Wtedy miała za sobą trzy albumy – legendarny i poszukiwany wówczas przez polskich fanów debiut „Dreamland”, po którym okrzyknięto ją następczynią niezapomnianej Billie Holiday, płytę „Careless Love”, na którą trafił cover „Dance me to the end of love” Leonarda Cohena i wreszcie „Half The Perfect World”, gdzie znalazły się piosenki zarówno samej Peyroux, jak i Joni Mitchell, czy Boba Dylana. Teraz Kanadyjka ma już niewspółmiernie większe doświadczenie (nagrała jeszcze trzy krążki, najnowszy „The Blue Room” z utworami Raya Charlesa w ubiegłym roku) i ustabilizowaną pozycję.
Jej fani cenią sobie przede wszystkim fakt, że przez minione lata nie zmieniła specjalnie stylu, który, podobnie jak niski głos, jest jej znakiem rozpoznawczym. Na koncertach nie przypomina w ogóle gwiazdy, raczej kobietę z sąsiedztwa, jaka za moment chwyci za gitarę i zaśpiewa coś, co wszyscy znamy w zupełnie nowy sposób. Jej występy nie mają w ogóle znamion show, to spotkania ze słuchaczami amerykańskich standardów, sięgającymi często do tradycji. Peyroux nie boi się nagrywać po raz kolejny znanych piosenek, przeciwnie, szuka w nich uniwersalnego idiomu i tłumaczy dla dzisiejszej publiczności. Kanadyjka nie musi się do nikogo wdzięczyć, bo też udowodniła, że nawet kiedy kilka lat temu zaczęła się jej zawrotna kariera potrafiła wrócić do korzeni i bez wynoszenia się ponad innych zagrać z ulicznymi muzykami, którzy kiedyś byli niemal jej drugą rodziną.
Koncert Madeleine Peyroux we Wrocławiu już 7 maja w Synagodze pod Białym Bocianem w ramach Ethno Jazz Festival. Początek koncertu o godzinie 20.00. Bilety kosztują 90-150 zł, wejściówki stojące 60 zł (dla uczniów i studentów).
Magdalena Talik