wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

19°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 23:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Plany dla Muzeum – Piotr Oszczanowski

- Przed nam nietuzinkowe przedsięwzięcia przygotowane z myślą o pokazaniu Wrocławia i także Śląska jako miejsca, które było zawsze ważne, w centrum wielkiej polityki europejskiej i światowej – zdradza pomysły na ESK Wrocław 2016 Piotr Oszczanowski, nowy dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu. W poniedziałek 20 stycznia Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski przedstawi oficjalnie dyrektora.

Agnieszka Kołodyńska: Objął Pan stanowisko dyrektora Muzeum Narodowego, które przez 30 lat piastował Mariusz Hermansdorfer. Taka perspektywa przytłacza, onieśmiela?

Piotr Oszczanowski: - Siłą rzeczy, bo jestem dyrektorem na dorobku i nie mam się na razie czym chwalić. Odnoszę się do tej spuścizny z ogromnym szacunkiem, 30 lat to przecież całe pokolenie! Muzeum jest bardzo specyficzną instytucją, tworzy się je latami. Muzeum ewoluuje i następują zmiany. To jest nieuniknione i cały czas się dzieje. Nowym wyzwaniem dla nas jest teraz Pawilon Czterech Kopuł. Zmiany jednak muszą być wprowadzane w sposób przemyślany, muszą być czytelne i konsekwentne. My jako Muzeum jesteśmy, mówiąc krótko, depozytariuszem pamięci i spuścizny i nie możemy dawać złego przykładu. Odnoszę się do tego, czego dokonał Pan Mariusz Hermansdorfer z olbrzymią estymą, szacunkiem i uznaniem. Poczuwam się do wprowadzenia Muzeum w nową rzeczywistość, bo zmieniła się formuła dyrektorowania. Proszę pamiętać, że jestem dyrektorem kontraktowym, powołanym na pięć lat. W tym czasie mam wykonać określone zadania – to co dobre, wartościowe kontynuować i dostosować się do dzisiejszych czasów.

Jaka rola muzeum jest Panu bliższa? Muzeum widzi Pan jako miejsce popularyzowania wiedzy, sztuki, historii, czy raczej jako depozytorium, miejsce gromadzenia i zabezpieczania zbiorów?

- Trzeba łączyć obie te funkcje. Świadomość, że jesteśmy odpowiedzialni za historyczną spuściznę powinna iść w parze z próbą uczynienia tego miejsca przyjaznym, otwartym, życzliwym. Moim marzeniem jest, aby właśnie kreować rodzaj swoistej mody na muzeum, by właśnie w tym miejscu spotykali się ludzie, umawiali się ze sobą. To ogromne wyzwanie. Zadeklarowałem to pisząc plan moich działań. Chciałbym, aczkolwiek wiem, że to niemały wysiłek, sprawić, aby młody człowiek, który spędza teraz czas wolny w galeriach, ale handlowych zmienił swoje przyzwyczajenia. Żeby w muzeum umawiał się z kolegami i koleżankami, żeby Muzeum stało się miejscem, do którego ludzie lgną, które ma dla nich atrakcyjną ofertę. Postaram się temu podołać.

Dolny Śląsk odgrywa ważną rolę w Pana naukowych zainteresowaniach i w działaniach Muzeum Narodowego. Wykorzysta Pan ten potencjał w przygotowaniach do Europejskiej Stolicy Kultury?

- Nie może być inaczej. Zobowiązuje nas do tego historia zbiorów Muzeum. Posiadamy przeogromną, największą na tym terenie kolekcję sztuki i rzemiosła śląskiego. W odległej przeszłości nasze Muzeum zwało się Muzeum Śląskim, a zatem mamy obowiązek statutowy prezentować, upowszechniać i badać Dolny Śląsk. Jesteśmy do tego przygotowani, ba od początków istnienia Muzeum tym się zajmuje. Nie wchodzę w nieznany mi nurt rzeki. Ta dolnośląska rzeka płynie tu od wielu lat. Moim zadaniem jest wykorzystanie tej energii i potencjału. To wartość, z której powinniśmy być dumni. Nieprzypadkowo obce galerie szczycą się posiadaniem śląskich rzeźb, mówię o sztuce średniowiecznej, nieprzypadkowo obrazy Michaela Willmanna są ozdobą kolekcji malarstwa barokowego. Nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów m.in. w kontekście Europejskiej Stolicy Kultury. Muzeum Narodowe dziś już bardzo intensywnie pracuje nad przygotowaniami do ESK. Jestem tu od dwóch tygodni i zdążyłem poznać bardzo atrakcyjne pomysły, bardzo ciekawy kapitał, w postaci ludzi, którzy tu pracują. Mamy możliwości badawcze i ekspozycyjne, aby zaistnieć w tym wyjątkowym okresie, jedynym jaki jest nam dany. Nie możemy tej szansy zmarnować dlatego już nad tym pracujemy.

Zdradzi Pan szczegóły?

- Przypomnę wielką inwestycję, która trwa, czyli remont Pawilonu Czterech Kopuł, ale nie zdradzę przedsięwzięć muzealnych, które już się urodziły. Proszę wierzyć, że będą to znaczące wydarzenia. Nie ujawniam szczegółów, bo podchodzę bardzo odpowiedzialnie do tych przygotowań i nie chcę być gołosłowny, gdyby coś jednak nie wyszło. Oczywiście sukcesywnie będziemy o wszystkim informować, bo kalendarium wydarzeń jest już zaplanowane. Mogę jedynie powiedzieć, że będą to nietuzinkowe przedsięwzięcia przygotowane z myślą o pokazaniu Wrocławia i także Śląska jako elementu, języczka u wagi Europy, miejsca, które było zawsze ważne, w centrum wielkiej polityki europejskiej i światowej. Chcemy to pokazać przez artystów, których mamy i którymi możemy się szczycić, przez dzieła w naszym posiadaniu i takie, o które będziemy zabiegać. To wiąże się z nową filozofią działania, jaką niesie zmiana dyrekcji. Doceniamy wielki wysiłek, jakim była prezentacja zbiorów własnych i kontynuujemy ten nurt, ale też skupiamy się na wystawach czasowych. Takich, które będą prezentowały zagadnienia problemowe, będą stawiały widzom pytania, podsuwały odpowiedzi. Będą przejawem budowania interakcji z widzami.

Sporo rzeczy w tej kwestii Muzeum już robi. Organizuje wykłady z historii sztuki, spotkania, warsztaty dla dzieci i młodzieży…

- Właśnie, wychodzę z założenia, że dobrych rzeczy nie należy zmieniać. Ulepszanie często przynosi zmiany na gorsze. Oczywiście jesteśmy świadomi, że w perspektywie dwóch lat będziemy musieli zbudować całkiem nowy program edukacyjny dla Pawilonu Czterech Kopuł i Europejskiej Stolicy Kultury. Rozmawiamy o tym, przygotowujemy się. Historia sztuki, której czuję się reprezentantem, uczy pokory wobec czasu. Mamy czas na przygotowania, ale z drugiej strony on nieludzko szybko płynie, dlatego mam nadzieję, że te pierwsze dwa tygodnie mojej pracy w Muzeum już były konstruktywne.

Trudno z naukowca i nauczyciela akademickiego przedzierżgnąć się w dyrektora instytucji?

- W urzędnika? (śmiech). Łączy się to trochę z moim osobistym doświadczeniem. Naukę traktowałem jako rodzaj swoistego wyzwania. Wyznaczałem sobie plany, dotyczyły one w mniejszym stopniu wyzwań muzealnych, ale i takie się zdarzały. Pracowałem często z bardzo licznym gronem muzealników i nieskromnie pochwalę się, że ostrogi muzealne zdobywałem przez lata pracując a to z Muzeum Miejskim Wrocławia, a to z Zakładem Narodowym im. Ossolińskich, Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze. Nie jest mi to obca materia. Zresztą, poczynając od poprzedniego dyrektora Mariusza Hermansdorfera i kończąc na większości pracowników Muzeum Narodowego, większość z nich to absolwenci Katedry, czy też Instytutu Historii Sztuki. Jednym słowem nie ma dla mnie sprzeczności z tym co robiłem i robię teraz. Jako dyrektor muszę wyznaczyć cele zespołowi i zabezpieczyć na nie środki. Taka jest proza życia.

Poprzedni dyrektor odchodząc na emeryturę zawiesił w gabinecie dyrektorskim XVII-wieczne obrazy. To był ukłon w Pana stronę, jako specjalisty od sztuki nowożytnej. Jednak ponownie wiszą tu dzieła sztuki współczesnej. Skąd ta zamiana?

- Sztukę współczesną podziwiam impulsywnie, spontanicznie refleksją typową dla dziecka, bo na niej się nie znam. Znam się natomiast na sztuce nowożytnej i bolało mnie oglądanie pozostawionych obrazów, bo były bardzo kiepskie. Patrzyłem na nie i zastanawiałem się jak można tak fatalnie malować i nie dawało mi to spokoju. Teraz mam przyjemność patrzeć na te wspaniałe kolory i kompozycje Lebensteina, niezwykły świat Makowskiego, czy też fantastyczną kompozycję Jeremianki oraz Kantora. To mnie urzeka, daje mi pewne odprężenie, komfort i przyjemność.

Sporo dzieł sztuki po II wojnie światowej zostało wywiezionych z Dolnego Śląska do warszawskich muzeów. Część z nich oglądać można we Wrocławiu jako depozyty warszawskich placówek. Uważa Pan, że te dzieła powinny wrócić tu, gdzie powstały?

- W ostatnich latach wiele w tej dziedzinie się zmieniło. Część z dzieł, które znalazły się poza Wrocławiem i Śląskiem wróciła. Nie ma też już problemu z udowadnianiem, że są to dzieła śląskich artystów. Z drugiej strony jednak trzeba do tego tematu podejść odpowiedzialnie, bo nawet jeśli dzieła wrócą, to co dalej z nimi ma się dziać? Istotą dzieła sztuki jest jego udostępnienie, przynajmniej ja to tak odczuwam, co może różnić mnie od muzealnika. Nie mam satysfakcji ze stanu posiadania. Jeśli mam jakieś wartościowe dzieło, to chcę, by tą wartością cieszyły się oczy innych ludzi. Przejmując takie dzieło zobowiązuję się, że nie ukryję go w magazynie, ale je wyeksponuję. Proszę się przejść po tym olbrzymim gmachu i znaleźć miejsce na nowe ekspozycje (śmiech). Sytuacja zmieni się diametralnie, gdy będziemy mieć gotowy Pawilon Czterech Kopuł. Taka kubatura, taka przestrzeń, że rzeczywiście jest dla nas wyzwaniem jak odpowiednio ją wykorzystać. Będzie to skutkować zmianami zauważalnymi w budynku przy pl. Powstańców Warszawy. W przyszłości nie zaniechamy eksponowania tego co śląskie, wrocławskie. To rodzaj obowiązku, który wypełniał Mariusz Hermansdorfer i sztab bardzo kompetentnych specjalistów, którzy tu pracują i mam nadzieję, jeszcze długo będą. To oni sprawili, że mamy świadomość skąd pochodzą te dzieła i do kogo należały.

Remont Pawilonu Czterech Kopuł zakończy się w czerwcu 2015 roku. To dużo, czy mało czasu na przygotowanie od podstaw ekspozycji sztuki współczesnej?

- Bardzo mało czasu. Dlatego już pracujemy nad koncepcją wystawy. W ramach inwestycji już zapadły decyzje dotyczące przestrzeni wystawienniczej, oświetlenia, układów mijających się ekranów, które będą instalowane na przeszklonym dziedzińcu. O szczegółach będziemy informować wraz z postępem prac budowlanych.

Rozmawiała Agnieszka Kołodyńska

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama