Eksperyment wydawał się ciekawy, ale mnie nie przekonał. Paradoksalnie zabrakło w nim człowieka, którego widać w oryginalnym „Kronosie” . Gombrowicz zderza w nim siebie – pisarza, z sobą – człowiekiem zwykłym, codziennym, katalogującym kochanki i kochanków, swoje dolegliwości, problemy z wydawnictwami, życie towarzyskie. Wychodzi z niego mały człowiek, ale zaskakująco ludzki. Żaden tam pomnikowy pisarz.
Garbaczewski nie przeniósł „Kronosa” na scenę w ścisłym sensie. Zapiski Gombrowicza wyświetlane są w dole przeciwpożarowej kurtyny, za którą grają aktorzy. Ich intymny świat podglądamy okiem kamery, bo część spektaklu wyświetlana jest na blaszanej zaporze. Przed nią stoi robot – fatom pisarza zapisujący wciąż to samo zdanie, bez końca.
Aktorskie kronosy
Aktorzy wygłaszają monologi dotykające intymnych tematów, artykułują swoje kronosy - ukryte i wstydliwe historie, zainspirowane gombrowiczowskimi wyznaniami. Nie są jednak tak oszczędni w formie jak twórca „Ferdydurke”. Przytłacza liczba słów, które z siebie wyrzucają. Nimfomanka, grana przez Sylwię Boroń, opowiada o seksulanych podbojach i o budowaniu na nich poczucia własnej wartości. W trakcie swojego wyznania odgrywa stosunek seksualny. Pech chciał, że w tym momencie zawiodła aparatura i publiczność straciła wizję, ale fonia w zupełności wystarczyła. Widzowie nie zareagowali przekonani, że być może to zabieg reżyserski, zwłaszcza, że tuż przed premierą na kurtynie wyświetlał się napis „Spektakl odwołany”.
Adam Cywka wygłasza swój monolog o rozkładzie rodziny i zmianach żon i partnerek przy dyrygenckim pulpicie. Brzmi to trochę jak socjalistyczna samokrytyka. Nie wchodzi w szczegóły, zastępuje je mocnym „Pomijam, pomijam, pomijam”. Adam Szczyszczaj od niechcenia dzieli się seksoholizmem swojej postaci i kontaktami telefonicznymi przypisanymi grupie sex. Już ich nie przechowuje, bo przeszłość to dla niego zamknięty rozdział.
Wśród tych ekshibicjonistycznych postaci grasują sadystyczni chirurdzy, lekarze przywodzący na myśl demonicznego Doktora Jekylla. W swoim laboratorium trepanują czaszki , opatrują kikuty. Za pomocą wiertarek, dłut, gwoździ i młotków wydobywają z pacjentów krwawe ochłapy, które wrzucone zostają do piramidy czasu, a ta, niczym mikrofalówka, odgrzewa wspomnienia. Pamięć bowiem, wydaje się być główną osią spektaklu – to w jaki sposób zapamiętujemy i zapominamy, co ukrywamy, a co eksponujemy. Ale czy na pewno? Przez scenę przebiega matrixowski królik, a za nim aktorzy. Ta groteskowa pogoń nie ma sensu.
"Hańba!", czyli "O czym to jest?!"
„Co to k… jest?! O czym to jest?!” wykrzykuje Adam Szczyszczaj uprzedzając niejako komentarze konserwatywnych widzów po spektaklu. Garbaczewski bezpośrednio nawiązuje do wydarzeń w Starym Teatrze w Krakowie, związanych z przerwaniem „Do Damaszku” Jana Klaty. Wrocławskiego spektaklu, w którym także znalazła się scena stosunku seksualnego, nikt nie przerwał. Między scenami wstał jedynie Bogusław Litwiniec , założyciel dawnego, studenckiego Teatru Kalambur i stwierdził, że teatr potrzebuje pomocy. Następnie opuścił widownię. Ewentualne okrzyki uprzedziła Ewa Skibińska kończąc swój występ parodystycznym „Hańba!”.
Przerwaną narrację podjął Wojciech Ziemiański. Dyktuje sekretarce swoje wspomnienia ze szkoły aktorskiej, opowiada o przesłuchaniu na milicji, wyborze tematu pracy magisterskiej. Decyduje się pisać o Gombrowiczu mając nadzieję, że wreszcie czegoś się o nim dowie. Publiczność jest zmęczona kolejnymi wyznaniami, kręci się niespokojnie. W odpowiedzi Ziemiański wykrzykuje: „Interesuje was to w ogóle?” tym samym kończąc spektakl.
Ta banalna współczesność
Garbaczewski, eksponując poszczególne kronosy, zastanawia się nad banalnością współczesności, pokazuje, że nawet najbardziej intymne sekrety, czy wspomnienia nikogo już nie interesują, bo wszystko już było: wypisane na facebookowej tablicy, skomentowane smsem lub na tweeterze, wyznane w kolejnym idiotycznym talk show w telewizji. Niby ma racje, ale to też już było. Niezbyt odkrywczych stwierdzeń nie da się ukryć za pojemnym i nośnym hasłem „Kronos”.Klemetyna Suchanow, badaczka i znawczyni twórczości i życia Gombrowicza wyznaje w programie do spektaklu, że „ma dosyć Witolda Gombrowicza w teatrze” . I to chyba prorocze słowa, bo inscenizacja Teatru Polskiego nie przynosi zaskoczenia, nie jest świeżym głosem w krytyce współczesności. Jest eksperymentem, ale bez znaczących wyników.
Agnieszka Kołodyńska
„Kronos”, premiera 15 grudnia w Teatrze Polskim. Adaptacja sceniczna i reżyseria Krzysztof Garbaczewski, scenografia – Aleksandra Wasilkowska, kostiumy – Svenja Gassen, wideo – Robert Mleczko, muzyka – Julia Marcell. Grają: Sylwia Boroń, Agnieszka Kwietniewska, Halina Rasiakówna, Ewa Skibińska, Janka Woźnicka, Marta Zięba, Adam Cywka, Andrzej Kłak, Cezary Łukaszewicz, Marcin Pempuś, Paweł Smagała, Adam Szczyszczaj, Wojciech Ziemiański.