Michała Kwiecińskiego, reżysera i producenta, nie trzeba fanom polskiego kina przedstawiać. Zelektryzował widzów telewizyjnych reżyserując fenomenalny film „Jutro idziemy do kina”, sięgał po biografię Eugeniusza Bodo w filmie (i serialu) z Tomaszem Schuchardtem, obsadził Eryka Kulma w „Filipie” na podstawie prozy Leopolda Tyrmanda, który był hitem kinowym.
Przez kilka ostatnich lat pracował nad filmem „Chopin, Chopin!” o ostatnich 15 latach z życia polskiego kompozytora. To jedna z najdroższych polskich produkcji (kosztowała ponad 60 milionów zł!) i może się okazać jedną z najpopularniejszych, także na świecie.
„Chopin, Chopin!” jest koprodukcją Dolnośląskiego Centrum Filmowego w ramach Dolnośląskiego Konkursu Filmowego.
Zdjęcia do filmu były realizowane we Wrocławiu (we Wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych), Żelaznej, Roztoce, Bolkowie, Lubiążu, Szczawnie-Zdroju.
Premiera wrocławska odbyła się 7 października w Kinie DCF, ogólnopolska filmu „Chopin, Chopin!” już 10 października.
Poczytajcie, co o pracy nad filmem opowiadają reżyser i producent Michał Kwieciński oraz odtwórca roli Chopina Eryk Kulm.
Przed seansem proszę wyłączyć szkolne myślenie o Chopinie
Magdalena Talik: Mówi Pan, że „Chopin, Chopin!” to nie jest ani film biograficzny, ani obyczajowy, ale bardziej psychologiczny.
Michał Kwieciński: Modlę się, żeby widzowie nie oglądali tego filmu jako biograficznego czy obyczajowego, bo nie znajdą w ten sposób satysfakcji.
Próbuję wyłącznie, to może nieskromny zamiar, wniknąć w psychikę Chopina. Zwłaszcza po przeczytaniu wszystkich listów Chopina do rodziny, George Sand, przyjaciół, ale też listów adresowanych do Chopina, co zajęło mi cztery miesiące.
I stwierdziłem, że pielęgnowany u nas wizerunek Chopina, często wyniesiony ze szkoły, jest szkodliwy. Przed seansem proszę wyłączyć myślenie o tym Chopinie, którego mamy w sobie. To nie jest film dla melomanów, ale dla wrażliwych ludzi.
Akcja „Chopin, Chopin!” jest rozciągnięta na 15 lat, ale wygląda naszego tytułowego bohatera się nie zmienia. Zależało mi, aby uchwycić coś, co nie jest związane z fizycznością – psychologiczny moment. Interesowała mnie tylko duchowość relacji i o tym jest ten film.
Znamy wizerunek Chopina z dwóch zdjęć z epoki wykonanych w Paryżu. Eryk Kulm wydaje się być naprawdę podobny do kompozytora. Pracowaliście Panowie razem już przy filmie „Filip”, ale czy młody aktor był jedynym oczywistym kandydatem do tytułowej roli?
Wydaje mi się, że w Polsce tylko Eryk Kulm miał tak idealne psychofizyczne predyspozycje do tej roli. Ale przede wszystkim nie zrealizowałbym z nim tego filmu, gdyby nie potrafił grać na fortepianie.
Dla mnie, jako reżysera, bardzo ważne było, żeby aktor również grał na planie, a nie udawał że wykonuje utwór, a potem ktoś podłożył za niego dłonie do zdjęć.
Eryk gra tak dobrze, że wszyscy przyjęli to za pewnik, choć wymagało od niego niewiarygodnego wysiłku i wielu miesięcy przygotowań.
Wrocław – wspaniałe miejsce dla filmowców
W filmie „Chopin, Chopin!” część zdjęć powstała we wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych. Po raz kolejny wraca Pan do Wrocławia.
Wrocław w ogóle jest wspaniałym miastem filmowym. Kręciłem tu i „Bodo” w Teatrze Capitol i „Filipa” ze zdjęciami m.in. przy ul. Szajnochy.
Tym razem zależało mi, żeby aktorzy raczej nie przebywali w Warszawie, gdzie na co dzień mieszkają. Wydawało mi się, że kiedy się oddalimy od miejsca zamieszkania, pojawia się jednak zupełnie inne skupienie. Wtedy zajmujemy się już tylko tym filmem, a nie życiem osobistym, codziennymi sprawami.
Wrocław był wspaniałą propozycją, bo ma doskonałą halę zdjęciową w Wytwórni Filmów Fabularnych, świetne warunki do pracy, więc po Warszawie to był dosyć oczywisty wybór.
Jakie sceny z filmu były kręcone we Wrocławiu?
Zbudowaliśmy w studiu trzy mieszkania Chopina. Dwa nie miały dostępu do słońca, więc były dosyć ponure, mniej atrakcyjne.
Ale ostatnie z nich, przy placu Vendôme, gdzie Chopin spędził jedynie trzy finalne tygodnie życia, jest inne, bardzo luksusowe, ze wspaniałymi, wychodzącymi na południe oknami. W studio uzyskanie tego efektu nie było łatwe, a prace poprzedził research w Paryżu.
Chcieliśmy odtworzyć wszystko bardzo solidnie, dlatego dekoracja została wybudowana wiarygodnie – z prawdziwymi podłogami, a nie pomalowaną sklejką, identycznymi oknami, czy zaaranżowanym przez nas wyposażeniem wnętrz. Myślę, że spełni oczekiwania widzów.
Szczawno Zdrój – paryski szyk w teatrze zdrojowym
Kręcił Pan film nie tylko we Wrocławiu, także na Dolnym Śląsku. Jakie miejsca zobaczymy?
Teatr Zdrojowy w Szczawnie-Zdroju gra paryską salę Pleyela i udało nam się ją genialnie odtworzyć. Oczywiście, skorzystaliśmy z architektury, zastąpiliśmy krzesła innymi, na scenie położyliśmy też nowe deski.
Wysiłek był olbrzymi, a scenografowie Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński, na szczęście, otrzymali za niego nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Podobnie jak autorki kostiumów – Magdalena Biedrzycka i Justyna Stolarz. Mam nadzieję, że Państwo poczujecie się, dzięki realizatorom, jak w Paryżu.
Trwający właśnie Konkurs Chopinowski obserwują tysiące ludzi w wielu krajach na świecie. A w ilu krajach będzie pokazywany film „Chopin, Chopin!”?
Do tej pory sprzedano go do 60 krajów, właściwie na cały świat, bo to Europa, Stany Zjednoczone, Azja kupiły ten film do dystrybucji kinowej, co jest, wydaje mi się, dosyć dużym ewenementem. Uwierzyli, że widzowie chętnie go obejrzą.
Eryk Kulm – Chopin był rewolucjonistą
Magdalena Talik: Pracuje Pan we Wrocławiu nie po raz pierwszy, przy „Filipie w samym mieście, a w przypadku filmu „Chopin, Chopin!” w atelier Wytwórni Filmów Fabularnych. Czy to dobre miasto do pracy dla filmowców?
Eryk Kulm: Wrocław jest dla mnie tak wspaniały, że zawsze cieszę się, kiedy mogę tu wrócić. To jedno z niewielu miast w Polsce, w których mógłbym mieszkać. Ma piękną architekturę, a ludzie są niezwykle przyjaźni, co wspominam, kiedy chodziliśmy tu na imprezy i spędzać czas.
Budowanie postaci Chopina w sytuacji, gdy narosło wokół niej tyle mitów i oczekiwań, a każdy ma własne wyobrażenie kompozytora, musiało być trudne. Jak przystępował Pan do pracy nad rolą?
Musiałem Chopina poznać, zobaczyć kim jest. Nie do końca zgadzała mi się wizja postaci w kontekście jego muzyki, czyli smutnego, chorego gościa.
Przecież utwory Chopina są tak genialne, przewrotne, nowatorskie, jak na tamte czasy. Był rewolucjonistą. Pierwszym pianistą, który grał pierwszym palcem po czarnych klawiszach. Więc jak mógłby być po prostu smutny.
Nie bał się Pan, że zszokujecie filmem Polaków?
Chopin jest w Polsce prawie świętą postacią, a my, rzeczywiście, zrzucamy go trochę z piedestału. Trudno, ktoś musi.
Są role, które ustawiają czasem aktorom karierę, albo przynajmniej sposób ich postrzegania. Nie boi się Pan, że będzie się Pan teraz kojarzył z Chopinem?
Obawa jest, ale myślę, że to nie problem. Najwyżej przez jakiś czas nie dostanę nowych ról. Coś się znajdzie do roboty. To bym przeżył, można gorzej skończyć.
Pytanie może trywialne, ale i bardzo trudne, zwłaszcza jeśli się kocha muzykę Chopina. Czy ma Pan swój ulubiony utwór?
Jest wiele doskonałych, upodobanie też mi się z czasem zmienia, ale teraz może Scherzo h-moll. Matematyczny, wspaniały utwór.