiszpańskie miasta (Madryt na wrocławskim Morskim Oku), czy plenery w Jurze Krakwsko-Częstochowskiej, które udają góry Sierra Morena.
I jeszcze film zaludniają postaci w groteskowych, odrealnionych kostiumach projektu Jerzego Skarżynskiego, niczym z kraina baśni z tysiąca i jednej nocy – opowiada wrocławski artysta.
Pretekstem do zaprezentowania wystawy nie okazały się dwie rocznice – 60. premiery filmu „Rękopis znaleziony w Saragossie” Hasa, czy 100-lecia urodzin reżysera – raczej zmobilizowały Tomasza Brodę do wykonania serii prac.
– Nie zilustrowałem całego rękopisu, to ponad 700 stron, a sam Potocki pisał powieść przez 14 lat, w kilku wersjach, które się między sobą różnią – tłumaczy wrocławianin.
Opowieść, która wydaje się nie mieć końca
W książce, a potem w filmie Wojciecha Jerzego Hasa śledzimy historię podróży młodego kapitana gwardii walońskiej Alfonsa van Wordena (znakomity Zbigniew Cybulski), który przemierza dzikie góry Sierra Morena zmierzając do Madrytu.
W drodze zatrzymuje się w przedziwnej gospodzie, gdzie rzucają na niego czar dwie mauretańskie księżniczki (cudownie przebiegłe Iga Cembrzyńska i Joanna Jędryka), zaś ich ojciec (Kazimierz Opaliński) sprawia, że van Worden nie może dziwnym trafem dotrzeć do miejsca przeznaczenia.
Także przywódca Cyganów (wspaniały Leon Niemczyk) snuje opowieści, które nie pozwalają van Wordenowi kontynuować podróży.
Nic dziwnego, że ten film zachwycił piewcę surrealizmu, reżysera Luisa Buñuela, który obejrzał go aż trzykrotnie, zaś Martin Scorsese stał się nie tylko wielkim fanem obrazu, ale zapłacił za jego cyfrową rekonstrukcję.
„Rękopis” na talerzach i kaflach ceramiki bolesławieckiej
Te wielkoformatowe ilustracje do książki i filmu są też projektami, które już wkrótce Tomasz Broda zrealizuje na Ceramice Artystycznej Bolesławiec (to realizacja stypendium marszałka województwa dolnośląskiego).
– To kolejny etap mojej pracy, osobiście namaluję pędzlem na talerzach i kaflach sceny z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Akcja powieści i filmu rozgrywa się w Hiszpanii, a elementem kultury są tam kafle ceramiczne w charakterystycznym błękitnym kolorze – mówi Tomasz Broda.
Wiadomo, że produkty trafią potem do sprzedaży w limitowanej serii. Być może jeden komplet trafi, jako prezent, do króla Hiszpanii.
Wystawa Tomasza Brody w Muzeum Teatru – zwiedzanie, bilety
Muzeum Teatru mieści się przy pl. Wolności 7a.
Godziny otwarcia:
środa-sobota — 11.00-17.00niedziela — 10.00-18.00.
Ceny biletów:
normalny – 15 PLNulgowy – 10 PLNrodzinny* – 30 PLNgrupowy* – 10 PLN.